Po ośmiu latach procesu i czternastu od upadku Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI), sąd pierwszej instancji wydał wyrok, w którym odniósł się do odpowiedzialności kierownictwa firmy za straty klientów.
- Sąd okręgowy po zapoznaniu się z materiałem dowodowym zebranym w tej sprawie doszedł do wniosku, że materiał ten nie zawiera takich dowodów, które pozwalają na przypisanie winy oskarżonym – stwierdziła sędzia Anna Bator-Ciesielska, która rozpatrywała sprawę.
Tym samym uniewinniła Macieja Soporka, Łukasza Kaczora oraz Andrzeja S. od zarzutu spowodowania u klientów WGI straty w wysokości 248 mln zł
- W działalności WGI Domu Maklerskiego i WGI Consulting dochodziło do pewnych uchybień, ale nie każde uchybienie powoduje odpowiedzialność karną – tłumaczyła sędzia ustnie przedstawiając główne motywy wyroku.
Państwo zawiodło
Gorzkie słowa padły pod adresem organów ścigania i Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG), którą w 2006 r., tuż po upadku WGI, zastąpiła Komisja Nadzoru Finansowego (KNF). Prokuraturze i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) sędzia wytknęła słabą jakoś materiału dowodowego, przypominając jednocześnie, że wiele dokumentów sama ściągała z innych sądów, gdzie toczyły się poboczne wątki sprawy.
- Gros postępowania dowodowego zostało przeprowadzone na etapie postępowania sądowego. Tak nie powinno być. Gromadzenie dowodów to nie jest sprawa sądu – stwierdziła Anna Bator-Ciesielska.
Prokuraturze zwróciła uwagę, że w sprawie o takiej materii mogła się wesprzeć zespołem zewnętrznych ekspertów. Podkreślała, że nie jest to zabronione.
- Jest mi przykro wobec osób pokrzywdzonych, bo to państwo zawiodło. Przez te uchybienia nie poznamy prawdy – zaznaczyła Anna Bator Ciesielska.
Działania KPWiG bezpośrednio poprzedzające upadek WGI uznała za „delikatnie mówiąc budzące zdziwienie”. Przyznała rację menedżerom WGI odnośnie tego, że w działaniach KPWiG widać było elementy paniki.
- Gdyby nie decyzja o cofnięciu licencji (licencji maklerskiej WGI – red.), większość klientów odzyskałaby swoje środki. Nie mówię o zyskach, ale o tym co było wpłacone – stwierdziła Anna Bator-Ciesielska.
Jej zdaniem cofnięcie licencji było niezwykle nieodpowiedzialne. Przypomniała przy tym, że część pokrzywdzonych w sprawie WGI jest tego samego zdania, bo pozwała KNF.
Wyrok w sprawie menedżerów WGI został ogłoszony pół godziny po zakończeniu mów końcowych oskarżycieli, obrońcy i samych menedżerów WGI.
Sprawa karna, jaką grupa poszkodowanych wytoczyła pracownikom KPWiG, kilka lat temu zakończyła się prawomocnym umorzeniem.
Nadużycie zaufania…
W zakończonym właśnie procesie menedżerów WGI prokuratura domagała się 6 lat więzienia dla Macieja Soporka i Łukasza Kaczora oraz 4,5 roku dla Andrzeja S. Dwaj pierwsi mieliby jeszcze zapłacić po 120 tys. zł grzywny, trzeci – 80 tys. zł.
W mowie końcowej prokurator Marek Skrzetuski, który sprawę przejął na początku 2020 r., koncentrował się na tym, co bezpośrednio poprzedziło upadek WGI, czyli pojawianiu się w różnych miejscach różnych sald rachunków klientów WGI. Podkreślał, że na szefach firmy ciążył obowiązek rzetelnego informowania klientów i nie mieli oni prawa uznaniowego dysponowania pieniędzmi klientów jak własnymi, co według prokuratury miało miejsce.
- Nie jest niczym nagannym chęć wzbogacenia. Nie jest zarzutem stawianym oskarżonym, że na prowadzonej działalności chcieli zarobić. Czym innym, jak nie chęcią zysku, motywowani byli pokrzywdzeni powierzając pieniądze oskarżonym – mówił prokurator.
Przypominał, że stany rachunków raportowane klientom były znacznie wyższe od raportowanych do KPWiG. Zdaniem prokuratury, brak sprawnego systemu księgowego sprawiał, że dom maklerski nie panował nad informacjami. W konsekwencji klienci, którzy wypłacali pieniądze, mieli to robić kosztem wnoszących nowe wpłaty. Prokuratura kwestionowała też samo istnienie systemu wycen aktywów
- O wewnętrznych algorytmach wyceny WGI nie wiedział nikt poza zarządem – mówił Marek Skrzetuski.

