Najbliższe wydanie programu „Państwo w państwie”, przygotowanego przez Telewizję Polsat we współpracy z „Pulsem Biznesu”, powróci do historii Dariusza Smukowskiego z Płońska.
Był jednym z podwykonawców na budowie autostrad. W maju 2012 r. pojawił się na posiedzeniu Sejmowej Komisji Infrastruktury i wykrzyczał swój uzasadniony gniew. Dolnośląskie Surowce Skalne (DSS), wykonawca jednego z odcinków, nie płaciły podwykonawcom. Jego zachowanie pokazały telewizje — film z tego zdarzenia do dziś można obejrzeć w internecie.
— Proszę bardzo, ja mam jeszcze pięciu ludzi pod sobą. Wykonałem usługi transportowe. Wszystko się zgadza. Dokumenty mam. Mam faktury, mam „wuzetki”, mam przewozy i nie mam pieniędzy — mówił Dariusz Smukowski. Początkowo dość spokojne wystąpienie stawało się coraz bardziej emocjonalne. — Proszę bardzo, służby na nas nasyłajcie, urzędy skarbowe, policję, wszystko. Ja się nie boję, bo nie mam nic do stracenia — kontynuował przedsiębiorca.
— Do domu wracaliśmy z niczym. Niektórzy sugerowali jeszcze, że nie mamy dokumentów, że chcemy wyłudzić pieniądze. Chcieli z nas złodziei zrobić — komentuje dziś Dariusz Smukowski.
Wciąż jednak powtarza pytanie: jak można uczciwie wyłonić na generalnego wykonawcę autostrady firmę, która niedługo potem bankrutuje? Firmę, która doświadczenia w budowie dróg nie miała, miała natomiast — jak pisał „Dziennik Gazeta Prawna” — powiązania z Kazimierzem Marcinkiewiczem, byłym premierem. I te wątki zostaną poruszone w niedzielnym programie.
Skarbowy nie poczeka
Gdy mieszkaniec Płońska zaczynał autostradową przygodę, miał jedną ciężarówkę. Zlecenia były, więc kupił następną. Jeździł dla Irlandczyków i Chińczyków. Chińczyków zastąpił DSS. Pracując dla zagranicznych firm, był podwykonawcą podwykonawcy. Pracował dla RM Logistic.
— Złego słowa o nich nie powiem. Zapłacili co do grosza — podkreśla Dariusz Smukowski. Z DSS postanowił współpracować bez pośredników. — Zawsze to trochę więcej pieniędzy — przyznaje przedsiębiorca.
O kontrakt nie było trudno. Kierowca, który współpracował z kopalnią DSS, dostał propozycję, by wozić materiał na autostradę. DSS szukał też następnych ciężarówek. Pocztą pantoflową wiadomość dotarła do Dariusza Smukowskiego. Podpisał umowę i kupił trzecią ciężarówkę.
— Na kredyt, ale miałem zamówienie z pierwszej ręki, to pożyczyłem 20 tys. zł — relacjonuje Dariusz Smukowski.
Sam też zaczął zatrudniać kierowców z własnymi ciężarówkami. Łącznie pięciu. Pierwsze problemy z płatnościami pojawiły się pod koniec 2011 r., po śmierci Jana Łuczaka, prezesa i głównego akcjonariusza DSS. Zaległości zostały jednak szybko uregulowane.
— Człowiek umarł, każdy to rozumiał — mówi Dariusz Smukowski. Wkrótce DSS zaczęły zalegać z płatnościami. Były mu winne 360 tys. zł, a on miał rachunki do zapłacenia. Samego VAT i podatku dochodowego 180 tys. zł. Do tego 60 tys. zł za paliwo, które brał z trzytygodniowym terminem płatności i 150 tys. zł należne kierowcom z własnymi samochodami. W lutym, marcu i kwietniu 2012 r. sprzedał ciężarówki.
— Sprzedałem samochody z powodu urzędu skarbowego. On się nie pyta, czy za wystawioną fakturę dostałem pieniądze. Przysyła pismo, że za siedem dni przyjdzie komornik. Wolałem sam sprzedać — tłumaczy Dariusz Smukowski. Firma transportowa przestała istnieć, długi pozostały.
Drogowcy płacą
Dariusz Smukowski utrzymuje się z prowadzenia sklepu z częściami do samochodów ciężarowych. Ale interes nie idzie dobrze.
— Sklep upada. Muszę spłacać kredyt, a żyć za coś trzeba. Wyprzedaję więc to, co mam w magazynie — mówi były kierowca ciężarówki. Teraz może złapie oddech.
We wtorek dostał 160 tys. zł z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). To efekt ustawy z czerwca 2012 r. o spłacie niektórych należności przedsiębiorców, wynikających z realizacji zamówień publicznych. Pozwala ona wypłacać pieniądze małym i średnim firmom bezpośrednio przez GDDKiA, a nie za pośrednictwem generalnych wykonawców. Przyczyną jej uchwalenia były protesty podwykonawców pracujących dla DSS.