WARSZAWA (Reuters) - Podejmując decyzję o kolejnej redukcji stóp procentowych Rada Polityki Pieniężnej (RPP) powinna zachować ostrożność. Świat stoi bowiem w obliczu konfliktu, który może doprowadzić do znacznego wzrostu cen ropy, przekładającego się na przyspieszenie inflacji, uważa członek RPP, Dariusz Rosati.
RPP kieruje się w polityce stóp przede wszystkim dbałością o utrzymanie wzrostu cen na niskim poziomie. Cel inflacyjny na 2002 rok zakłada inflację w przedziale 2-4 procent, a szef Narodowego Banku Polskiego (NBP) przewiduje, że na koniec roku może ona być niższa od dolnych widełek celu RPP.
Rosati powiedział jednak w poniedziałkowym wywiadzie dla radiowej "Trójki", że choć perspektywy inflacyjne w polskiej gospodarce są dobre, to jednak trzeba uważać na to co dzieje się na świecie, gdzie Stany Zjednoczone przygotowują się do ataku na Irak, jednego z największych producentów ropy.
"Chcę tylko zwrócić uwagę, że na obniżkę stóp procentowych wpływa cały szereg (...) czynników przede wszystkim perspektywy inflacji. One są na razie dobre, ale nie możemy wykluczyć np. gwałtownego kryzysu na rynku ropy, gdyby doszło do ataku na Irak, więc trzeba pozostać tu ostrożnym" - powiedział Rosati pytany o perspektywy redukcji stóp.
Najbliższe posiedzenie RPP, na której podjęta zostanie decyzja czy zmienić poziom stóp procentowych czy nie, zaplanowano na 24-25 września. Obecnie główna stopa rynkowa wynosi 8,0 procent.
Ministerstwo Finansów oczekuje zaś, że inflacja rok do roku wyniosła w sierpniu 1,2 procent. Oficjalne dane na ten temat zostaną opublikowane dziś około 16.00.
Rosati, który należy zwykle do zwolenników łagodzenia polityki monetarnej, powtórzył też, że założenia ministra finansów dotyczące wzrostu Produktu Krajowego Brutto (PKB) na 2003 rok na poziomie 3,5 procent są optymistyczne, ale realne. W tym roku minister przewiduje wzrost na poziomie 1,2 procent.
Zdaniem Rosatiego na wzrost PKB w przyszłym roku wpływają przede wszystkim inwestycje krajowe, popyt zagraniczny i konsumpcja krajowa. Członek RPP uważa, że za wyjątkiem systematycznie rosnącej tego ostatniego czynnika, pozostałe nie wróżą dziś wzrostu.
Rosati jest również zdania, że niższe od oczekiwanych tegoroczne wpływy prywatyzacyjne zmuszą rząd do finansowania deficytu długiem.
"Oczekujemy ostatecznie deficytu w granicach 5,0-5,5 procent PKB. To oznacza, że w przyszłym roku trzeba będzie płacić większe odsetki od długu, który narośnie w tym roku, ale stopy spadają, więc obciążenia z tego tytułu nie będą tak dotkliwe, ale poziom długu publicznego może zbliżyć się niebezpiecznie do granicy 50 procent PKB" - powiedział.
Poziom przyszłorocznego deficytu budżetowego nie jest na razie znany. Minister finansów zapowiedział jedynie, że będzie on niższy niż tegoroczne 40 miliardów złotych, czyli 5,4 procent PKB.
Aby utrzymać przyszłoroczny deficyt na akceptowalnym przez rynki poziomie potrzebny będzie nie tylko wyższy wzrost PKB, przekładający się na wyższe dochody, ale i redukcja wydatków. Rosati jest zdania, że oszczędności należy szukać w systemie opieki społecznej, a nie w wydatkach potrzebnych dla rozwoju kraju.
((Reuters Serwis Polski, tel +48 22 653 9700, fax +48 22 653 9780, [email protected]))