Prokuratura kwestionowała też transfery w ramach spółek z grupy WGI i pożyczki udzielane członkom zarządu. Zdaniem prokuratury wszyscy biegli powołani w tej sprawie wskazywali na nieprawidłowości.
- Oskarżeni zdają się prezentować stanowisko, że - rzekomo brakująca z winy organów ścigania - dokumentacja była prowadzona rzetelnie. Pomijając już zeznania pracowników WGI, pomijając też zeznania syndyka WGI, który odniósł się do zarzutów niszczenia dokumentacji, warto zauważyć, że te same osoby, które tak solennie zapewniają o prawidłowości tej dokumentacji zostały skazane prawomocnym wyrokiem z ustawy o rachunkowości w pobocznym wątku tej sprawy – przypominał Marek Skrzetuski.
Chodziło mu o wyroki w zawieszeniu dla Macieja Soporka i Łukasza Kaczora. Temu ostatniemu wypomniał jeszcze prawomocny wyrok (też w zawieszeniu) za nakłanianie jednego ze świadków do zatajenia prawdy podczas składania zeznań w postępowaniu administracyjnym przed KNF.
- Jeśli wszystko było w porządku, to po co takie działanie? – pytał prokurator.
Nie wniósł o zrekompensowanie strat pokrzywdzonym, bo jak tłumaczył postępowanie tego dotyczące toczy się już z powództwa KNF, a Kodeks postępowania karnego zabrania składania podobnego wniosku w takiej sytuacji. Oczekiwał więc tylko skazania za nadużycie zaufania w obrocie gospodarczym.
…czy oszustwo
- Oskarżeni stworzyli piramidę finansową. To było oszustwo. W związku z czym wnoszę o to, by sąd dokonał zmiany kwalifikacji czynu z niegospodarności na oszustwo – apelował Dariusz Okolski, radca prawny, będący jednym z oskarżycieli posiłkowych i występujący zaraz po prokuratorze.
Wymiar kary pozostawił do uznania sądu. Sama zmiana kwalifikacji prawnej byłaby w tym przypadku symbolem. Za przestępstwo, którego dopatrzyła się prokuratura, jak i za to, które widział Dariusz Okolski, grozi maksymalnie 10 lat więzienia.
Radca prawny, tak jak prokurator, zwracał uwagę na różnice w raportowaniu wobec klientów i KPWiG.
- Casus WGI, casus piramidy finansowej, nie różni się od nowych wydarzeń, jak Amber Gold, W Investments i paru innych. Ale jest też kolosalna różnica: sprawcy tamtych nieszczęść siedzą. Zostali zatrzymani albo już skazani. W tej sprawie tak nie jest. Oskarżeni zostali zatrzymani tylko na 24 godziny – nie krył irytacji Dariusz Okolski.
Mianem piramidy finansowej określiła WGI także adwokat Małgorzata Eyysmontt, jedna z pełnomocniczek pokrzywdzonych. Jej zdaniem szefowie WGI naruszali wszelkie możliwe zasady. Przyznała ona, że w okresie działalności WGI jako domu maklerskiego przepisy nie definiowały sposobu informowania klientów o stanie ich rachunków, ale podawanie prognozowanego zysku bez zaznaczenia, że jest on prognozą mogło wprowadzać w błąd. Mówiła też o tym, że wypłaty były realizowane według stanu tych „prognozowanych zysków”.
- Zachowanie oskarżonych członków zarządu WGI niewątpliwe wypełnia znamiona wyrządzenia szkody w obrocie gospodarczym. Oczywiście przyłączam się do prokuratora w zakresie jego wniosku o uznanie oskarżonych za winnych. Jednak wnoszę o wymierzenie oskarżonym maksymalnej kary pozbawienia wolności, choć w odczuciu pokrzywdzonych ta kara i tak będzie zbyt niska, bo stracili dorobek całego życia – kończyła swoje wystąpienie Małgorzata Eysymontt.
- Tłumaczenia oskarżonych, że raporty (przekazywane klientom – red.) przedstawiają jakieś przyszłe zyski, nie licują z powagą tej sprawy – skwitował Łukasz Szteleblak, radca prawny reprezentujący innego pokrzywdzonego.

Mariusz Cyran, radca prawny KNF, przypomniał, że powodem odebrania WGI licencji były rozbieżności między stanami rachunków raportowanymi KPWiG i klientom oraz niestosowanie procedur dotyczących prania brudnych pieniędzy.
Przedstawiciel KNF zwracał uwagę, że gdy pojawiały się reklamacje klientów odnośnie stanu rachunków, jedynie członkowie zarządu WGI byli władni korygować salda i przekazywali pracownikom, jak powinien wyglądać stan rachunku poszczególnych klientów, podczas gdy stan ten powinien wynikać z systemów księgowych.
