Bogdan Góralczyk: trzeba rozwiewać obawy przed integracją
WIEDZA O UNII EUROPEJSKIEJ: Jesteśmy świadkami spadku poparcia dla Unii z 80 do około 60 proc. Nadal nie jest to źle, ale dobrze byłoby tendencję spadkową wyhamować — mówi Bogdan Góralczyk. fot. Borys Skrzyński
W listopadzie ruszyły negocjacje z Unią Europejską. Trwa screening, czyli przegląd polskiego prawa pod kątem przystosowania do przepisów unijnych. Narasta ilość kontaktów i więzi. Wchodzimy w decydującą fazę przystępowania do Unii, którą po kilku latach powinno zakończyć referendum. Tylko jego pozytywny rezultat uwieńczy dzieło. Jeśli natomiast Polacy powiedzą Unii „nie”, to pójdą tym samym w ślady Norwegii; tyle że nie są tak bogaci jak Norwegowie.
WEJŚCIE DO UNII to polska racja stanu, to podstawowy priorytet polskiej polityki zagranicznej. Elity o tym wiedzą. A społeczeństwo? Tu bywa różnie. Na razie jesteśmy świadkami spadku poparcia dla Unii z 80 do około 60 proc. Nadal nie jest to źle, ale dobrze byłoby tendencję spadkową wyhamować. Niełatwe to zadanie, zderzy się wiele interesów grupowych z partykularyzmami. Im więcej ich będzie, tym większym będą zagrożeniem dla pozytywnego rezultatu przewidywanego referendum.
JAK TEMU ZARADZIĆ? Wydaje się, że droga jest jedna. Prowadzone negocjacje muszą być ściśle powiązane z dialogiem ze społeczeństwem. Bez należytej informacji, niekoniecznie propagandy, społeczne poparcie dla wejścia do Unii będzie malało. Takie są doświadczenia państw, które przystępowały do Unii przed nami.
WŁADZE NIE MOGĄ dać się wyprzedzić tym, którzy — patrząc na własne interesy — będą się wejściu do Unii sprzeciwiali i rozpoczną własną, głośną kampanię. Nie można im właśnie oddać inicjatywy. Chodzi więc nie tylko o stały dialog ze społeczeństwem, ale też monitorowanie procesów, jakie w nim zachodzą. Z góry trzeba wiedzieć, a przynajmniej przewidywać, gdzie są ogniska zapalne; kto i dlaczego wejściu do Unii może się sprzeciwić.
NIE JEST TO bynajmniej kreowanie wizerunku „wroga”. Polska ma tak dużo do nadrobienia w tak krótkim czasie, że muszą być ofiary przyspieszonego tempa modernizacji oraz — miejmy nadzieję — dalszego wysokiego wzrostu gospodarczego. Słabsi i mniej dysponowani muszą przegrać.
TRZEBA dużej cierpliwości, wyrozumiałości, a także rozwagi w budowaniu, skąpej przecież, siatki socjalnej, by Polacy w zdecydowanej większości traktowali przyjęcie do Unii jako własne zwycięstwo i rozumieli, że nawet jeśli chwilowo niektórzy z nich przegrali, to kraj jako całość wygrał, a młodsze pokolenie ma o wiele większe szanse i możliwości niż pokolenie rodziców i dziadków. Wejście do Unii to jedyna szansa na faktyczne przesunięcie nas na Zachód.
NIE ZDECYDUJĄ SIĘ na Unię ci nasi współmieszkańcy, którzy kierują się obawami. A arsenał środków, jakimi rozporządzają, jest naprawdę szeroki. Opór już daje o sobie znać. Obawiamy się, że członkostwo w Unii zwiększy nam bezrobocie, zniszczy słabsze przedsiębiorstwa, narzuci standardy biurokratów z Brukseli, raz jeszcze podda nas dominacji jakichś obcych sił. Do tego dochodzą jeszcze — także widoczne — obawy, że przyjdzie obcy kapitał i nas zdominuje, a z kolei obcokrajowcy (czytaj: Niemcy) wykupią nasze ziemie. Nie brakuje powodów do wzniesienia okopów Świętej Trójcy, do szerzenia wzniosłych haseł okraszonych narodowym sosem.
PRZED RZĄDEM I SZERZEJ — władzami państwa — stoi więc ogromne wyzwanie i zadanie: przedstawienia strategii komunikowania się ze społeczeństwem na drodze do członkostwa w UE. Urząd Komitetu Integracji Europejskiej przygotował, chociaż jeszcze nie przedstawił, pierwszą wersję takiej strategii. Jak się jednak wydaje — popełnił błąd już na wstępie, przy samym podejściu do tej kwestii. Nie można bowiem takiej strategii sporządzić przy biurku, w oderwaniu od rzeczywistości. Nawet najlepsze intencje nie wystarczą. Tu musi być stały dialog wszystkich zainteresowanych. Rząd musi być gotów przekazywać wiele kompetencji instytucjom pozarządowym i wspierać wszystkich tych, którzy pracują na rzecz integracji. Bez takiej współpracy utkniemy w pustosłowiu, miast realnie zbliżać się do Unii.
Bogdan Góralczyk jest publicystą i wykładowcą, pracownikiem naukowym Centrum Europejskiego UW.