Temperament na śniegu

Rafał FabisiakRafał Fabisiak
opublikowano: 2017-02-23 22:00
zaktualizowano: 2017-02-23 19:48

KULISY: Golf na koniach — tak często określa się polo. Przepychające się zwierzęta, dynamiczne szarże po piłkę i nieustanna akcja na boisku dalekie są jednak od spokoju na golfowym polu.

Jest godzina 22.40. Malowniczy krajobraz Tatr przykrywa już noc. Autokar z Krakowa zatrzymuje się na Klinie, ostatnim przystanku w Bukowinie Tatrzańskiej.

— A widziałeś konie? Piękne te koniki mają — zagaja mężczyzna kierowcę. Konie przyjechały na Bukovina Polo Snow Masters 2017, jeden z największych zimowych turniejów polo w Europie Wschodniej. Zawody trwały od czwartku 9 lutego i zakończyły się turniejem pocieszenia w niedzielę 12 lutego.

Zmierzając rano do hotelu Bukovina, koło którego w sobotę odbywały się mecze finałowe, z daleka można było usłyszeć głos komentatora i pojedyncze wiwaty odbijające się echem po okolicy. Na wczesne mecze przybyło 30-40 osób. Jedni oglądają zawody z wystawionych na taras hotelu leżaków, dla innych to dobra okazja do spotkań i rozmów. Polo to towarzyska gra.

Podobno rozgrywki często gromadzą rodziny z dziećmi i są pretekstem do familijnego pikniku. Zresztą sprzyja temu sam sport — wymachiwanie pomponami czy szalikami, głośne krzyki i śpiewy mogłyby rozpraszać konie. Przy płycie boiska zawodnicy rozgrzewają się, wymachując kijami do polo.

Przed każdym meczem jest prezentacja graczy. Stają w dwóch rzędach na środku boiska i ten, którego nazwisko wyczytuje komentator, objeżdża swoją drużynę. W polo na śniegu gra po trzech zawodników, w tradycyjnym — po czterech. Mecz jest podzielony na cztery kwarty, tzw. chukkery, po 7 minut, oddzielone 3 minutami przerwy. Kiedy gra się zatrzymuje, staje też zegar.

— Czy to będzie punkt? — zastanawia się komentator, gdy piłka przelatuje między słupkami bramki, a zegar wskazywał już 7 minut.

— Nie ma bramki — sygnalizuje sędzia. Rozgrywki są zacięte, często kończą się jednobramkową przewagą. Przed przerwą w połowie meczu obsługa przyprowadza konie z pobliskiej stajni. Gracze muszą zmienić je po każdej przerwie lub na życzenie w trakcie chukkera. Dlatego każdy musi mieć co najmniej dwa wierzchowce. Każdy gracz pełni określoną rolę. Jedni grają bardziej ofensywnie, zadaniem innych jest pilnowanie bramki. W trakcie meczu niektórzy wyraźnie dominują na boisku.

— Gabor Szegedi, jeden z niewielu zawodników polo, który świetnie wygląda nago… jeśli lubicie nieco większy brzuszek — żartuje komentator Jan-Erik Franck z Wielkiej Brytanii. To znana persona w środowisku polo, komentator popularnych turniejów i zarazem zawodnik. Jego komentarz jest żywy, wplatane co chwilę żarty powodują wybuchy śmiechu kibiców. Niezorientowanym w regułach gry momentami trudno się połapać w tym, co się dzieje na boisku. Podobno zasady polo spisane są w całkiem grubej książce.

— Profesjonalne polo to dla miłośników tej dyscypliny jak Formuła1 dla pasjonatów wyścigów samochodowych. Dlatego nie można porównywać tego turnieju do profesjonalnych zawodów. Mimo to bukowiński turniej jak na swój poziom ma bardzo dobrych zawodników. Poza tym nie tak łatwo ściągnąć na turniej osiem drużyn, więc to dość imponujące, że udało się to zrobić w Polsce, która przecież nie słynie z tego sportu. To, że przyjechali tu zawodnicy także z USA, Węgier czy Holandii, dodaje imprezie międzynarodowej rangi — mówi Jan-Erik Franck.

Częsta zmiana

Zawody w Bukowinie przyciągają także zwykłych turystów, którzy zrobili sobie przerwę w zjazdach na pobliskich stokach. Wciąż mają na sobie narciarskie stroje lub z ortezami na nogach leczą świeże kontuzje.

— Po każdej bramce zmieniają strony — tłumaczy mąż żonie, która wyraźnie zdezorientowana przygląda się zawodnikom. To pierwsza zasada, na którą zwraca uwagę laik. Zamiana stron po golu ma na celu wyrównanie szans — aby jedna drużyna nie grała przez dłuższy czas pod słońce lub niekorzystny wiatr. Zresztą fair play w polo to podstawowa sprawa. Zawodnikom przyznaje się tzw. handicapy, które świadczą o ich poziomie. Bierze się pod uwagę umiejętności, turnieje, w których uczestniczyli, ale także sportową postawę na boisku.

— W Anglii handicapy zaczynają się od -2 i dochodzą do +10. Najniższy poziom może otrzymać zawodnik, który — oczywiście poza umiejętnością jazdy konnej — potrafi wykonać cztery podstawowe uderzenia, czyli backhand i forehand z lewej i prawej strony — wyjaśnia Jan-Erik Franck.