- Nie wiemy jak tak naprawdę wyglądała działalność WGI, oprócz tego, że była to działalność nieprawidłowa – zaznaczył Mariusz Cyran.
Obrona wini KPWiG
Wersja obrony i samych oskarżonych, która okazała się dla sądu bardziej przekonująca, była rzecz jasna inna. Adwokat Jakub Wende, obrońca szefów WGI, na początku swojej mowy końcowej zwrócił uwagę, że tezy, które stawia się żądając jakiegoś wymiaru kary nie mogą być koncertem życzeń i nie można materiału dowodowego oceniać wyrywkowo, ale jako całość. Zwracał uwagę, że z ust biegłych często padały odpowiedzi: nie wiem i brakuje materiału dowodowego. Według adwokata, oskarżenie w takich sytuacjach wychodziło z założenia, że jak czegoś nie ma, to oskarżeni to ukryli.
- Odnosząc się do wystąpienia prokuratury zacznę do pewnego rodzaju truizmu, ale on musi wybrzmieć. Nie my - czyli ja i moi klienci - musimy udowodnić niewinność – podkreślił Jakub Wende.
Jego zdaniem na ławie oskarżonych powinni siedzieć nie menedżerowie WGI, ale członkowie KPWiG. Według Jakuba Wende to oni spowodowali straty klientów WGI. Gdy wiosną 2006 r. KPWiG odebrała WGI licencję maklerską dała firmie 1,5 miesiąca na rozliczenie z klientami.
- Nie ma takiej instytucji finansowej na świecie, łącznie z bankiem Rezerwy Federalnej, która byłaby w stanie w tak szybkim tempie takie zobowiązanie wykonać – argumentował Jakub Wende.
Przypomniał też, że KPWiG wysłała do swojego amerykańskiego odpowiednika i Wachovii Securities pismo z informacją jakoby aktywa WGI zdeponowane w Wachovii mogły pochodzić z prania brudnych pieniędzy.
Lewar z hedgingiem
W czasach WGI, Wachovia Securities była brokerskim ramieniem jednej z największych instytucji finansowych w Stanach Zjednoczonych (potem została przejęta przez Wells Fargo). Tuż przed upadkiem aktywa WGI w Wachovii wynosiły około 33 mln USD z zabezpieczeniem kursowym na poziomie 3,15 zł za dolara. Były to jednak aktywa lewarowane i jak podkreślał Jakub Wende pismo o praniu brudnych pieniędzy spowodowało cofnięcie przez Wachovię linii kredytowych. W efekcie aktywa WGI stopniały do 7 mln USD. Bez żadnych zmian struktury inwestycji, w okresie półtora roku, wartość tych aktywów wzrosła do ponad 16 mln USD. Obrońca zwracał przy tym uwagę, że szefowie WGI prosili klientów o danie im właśnie 1,5 roku na rozliczenie się.
- Wielu klientów to akceptowało. Te informacje są również w mediach – przypominał prawnik.

Jakub Wende wyliczał, że wyjściowe 33 mln USD zamieniłoby się w 75 mln USD. Biorąc pod uwagę zabezpieczenie kursu walutowego byłoby to około 238 mln zł. Do tego doliczał 28 mln zł, które znajdowało się na rachunkach WGI i zostało wypłacone klientom firmy oraz wpływy z inwestycji powiązanej z RML Development (chodziło o coś w rodzaju bloków komunalnych w Stanach Zjednoczonych). W efekcie WGI dysponowałoby kwotą przewyższającą 248 mln zł straty klientów wskazane w akcie oskarżenia.
Jakub Wende zwracał uwagę, że fatalne w skutkach było nie tylko samo wysłane za ocean pismo z sugestiami prania brudnych pieniędzy, ale też decyzja KPWiG o zaprzestaniu zabezpieczania kursu walutowego. W efekcie Lechosław Kochański, syndyk WGI, sięgając po aktywa WGI zdeponowane w Wachovii wypłacił tylko ponad 16 mln zł. Przeliczał bowiem dolary na złote po kursie niewiele przekraczającym 2 zł.
- Na samym tym przewalutowaniu pieniądze straciły 30 proc. wartości. I to jest działanie nieodpowiedzialne. Ale czy to jest działanie za które mogą ponosić odpowiedzialność moi klienci? – pytał Jakub Wende.
Jego zdaniem menedżerowie WGI mieli jakikolwiek wpływ na to co się stanie z pieniędzmi klientów do momentu wysłania za ocean pisma KPWiG.
- To nie moi klienci spowodowali szkodę. Dopóki oskarżeni w tym procesie mieli wpływ na to, co się dzieje z pieniędzmi ich klientów, te pieniądze były bezpieczne i były świetnie zainwestowane – zapewniał Jakub Wende.
