Szefowie nie chcą pensji na pasku załogi

Jarosław Królak
opublikowano: 2009-04-14 00:00

Tylko związkom podoba się

Rządowy pomysł na likwidację ustawy kominowej budzi ogromne kontrowersje

Tylko związkom podoba się

propozycja, by płace

zarządów państwowych

firm zależały

od przeciętnego

wynagrodzenia w zakładzie.

Rząd zgodził się na skasowanie powszechnie krytykowanej ustawy kominowej. To dobra wiadomość, ale to, co ma ją zastąpić, już budzi kontrowersje. Rząd proponuje, by zarobki prezesów i członków spółek z większościowym udziałem skarbu państwa były uzależnione od średniej pensji w przedsiębiorstwie. Obecni i byli menedżerowie spółek skarbu uważają, że to pomysł bez sensu.

— Skutek takiego rozwiązania może okazać się wręcz odwrotny do zamierzonego. Wynagrodzenia zarządów mogą nawet spaść zamiast wzrosnąć — twierdzi Ra- fał Juszczak, były prezes PKO BP.

Płacowa aberracja

Obecna ustawa kominowa ogranicza pensje szefów państwowych firm — w zależności od ich rodzaju — do cztero- lub sześciokrotności przeciętnego wynagrodzenia (odpowiednio 12,8 tys. zł i 19 tys. zł). Menedżerowie zarabiają tam kilka razy mniej niż w prywatnych spółkach.

— Ustawa kominowa powoduje, że prezes największego w Polsce banku zarabia rocznie mniej niż prezes drugiego co do wielkości w ciągu dwóch tygodni. Na razie nikt nie wymyślił lepszego sposobu wynagradzania menedżerów niż wynagrodzenie określane jako rynkowe — mówi Andrzej Klesyk, prezes PZU.

Często szefowie państwowych firm zarabiają nawet mniej niż ich podwładni. I tak np. Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu, zajmuje dopiero 46. miejsce na liście płac. Jerzy Pruski, obecny prezes PKO BP, plasuje się w swoim banku w okolicach 100. pozycji.

Dysproporcja zarobków powoduje, że najlepsi menedżerowie omijają państwowe spółki szerokim łukiem.

— Z powodu braku możliwości zaproponowania odpowiednio atrakcyjnego wynagrodzenia Grupa Lotos od wielu miesięcy ma poważny problem z obsadą kluczowych stanowisk, np. wiceprezesa ds. poszukiwań i wydobycia ropy naftowej oraz wiceprezesa ds. handlu — mówi Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu.

Dlatego rząd zgadza się na likwidację kominówki.

Po myśli związkowców

Planowane powiązanie zarobków zarządów z przeciętnym wynagrodzeniem w danym przedsiębiorstwie podoba się związkom, ale organizacje pracodawców mocno je skrytykowały. Menedżerowie z państwowych firm też nie zostawiają na pomyśle suchej nitki.

— To populistyczny pomysł, który doprowadziłby do konfliktu interesów. Zarząd zamiast podnosić wartość firmy i przynosić zyski, zająłby się windowaniem funduszu płac. Skarb państwa strzeliłby sobie w kolano — komentuje proszący o anonimowość członek zarządu dużej spółki skarbu państwa.

Wiceprezes jednej z dużych państwowych firm wskazuje, że zachęcanie zarządów do podnoszenia płac nie jest rozsądne, szczególnie w warunkach kryzysu.

— Zarobki menedżerów powinny być uzależnione tylko od wielkości spółki i jej wyników — mówi wiceprezes.

Są i łagodniejsze opinie. Prezes spółki córki w jednej z dużych państwowych grup dostrzega jeden pozytywny aspekt propozycji rządu.

— Pomysł na pewno spodoba się prezesom spółek o strukturze holdingowej, gdzie spółka matka zatrudnia niewielu pracowników, ale za to dobrze opłacanych —mówi nasz rozmówca.

Waży słowa także Paweł Olechnowicz. Podkreśla, że odejście od kominówki jest konieczne, bo pozwoli skuteczniej budować wartość spółek i rywalizować z sektorem prywatnym.

— Docelowo myślę o takim rozwiązaniu, które powiąże wynagrodzenia menedżerów w państwowych spółkach z realiami rynku oraz uwzględni zakres ich obowiązków i efektywność w zarządzaniu — dodaje Paweł Olechnowicz.