TELEWIZJE I PIRACI BLOKUJĄ WIDEOKLIPY
Na polskim rynku muzycznym powstaje coraz mniej teledysków
NA DOBRY POCZĄTEK: Praktycznie każdy wykonawca z naszej wytwórni dostaje od nas jeden teledysk. Problem pojawia się w przypadku drugiego. Jeżeli ze sprzedażą płyty jest krucho, raczej rezygnujemy z kolejnej produkcji — stwierdza Piotr Mikołajczak z Sony Music Polska. fot. Grzegorz Kawecki
CO KRAJ, TO OBYCZAJ: Na świecie istnieje bardzo prężny rynek wideoklipów. Niestety, polski klient nie ma zwyczaju kupowania teledysków. Krajowy wideogram, jeżeli już powstanie, z reguły żyje przez miesiąc. Potem istnieje już zwykle tylko w archiwum wytwórni płytowej — mówi Andrzej Kosmala, prezes ZPAV.
Największe wytwórnie płytowe w Polsce poważnie ograniczyły wydatki na produkcję teledysków. Na ich decyzje wpłynęło głównie piractwo fonograficzne. Inną przyczyną jest brak kanałów dystrybucji w mediach wizualnych. Według ludzi z branży muzycznej, jedyną drogą dotarcia wideoklipu do telewidza są układy personalne.
Wydając płytę wytwórnia pokrywa wszystkie koszty związane z tym procesem. W jej cenę wlicza się m.in. wydatki na promocję. Średnio jest to ok. 150 tys. zł. Z tego przeciętnie 50 tys. przeznacza się na produkcję teledysku.
— W przypadku uznanego artysty kwota ta może sięgnąć 100 tys. zł. Przy czym w jego kontrakcie z reguły funkcjonuje zapis o co najmniej dwóch wideoklipach — mówi Andrzej Kosmala, prezes Związku Producentów Audio-Video (ZPAV).
— Jednemu wykonawcy produkujemy od 1 do 3-4 wideoklipów rocznie. To zależy od jego pozycji na rynku — potwierdza Michał Bryś z PolyGram Polska.
— Nasza ostatnia najdroższa produkcja to teledysk grupy ONA. Trzeci z kolei, promujący płytę „Trip”, kosztował ponad 60 tys. zł — informuje Piotr Mikołajczak z Sony Music Polska.
Dotychczas najwięcej wideoklipów do jednej płyty zrealizowano w firmie Pomaton EMI. Około pięciu nagrano m.in. Justynie Steczkowskiej, Grzegorzowi Ciechowskiemu i Grzegorzowi Turnauowi.
Trzon promocji
Krótka forma filmowa ilustrująca piosenkę stanowi na świecie trzon promocji wykonawców muzycznych. Tak też jest i w Polsce. Wideoklipy potrafią bardzo poważnie wpłynąć na sprzedaż płyty.
— Jeden teledysk zwiększa sprzedaż płyty średnio o 5 tys. szt. Ale to nie jest reguła. W przypadku Kasi Skrzyneckiej ostro grany teledysk spowodował skok sprzedaży z kilku tys. do 26 tys. płyt — stwierdza Piotr Mikołajczak.
Według fachowców, w Polsce, po klęsce jednego teledysku z reguły nie produkuje się następnych. W przypadku młodych wykonawców ryzyko jest jeszcze większe. W takiej sytuacji o wiele tańsza jest promocja radiowa.
Piracka przeszkoda
Ryzyko nie jest jednak związane tylko z młodymi wykonawcami. W kraju panuje deficyt nowych zespołów. Na rynku muzycznym brakuje też pieniędzy na promocję. Jest ich coraz mniej, ze względu na szalejące piractwo.
— Pirat nie tylko kopiuje muzykę, korzysta z również z gratisowej promocji — irytuje się Andrzej Kosmala.
