Jeszcze przed dziesięcioma dniami Przemysław Grzesiak, wiceprezes Złomreksu, twierdził, że powodzenie wezwania na 15,56 proc. akcji Centrostalu Gdańsk nie stanowi dla inwestora być albo nie być, bo spółka z Poraja koło Częstochowy już teraz kontroluje pakiet większościowy (50,44 proc.). W środę wieczorem jego przełożony, Przemysław Sztuczkowski, przyznał, że po fiasku wezwania (udało się skupić zaledwie 6,9 tys. akcji zamiast 807 tys.) zaczyna się zastanawiać, czy Złomrex nie wyjdzie z inwestycji poprzez odsprzedaż pakietu innemu dużemu podmiotowi (podobno są zainteresowani) lub przez giełdę. Hamletowskie rozterki inwestora rynek przyjął spadkiem o 12 proc. na otwarciu, a później nawet o 17,5 proc.
Rozgoryczenie prezesa Złomreksu można zrozumieć. Gdy w marcu rozpoczął podchody pod przejęcie spółki, za jedną ak- cję płacono około 3,50 zł. W przeprowadzonym w pierwszej połowie październiku wezwaniu oferował za walor 7,30 zł, ale cena na rynku dalej rosła, by w szczytowym momencie sięgnąć 11 zł. Wiadomo było, że drobni inwestorzy łatwo nie oddadzą posiadanych papierów. Sztuczkowski powiedział więc pas. Zwycięzcy tu jednak nie ma, bo przeciwnicy przelicytowali.
Prezes Złomreksu zachowuje się jak pokerzysta, bo trudno rozstrzygnąć, czy blefuje, by spasowali rywale, czy mówi poważnie. Ale ostatecznie to on tu rozdaje karty. Nerwowe reakcje graczy też nie dziwią, bo czy można poważnie traktować inwestora strategicznego, który zachowuje się jak spekulant? A zresztą... trafił swój na swego.