UE przy Ukrainie, ale czeka na USA

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-11-24 20:04

Donald Trump wydał rozkaz doprowadzenia może nie do pokoju, ale stabilnego rozejmu w wojnie Rosji z Ukrainą najpóźniej do czwartku, 27 listopada, czyli Dnia Dziękczynienia.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

47. prezydent USA gwałtownie usiłuje przykryć wizerunkowo coraz głębsze wciąganie go w bagno seksualnej afery Jeffreya Epsteina, oczekując sukcesu w familijne święto narodowe, dla statystycznego Amerykanina co najmniej równe niepodległościowemu 4 lipca. Wykonywanie rozkazu przebiega ścieżką wytyczoną przez mentalność i narcyzm lokatora Białego Domu. 28-punktowa wersja porozumienia podyktowana przez Władimira Putina otrzymała pieczątkę Donalda Trumpa i miała zostać zatwierdzona przez przypartego do ściany Wołodymyra Zełenskiego. W weekend delegacja amerykańska usiłowała wymóc taką zgodę na negocjatorach ukraińskich na neutralnym gruncie w Genewie, ale dość szybko się zorientowała, że rozkaz szefa z Waszyngtonu jest niewykonalny. Plan Putina/Trumpa równa się kapitulacji Ukrainy na warunkach znacznie gorszych, niż dyktowałaby jej obecna zła sytuacja militarna. Wśród imperialnych żądań cara Kremla wyjątkowo bezczelne jest wciąż powtarzane roszczenie, by Ukraina dobrowolnie oddała resztówki niezdobytych jeszcze przez armię rosyjską czterech obwodów, które wbrew prawu międzynarodowemu zostały w 2022 r. jednostronnie wchłonięte konstytucyjnie przez Federację Rosyjską.

Na szczęście dla Ukrainy nożyce sprzeciwu wobec dyktatu Putina/Trumpa odezwały się jeszcze gdy Genewa trwała. W kuluarach weekendowego szczytu G20 w Johannesburgu zebrali się przywódcy prozachodniej podgrupy G7 – a dosłownie G6, jako że prezydent USA przecież szczyt zbojkotował – i zakwestionowali najgłupsze zapisy, pośrednio uderzające w bezpieczeństwo Europy. Sytuacja jest płynna – w poniedziałek plan podobno już stopniał do 19 punktów. Z taką samą klauzulą „podobno” oczekiwane jest kolejne bezpośrednie spotkanie Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim.

Europejscy udziałowcy G20 przenieśli się z Johannesburga prosto do nieodległej Luandy. W stolicy Angoli od bardzo dawna był zaplanowany 24-25 listopada siódmy w dziejach szczyt Unii Europejskiej i utworzonej na jej podobieństwo Unii Afrykańskiej. Jego wzniosłe hasło brzmi „Promowanie pokoju i dobrobytu poprzez skuteczny multilateralizm”. Dwustronne relacje naszej wspólnoty z innymi kontynentami historycznie utrzymywane były w różnych formułach, ale ostatnio UE reprezentuje zwykle duet przewodniczących – Komisji Europejskiej (KE) oraz Rady Europejskiej (RE). Najlepszym przykładem był/jest tryb dopinania umowy z Mercosur. Szczyt w Angoli stał się jednak idealną okazją do ściągnięcia – przy okazji spotkania dwóch kontynentów – wielu europejskich prezydentów i premierów na nieformalne spotkanie RE w sprawie Ukrainy. Część połączyła się zdalnie, ale Donald Tusk w nocy z niedzieli na poniedziałek dotarł do Luandy osobiście. Bardzo mu zależało na wizerunkowym podkreśleniu, że w uzgadnianiu stanowisk UE wobec perspektywy choćby zawieszenia przez Rosję zbrodniczej agresji uczestniczy bezpośrednio przy stole, a nie tylko poprzez łącza.

Stanowisko ogłoszone po nieformalnej Luandzie przez szefów KE i RE jest bardzo ostrożnościowe. Wspólnota przyjęła ogólnikowo do wiadomości, że genewskie dyskusje amerykańsko-ukraińskie były konstruktywne. Niektóre kwestie pozostały do rozwiązania, ale kierunek jest pozytywny. Dla UE jest również oczywiste, że kwestie dotyczące jej bezpośrednio, takie jak sankcje wobec Rosji czy unieruchomienie jej finansowych aktywów, wymagają wspólnotowej zgodności. Najważniejsze jest, abyśmy szli naprzód jako partnerzy, zjednoczeni wspólnym celem powstrzymania wojny, zaprzestania zabijania ludzi oraz zapewnienia sprawiedliwego i trwałego pokoju narodowi ukraińskiemu. Aby ogłosić takie ogólniki, unijna wierchuszka naprawdę nie musiała zlatywać się w dalekiej Angoli…