Chiny podały istotne dla rynku informacje makroekonomiczne - zgodnie ze swoimi ostatnimi praktykami - w dzień wolny od pracy. Indeks PMI mierzący aktywność w przemyśle został opublikowany już w sobotę z samego rana. Odczyt nie przyniósł, niestety, zbyt dobrych danych. Aktywność spadła w grudniu do 53,9 z 55,2 punktu miesiąc wcześniej. Prognozy wskazywały na wzrost do 55,7 punktu. Dla samych Chin nie jest to jednak z pewnością zła informacja. Już od pewnego czasu polityka monetarna Państwa Środka jest nastawiona na studzenie gospodarki. Przypomnijmy - w ciągu ostatnich trzech miesięcy główna stopa procentowa w Chinach została podniesiona dwukrotnie, a stopa rezerw obowiązkowych dla banków aż trzykrotnie. Wszystko po to, aby stłumić inflację, która w listopadzie osiągnęła najwyższy poziom od blisko trzech lat - 5,1 proc. Niższa aktywność w przemyśle nie jest jeszcze raczej efektem owego zacieśniania, jako że efekty polityki monetarnej pojawiają się zwykle nie wcześniej niż po dwóch kwartałach, ale jest "po drodze" chińskim decydentom. Odczyt wskazuje bowiem, że inflacja w grudniu może nie być już tak wysoka, jak w listopadzie, a jednocześnie wynik jest znacznie powyżej poziomu 50,0, co świadczy o wciąż szybkim tempie wzrostu chińskiego przemysłu.
Z dniem 1 stycznia do strefy euro przystąpiła Estonia. Jakie będzie to miało znaczenie dla wspólnej europejskiej waluty? Zapewne niewielkie, na co wskazują proporcje wielkości PKB tego bałtyckiego "państewka" do wielkości PKB całej strefy - jest to ok. 0,2 proc. W dodatku problemy z nadmiernym zadłużeniem Estonii nie grożą. Kraj bowiem znajduje się dopiero w zarodku rozwoju i społeczeństwo nie zdążyło zaciągnąć jeszcze zbyt wielu kredytów. Zdecydowanie jednak trudniej jest o odpowiedź na pytanie, jakie konsekwencje będzie miał fakt przyjęcia euro dla samej Estonii. Czy zależność od polityki monetarnej dużo bardziej rozwiniętych krajów, takich jak Niemcy i Francja, nie wpłynie negatywnie na sytuację gospodarczą Estonii? Odpowiedź poznamy za kilka lat...
EUR/USD
Po nieoczekiwanym rajdzie na północ głównej pary walutowej w
ostatnich dniach zeszłego roku, nowy rok rozpoczął się od osłabienia euro.
Bezpośrednią przyczyną była publikacja z Chin. Gorsze dane o stanie tamtejszej
gospodarki sprawiają bowiem, że spowolnienia może doświadczyć również Europa.
Informacji niesprzyjających wspólnej europejskiej walucie było w ciągu ostatnich
dwóch tygodni było znacznie więcej. Część inwestorów, którzy odpoczywali w
tamtym czasie, teraz będzie musiała nadrobić zaległości i jeśli weźmie te
informacje pod uwagę, możemy się spodziewać dalszej deprecjacji euro. Najbliższe
wsparcie techniczne znajduje się w okolicach 1,3200.
EUR/PLN
Niewykluczone, że polską walutę czekają w najbliższych dniach
trudne chwile. Ostatnio była ona bowiem wspierana przez Ministerstwo Finansów,
które za pośrednictwem BGK sprzedawało na rynku euro. Teraz, gdy tego popytu na
złotego zabraknie, może on być pod silną presją sprzedających. W związku z tym
spodziewamy się powrotu do zakresu 3,96-4,00, z możliwością testowania jego
górnego ograniczenia.
EUR/CHF
Dzisiaj nad ranem kurs EUR/CHF spadł do poziomu 1,2410 - bardzo
blisko historycznych minimów ustanowionych 30 grudnia. Obecnie obserwujemy
delikatne odreagowanie, jednak nie zmienia to w żadnym wypadku silnej presji na
dalsze umocnienie franka. Swoją rolę w przypadku tej pary powinny również
odegrać niekorzystne informacje dla euro, które napłynęły w ostatnich
tygodniach. Celem średnioterminowym pozostaje poziom 1,22.
USD/JPY
Tuż po noworocznym otwarciu kurs USD/JPY spadł do najniższego od 9
listopada poziomu 80,90. Potwierdza to, że presja na umocnienie jena również
jest wysoka, a pobicie 15-letnich minimów kolejny raz w niedługim odstępie czasu
jest coraz bardziej prawdopodobne. Celem na ten tydzień będzie poziom 80,21. Z
Japonii nie poznamy przez najbliższe 5 dni żadnych istotnych publikacji makro,
wobec tego kluczowymi danymi będą te z USA. Na pierwszy plan wysuwają się -
rzecz jasna - piątkowe payrolle.