Politycy kończą wakacje w tym tygodniu, czyli kilka dni wcześniej od uczniów. Na posiedzeniu Sejmu w środę i czwartek zapowiada się ostra młócka koalicji rządowej z podzieloną opozycją na tle afery Amber Gold i generalnie bezkarności parabanków. Co tylko potwierdzi, że niedawny dobroczyńca reklamowy większości dużych wydawców prasowych, obecnie pisany pierwszą literą nazwiska, naprawdę może ubiegać się o laury Człowieka Roku czy Krzesła Roku.
Perspektywicznie znacznie większe znaczenie dla całej Polski, a nie tylko dla obywateli ufających podejrzanym ofertom, będzie miał rozwój sytuacji w Unii Europejskiej. Jednocześnie z naszym Sejmem, w dalekiej Nikozji — z racji sprawowania prezydencji przez Cypr — ministrowie ds. europejskich będą debatować nad wieloletnią perspektywą finansową 2014-20. Po tym ważnym spotkaniu, w połowie września wreszcie mają pojawić się konkretne propozycje liczbowe. Dla Polski będą one szokiem, jako że zwarta koalicja płatników netto zamierza ostro przyciąć wydatki zaproponowane przez Komisję Europejską jeszcze w czerwcu 2011 r. na poziomie 988 mld EUR. Kryzysowe cięcia, wynoszące nawet 100 mld EUR, dotknęłyby przede wszystkim funduszy infrastrukturalnych, z których korzystamy właśnie my i inne kraje na dorobku. Prezydencja cypryjska ambitnie chciałaby zakończyć negocjacje, zatem zapowiada się naprawdę ważna unijna jesień.
Zwłaszcza, że decyzyjny ośrodek finansowy wyraźnie przenosi się z oficjalnych instytucji UE do nieformalnego stowarzyszenia płatników. Doskonale rozumie to na przykład grecki premier Antonis Samaras, który prośbę o łaskę — czyli odłożenie o dwa lata zbicia przez Grecję deficytu budżetowego — kieruje w pierwszej kolejności do kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Francois Hollande’a. Realna wartość polityczna i decyzyjna raportu tzw. trójki reprezentującej kredytodawców, czyli Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, uzależniona jest od zgody/niezgody Berlina i Paryża.
Zgoda Niemiec zaś zależy od stanowiska państw Eurolandu w sprawie wspólnego nadzoru bankowego. Debatował już nad tym szczyt czerwcowy, ale nie osiągnął porozumienia. Chodzi o wzmocnienie kontroli nad bankami i umożliwienie bezpośredniego dofinansowywania ich przez fundusz ratunkowy strefy euro, co odciążyłoby krajowe statystyki długu publicznego. W istocie to chwyt kreatywnej księgowości, ale bardzo wygodny politycznie. Kanclerz Angela Merkel na dodatek domaga się powołania jeszcze w tym roku konwentu, który przygotowałby również polityczne zmiany traktatów UE. Skoro kolejne nowelizacje otrzymują nazwy od miast, w których są podpisywane (Amsterdam, Nicea, Lizbona), niemieckim marzeniem byłby traktat z Berlina… Zapoczątkowałoby to kurs na Stany Zjednoczone Euro, bo na razie nie całej Europy i nawet nie Unii Europejskiej. Niemiecka propozycja pojawiła się już rok temu i nie zyskała poparcia, wobec czego główny płatnik usztywnił stanowisko w sprawie dalszego finansowania utracjuszy. I tak oto koło unijnej niemożności się zamyka…