Koszt produkcji jednego fonogramu zwraca się przy 30 tys. sprzedanych płyt. Zysk pojawia się przy 50 tys. Obie wielkości w tej chwili są w naszym kraju bardzo trudne do osiągnięcia dla legalnych wydawnictw.
— Zasada jest prosta. Pieniądze, które zabierają nam piraci, nie pozwalają na reinwestycję zysków w promocję nowych talentów. Produkujemy więc mniej teledysków i co za tym idzie sprzedajemy mniej płyt. Mamy mniejsze dochody i kółko się zamyka — relacjonuje Michał Bryś.
Wytwórnie starają się się jakoś minimalizować te straty. W Sony Music Polska ostatnio produkuje się od razu dwa wideoklipy. Tak było w przypadku najnowszej płyty Renaty Przemyk. Powstały one za 50 tys. zł. W tym samym okresie ekipa filmowa kręciła dwa teledyski naraz. Zaoszczędzono na czasie, sprzęcie i ludziach.
Telewizyjny układ
Fakt, iż polskich teledysków powstaje coraz mniej nie wynika jedynie z nielegalnego kopiowania płyt. Jest również druga strona medalu, o wiele bardziej bolesna dla muzycznych wytwórni niż piractwo. Pomimo tego, że na rynku przybyło kilka nowych stacji telewizyjnych, wideoklipów nie ma gdzie pokazywać.
— Generalnie jest zbyt mało kanałów dystrybucji. Teledysków nie opłaca się produkować. Bardzo często ukazują się tylko dwa razy w jakiejś telewizji i na tym koniec — twierdzi Maciej Marciniak z wydawnictwa Zic Zac.
Jedyną w Polsce stacją muzyczną, która emituje często wideoklipy jest Atomic TV. Ze względu na niewielki krąg odbiorców nie stanowi jednak dla dużych wytwórni atrakcyjnej bazy promocyjnej. Kilka muzycznych programów pojawiło się na Polsacie 2. Ale późne godziny ich emisji również zniechęcają fonograficznych producentów. W pozostałych stacjach praktycznie w ogóle nie ma programów tematycznie związanych z muzyką rozrywkową. A jeżeli są, to według ludzi z muzycznej branży, w ogóle nie odzwierciedlają sytuacji na rynku. Na rozwiązanie tego problemu istnieją jednak sposoby.
— Najczęściej są to prywatne układy z nadawcami. W momencie premiery płyty szuka się znajomych w różnych stacjach. Znajomości przekładają się na szanse emisji. Większość wytwórni tak niestety musi się promować — narzeka Piotr Mikołajczak.
Inna droga promocji polskiego wykonawcy poprzez teledysk, to emisje w komercyjnych stacjach zachodnich. Są to jednak naprawdę sporadyczne przypadki. Ostatnio dużą popularnością w muzycznych telewizjach MTV i MCM cieszył się teledysk ONA zatytułowany „To naprawdę już koniec”.
TENDENCJA SPADKOWAWszystkie wielkie wytwórnie zgodnie twierdzą, że produkują coraz mniej teledysków. Danych dotyczących ogólnej krajowej produkcji wideoklipów póki co nie ma. Ten zapomniany rynek nie doczekał się jeszcze analizy. Nie pozostaje więc nic innego, jak oprzeć się jedynie na danych niektórych wydawnictw fonograficznych, niestety, w większości szacunkowych. Wytwórnia Zic Zac wyprodukowała w 1997 r. 27 teledysków. W roku 1998 liczba ta spadła do 21. W pierwszym półroczu Ô99 planuje produkcję tylko 6 wideoklipów. Sony Music Polska produkuje blisko 20 teledysków rocznie. W tym roku liczba prawdopodobnie zmaleje o połowę. PolyGram Polska w ciągu roku produkuje 40-50 wideoklipów.
— Te liczby z pewnością zmaleją — jak bardzo — trudno oszacować — mówią pracownicy PolyGramu.