Totalizator wziął automaty na siebie

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2019-10-03 22:00

Plan, by Wojskowe Zakłady Łączności nr 1 zostały gigantem w produkcji jednorękich bandytów, spalił na panewce. Totalizator Sportowy przejął od nich niedokończony projekt

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • Jaką ugodę zawarły Totalizator Sportowy i WZŁ
  • Czy WZŁ odzyskały zainwestowane w projekt pieniądze
  • Co się dzieje z automatami wyprodukowanymi przez WZŁ

Nowelizacja ustawy hazardowej, przyznająca monopol na gry na automatach poza kasynami Totalizatorowi Sportowemu (TS), weszła w życie 1 kwietnia 2017 r. Miesiąc wcześniej hazardowy gigant ogłosił, że projekt zalania kraju aż 35 tys. jednorękich bandytów zrealizuje w ramach „strategicznej współpracy” z również państwowymi Wojskowymi Zakładami Łączności nr 1 (WZŁ). Minęło 2,5 roku. W końcu spółki zawarły przed sądem ugodę, na podstawie której wyprodukowane przez WZŁ zaledwie 1,2 tys. automatów oraz nieukończony system centralny do ich obsługi przejął za wynagrodzeniem TS.

TRUDNY BIZNES:
TRUDNY BIZNES:
Olgierd Cieślik, prezes Totalizatora Sportowego, zapewniał, że przejęcie przez hazardową spółkę rynku automatów przyniesie duże korzyści i jej, i budżetowi państwa. Problematyczny kontrakt z Wojskowymi Zakładami Łączności nr 1 sprawił, że konsumpcja tych korzyści mocno się odwlekła
Fot. Marek Wiśniewski

— Cieszymy się, że pozytywnie rozliczyliśmy ten projekt z korzyścią dla obydwu stron. Apetyty były większe, ale udało się zbudować kompetencje, które mogą być wykorzystane w przyszłości, a to z biznesowego punktu widzenia jest wartościowe — komentuje Grzegorz Banecki, prezes WZŁ.

Rozbieżne wersje

Szef zakładów podkreśla, że postawiły „ważny krok na drodze do rozwijania współpracy w nowych obszarach”. Jakiej współpracy i w jakich obszarach — nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że TS ma... samodzielnie kontynuować prace rozpoczęte przez WZŁ.

— Docelowo chcemy mieć własny system centralny, który zwiększy stabilność operacyjną, potencjał do modyfikacji w zależności od potrzeb i bezpieczeństwo danych, a także być integratorem automatów, wykorzystywanych na nasze potrzeby. W ten sposób możemy ograniczyć koszty zakupu maszyn o około 20 proc., zachowując przy tym pełną elastyczność w doborze gier — komentuje Aida Bella, rzeczniczka prasowa TS.

Przedstawiciele Polskiej Grupy Zbrojeniowej, do której należą WZŁ, nieoficjalnie zapewniają, że w wyniku porozumienia udało się odzyskać wszystkie zainwestowane w projekt pieniądze. Z informacji „PB” wynika, że wydatki WZŁ na ten cel sięgnęły około 50 mln zł. Zapłata tak wysokiej kwoty przez TS wydaje się mało prawdopodobna, bo przejmowane automaty nie mają certyfikacji i są niekompletne (brakuje m.in. gier). Ponadto TS miał prawo do naliczania kar umownych z tytułu gigantycznych opóźnień, jakich dopuściły się WZŁ. Aida Bella nie ujawnia kwoty, jaką hazardowy gigant zapłacił wojskowym zakładom, powołując się na poufność porozumienia. Zapewnia jednak, że uwzględnia ona kary umowne i jest „znacząco niższa” od 50 mln zł.

Uschnięta gałąź

Niezależnie od kwoty, na jaką opiewa ugoda, pewne jest, że z planów snutych przez państwowe spółki w 2017 r. niewiele wyszło. Radosław Śmigulski, ówczesny p.o. prezesa TS, mówił wtedy, że „skoro na automaty mamy wydać miliard złotych, to lepiej nie kupować urządzeń za granicą, ale zainwestować te pieniądze w polski przemysł”. Prezes WZŁ, które wcześniej nie miały absolutnie nic wspólnego z hazardem, zapowiadał wręcz stworzenie „nowej gałęzi przemysłu”. Fiasko „strategicznej współpracy” sprawiło, że Totalizatorowi, już pod kierownictwem obecnego prezesa Olgierda Cieślika, zaczął się palić grunt pod nogami. Spółka skorzystała więc z „zakupu interwencyjnego”, w ramach którego na potrzeby pilotażu nabyła od niemieckiej firmy Merkur Gaming 600 automatów wraz z systemem do ich obsługi autorstwa kanadyjskiej spółki Axes Network. Potem kupiła jeszcze kilkaset jednorękich bandytów od trzech kolejnych firm: Promaticu, Novomaticu i EGT. Rozmawia z kolejnymi dostawcami „w celu dy- wersyfikacji oferty w salonach gier na automatach”.

Mimo to zarówno Totalizator, jak i nadzorujący go resort finansów długo robiły dobrą minę do złej gry. W lipcu 2018 r. Marian Banaś, ówczesny wiceminister finansów, w odpowiedzi na interpelację poselską pisał, że WZŁ „kończą prace” nad „zakrojonym na szeroką skalę” projektem, który pozwoli na zbudowanie „nowych kompetencji w polskiej gospodarce”, a nawet „potencjału eksportowego polskich firm”. Olgierd Cieślik zapewniał natomiast, że automaty WZŁ „przechodzą ostatnie testy”, a „pierwszy salon, w którym staną, powinien ruszyć pod koniec sierpnia 2018 r.”. Nic takiego nie nastąpiło do dziś. Maszyny przejęte od WZŁ wciąż czekają na instalację w salonach hazardowej spółki.