Wartość drużyny mierzy się, sumując handicapy zawodników. W profesjonalnych meczach dysproporcja w tych wartościach powoduje przyznanie słabszej drużynie przed meczem liczby bramek równej różnicy w sumie handicapów zespołów.

Jedyną sprawą, przy której polo jest nie fair, wydaje się być leworęczność. Dla bezpieczeństwa zawodnicy muszą trzymać kij w prawej ręce — kiedy zezwalano na granie lewą, gracze często wjeżdżali czołowo w praworęcznych, bo kije znajdowały się po tej samej stronie.

Wiele zasad dotyczy bezpieczeństwa zawodników i koni. Jednym z najczęstszych fauli jest przekroczenie linii, po której toczy się piłka po uderzeniu, graczowi przeciwnej drużyny nie wolno wtedy zajechać drogi uderzającemu. Może jedynie próbować zepchnąć przeciwnika.

Cisi bohaterowie

Kolejne spotkania gromadzą coraz więcej kibiców. W finałowym meczu kobiet po zaciętej rozgrywce panie z Polska Fair Play przegrały z holendersko-angielską drużyną Jurrasic Park Gala. O pierwsze miejsce wśród mężczyzn Polska City Security mierzy się z USA Adams Caviar. Amerykanie od początku mocno napierają i strzelają bramkę w pierwszej minucie. Polacy nie pozostają dłużni. Gole padają z obu stron, ale w końcu polska drużyna wysuwa się na prowadzenie 5:3. Czasami piłka odbija się przypadkowo od konia, stwarzając idealną okazję do zdobycia gola. Wtedy liczą się refleks gracza i umiejętność ustawienia się do strzału. Cichymi bohaterami meczów są jednak konie. Do Bukowiny zjechało ich 60. Ponoć w profesjonalnych zawodach zwierzęciu gracz może zawdzięczać nawet 80 proc. wyników.

— To bardzo możliwe — mówi Marta Mirka, zawodniczka polo z Tatra Atomic Proshop. Od dziecka chętnie jeździła konno i to ją przyciągnęło do polo. W Polsce jest sześć klubów. Żeby grać, nie trzeba mieć własnych koni, ponieważ mają je niektóre ośrodki i można je wypożyczyć.

— Są dwie szkoły dotyczące treningu koni. Według jednej zwierzęta powinny mieć pół roku przerwy w grze, według innej — lepiej, by trenowały cały rok — wyjaśnia zawodniczka. Koń kosztuje około 10 tys. euro, chociaż są też droższe. Do tego dochodzą koszty utrzymania i ewentualnego transportu na turnieje. Najczęściej to konie czystej krwi, mierzące nie więcej niż 158 cm w kłębie. Muszą się wyróżniać nie tylko siłą i zwrotnością (zawodnicy często się zatrzymują, by szybko zawrócić), ale też temperamentem — nie mogą się bać przepychania z innymi końmi ani szarżowania na wybitą piłkę. Układane są specjalnie pod polo, ale nawet dobrze wyćwiczone trzeba ciągle trenować.

— W polo można zacząć grać praktycznie w każdym wieku i wbrew pozorom nie są do tego niezbędne niesamowite umiejętności jeździeckie. Ten sport bardzo wciąga, mówi się, że w polo gra się do śmierci lub bankructwa. Na treningach spotykamy się w każdy weekend. W Polsce jest kilkudziesięciu graczy, więc w środowisku wszyscy się znamy — opowiada Anna Maria Wiosna, polistka, ambasador polo w City Security, a na co dzień bizneswoman w branży budownictwa i nieruchomości.

Rodzinna gra

Polacy nie oddają Amerykanom już żadnej bramki. Ostatecznie zwyciężają 12:3. Komentator podczas finałowego spotkania często wymienia nazwisko Macieja Olbrycha. To jeden z najlepszych polskich zawodników z handicapem +3. W drużynie Polska City Security grał z ojcem Pawłem, uznawanym za propagatora polo w Polsce i założycielem pierwszego u nas klubu — Buksza Polo & Riding Club.

W zespole Polska Fair Play gra jego córka Marianna Olbrych. To, że w polo grają całe rodziny, nie jest niczym nadzwyczajnym. W krajach, gdzie sport ten jest bardziej popularny, są nawet dynastie zawodników — chociażby rodzina Pieresów w Argentynie (w rankingu World Polo Tour to nazwisko dominuje w pierwszej dziesiątce najlepszych zawodników na świecie), gdzie polo jest uznawane za sport narodowy. Regularnie gra w polo kilku kuzynów Beniamina Krasickiego, prezesa City Security (agencja ochrony), jednego ze sponsorów Bukovina Polo Snow Masters. Część jego rodziny pochodzi z Argentyny, stąd zainteresowanie tym sportem.

— Wbrew pozorom to dość trudna dyscyplina. Zawodnik musi być zwinny i dobrze się orientować, co się dzieje na boisku, a dodatkowo cały czas kontrolować konia. Bywa też niebezpiecznie, zwłaszcza kiedy mecz odbywa się na śniegu, a rozpędzony koń może się poślizgnąć. W Argentynie zdarza się, że zawodnicy kończą mecz zakrwawieni i poobijani — mówi Beniamin Krasicki.

W trakcie jednego z meczów kobiet zawodniczka zamachnęła się, by uderzyć piłkę przy bandzie — wystarczyła chwila nieuwagi i spadła z konia.

— Na szczęście nic się nie stało, a to w polo najważniejsza zasada — sumuje Jan-Erik Franck. &