Salda to nie problem
Adwokat przyznał, że system informatyczny WGI stwarzał problemy, ale podkreślał, że sama szkoda dla klientów z tego nie wynikła. Uznał też za naturalne, że członkowie zarządu korygowali salda w wyniku reklamacji klientów.
W swoim wystąpieniu Maciej Soporek stwierdził, że co prawda salda z różnych systemów się nie pokrywały, ale ze względu na sposób księgowania nawet nie miały się pokrywać. Zwrócił też uwagę, że WGI powstała 5 lat przed wystąpieniem problemów, które skończyły się jej upadkiem.
- Przez 5 lat się rozwijaliśmy i przez 5 lat nie było żadnego niezadowolonego klienta – twierdził Maciej Soporek.
Zwracał też sądowi uwagę na zmianę otoczenia prawnego, w jakim przyszło działać spółce powstałej w 1999 r. Z dniem 1 maja 2004 r. Polska weszła do Unii Europejskiej. Przypominał, że przeprowadzone wtedy nowelizacje przepisów sprawiły, że działalność WGI jako zwykłej spółki akcyjnej, z dnia na dzień stała się niezgodna z prawem. W efekcie, po konsultacjach z kancelarią Domański Zakrzewski Palinka, WGI wystąpiła o licencją domu maklerskiego, którą otrzymała.
- Gdybyśmy mieli jakikolwiek zły zamiar, nie pchalibyśmy się pod nadzór KPWiG. W tamtym czasie było co najmniej kilka rozwiązań, którymi można było to ograć – argumentował Maciej Soporek.
Z jego opowieści wynikało, że ze względów technicznych jeden z raportów WGI został przekazany Głównemu Inspektorowi Informacji Finansowej z jednodniowym opóźnieniem.
- A KPWiG użyła tego jako głównej narracji w stosunku do władz amerykańskich – żalił się Maciej Soporek.
Mogliśmy, ale nie wzięliśmy
Według niego, gdyby nie działania KPWiG, półtora roku później WGI dysponowałoby kwotą około 270 mln zł. Podkreślał, że w okresie około 2 miesięcy jakie dzieliło odebranie licencji maklerskiej WGI od zablokowania aktywów w Wachovii, on i jego koledzy mieli do tych aktywów dostęp.
- Na naszym miejscu osoby mające złe zamiary i niecne cele mogły dokonać jakiś działań względem tych pieniędzy, które byłyby w zasięgu ich ręki. Natomiast my wiedzieliśmy, że będąc dopiero na początku drogi zawodowej jeśli się z tych pieniędzy nie rozliczymy to, już abstrahując od konsekwencji prawnych, zawsze będzie się to za nami wlokło – mówił Maciej Soporek.
Łukasz Kaczor odniósł się do dwóch prawomocnych już wyroków, jakie mają menedżerowie WGI. Stwierdził, że w związku ze sprawą klienta, którego nakłaniał do zatajenia prawdy podczas składania zeznań w postępowaniu administracyjnym przed KNF, każdy inny klient był o takie propozycje pytany przez ABW i każdy zaprzeczył.
- Co do wyroków związanych z kwestiami księgowymi, są to wyroki dotyczące kwestii formalnych, nie mające nic wspólnego z merytoryczną stroną tego postępowania – wyjaśniał Łukasz Kaczor.
Przypominał też, że działalność WGI byłą związana z foreksem, a w owym czasie pracownicy KPWiG nie mieli o nim pojęcia.
- Rozumiem rozgoryczenie klientów WGI, którzy stracili swoje oszczędności. To nie jest tak, że to co pada z państwa ust nie zrobiło żadnego wrażenia. Podkreślam jednak, że moją intencją nigdy nie było wyrządzenie państwu jakiejkolwiek szkody. Moje działania i zaniechania nie wyrządziły tej szkody – skwitował sprawę Andrzej S.
Andrzej S. wypowiadał się jako ostatni przed przerwą, po której sędzia Anna Bator Ciesielska ogłosiła wyrok. Stało się to 17 listopada 2020 r. Sprawa trafiła do sądu w końcówce 2012 r. KPWiG odebrała WGI licencję maklerską w kwietniu 2006 r. Niedługo później spółka upadła. Pisemne uzasadnienie wyroku ma być gotowe w styczniu 2021 r. Po zapoznaniu się z nim prokuratura zdecyduje o ewentualnej apelacji. Niezależnie od prokuratury apelację mogą złożyć klienci WGI mający status oskarżycieli posiłkowych. Wymaga to jednak pośrednictwa profesjonalnego pełnomocnika - adwokata lub radcy prawnego.