UE raczej mrzonką niż marzeniem

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2024-10-28 21:16

Reakcje Unii Europejskiej po niedzielnych wyborach parlamentarnych w Gruzji są mieszanką politycznego rozczarowania i dyplomatycznej ostrożności.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Świat Zachodu werbalnie potępia „znaczące nieprawidłowości”, do których doszło w procesie wyborczym, lecz bez konkretów. Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, zaakcentowała, że Gruzini mają prawo wiedzieć co się wydarzyło i mają też prawo zobaczyć, że nieprawidłowości wyborcze są badane szybko, przejrzyście i niezależnie. Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, stwierdził, że proces wyborczy w Gruzji budzi wątpliwości pod względem prawidłowości i można ocenić, że nie był w pełni demokratyczny. Podkreślił, że w tej sytuacji należy wyrazić nadzieję, że wybór i aspiracje Gruzinów zostaną uszanowane przez rząd. Viktor Orbán natomiast poszedł na całość i po prostu pojechał do Tbilisi osobiście pogratulować liderom Gruzińskiego Marzenia kolejnego zwycięstwa. Wykorzystuje okoliczność sprawowania przez Węgry rotacyjnej prezydencji w ministerialnej Radzie UE, chociaż jako premier nie ma absolutnie żadnych uprawnień do występowania w imieniu UE na zewnątrz.

Rzeczywiście niezależni obserwatorzy gruzińskich wyborów potwierdzają dwie okoliczności. W zasadzie nie można się przyczepić do samej procedury liczenia głosów, zwłaszcza że w Gruzji system elektroniczny wprzęgnięty został w sposób znacznie bardziej zaawansowany niż chociażby w Polsce, gdzie komputery przejmują dopiero protokoły komisji obwodowych, natomiast wszystkie liczby w tych protokołach ustalane są ręcznie. Naturalnie zdarzały się przypadki podwójnego głosowania i inne incydenty. Ogromną różnicą w stosunku do naszych obyczajów – oczywiście także w wielu wątkach ułomnych – była natomiast kampania wyborcza. Przebiegała w atmosferze zastraszenia opozycji, po przeforsowaniu przez rządową większość w tym roku ustawy o tzw. zagranicznych agentach, co wywołało masowe protesty społeczne. Partia władzy podkreślała, że chodziło o zwiększenie przejrzystości finansowania mediów i organizacji pozarządowych, natomiast dla opozycji był to zamach na wolność słowa specjalnie przed wyborami oraz skopiowanie kagańcowych rozwiązań z Rosji.

Największy paradoks polega na tym, że to właśnie Gruzińskie Marzenie formalnie prowadzi państwo ku Unii Europejskiej. Rząd Gruzji złożył wniosek o członkostwo w marcu 2022 r. i uzyskał status kraju kandydującego w grudniu 2023 r. Nie zdecydowały o tym jakieś krasnoludki, lecz jednomyślnie 27 prezydentów/premierów na szczycie Rady Europejskiej. Zaledwie kilka miesięcy później wszystko się posypało. Obecnie instytucje unijne oraz państwa członkowskie oskarżają ten sam rząd w Tbilisi o naruszenie międzynarodowych standardów i praktycznie wykluczają rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych. Multimiliarder Bidzina Iwaniszwili, twórca Gruzińskiego Marzenia i prawdziwy ojciec chrzestny państwa w obecnej fazie rozwoju, twierdzi natomiast, że wprowadzi Gruzję do UE do 2030 r. Sytuacja stała się naprawdę absurdalna.

Pewnikiem jest natomiast postępująca erozja programu Partnerstwa Wschodniego (PW). Ta polityka zewnętrzna UE została skierowana w 2009 r. – z inicjatywy rządu Polski, wspartego przez rząd Szwecji – do sześciu republik poradzieckich: Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Gruzji, Azerbejdżanu i Armenii. Po 15 latach dorobek PW jest dość ograniczony w stosunku do równie szczytnych, co naiwnych planów. Białoruś za sprawą dyktatora Aleksandra Łukaszenki niemal pod początku dokonała samoskreślenia, realnie poza PW znalazły się także Azerbejdżan i Armenia, prowadzące wzajemną wojnę. Największe postępy na drodze ku UE odnotowały Ukraina, Mołdawia i właśnie Gruzja. W grudniu 2023 r. dwa państwa wymienione jako pierwsze rozpoczęły negocjacje akcesyjne, Gruzja postępowała o jedną fazę z tyłu, ale jednak postępowała. Następstwem niedzielnych wyborów będzie najprawdopodobniej zatrzymanie procesu akcesji do UE, zaś Bidzina Iwaniszwili – wkrótce zapewne prezydent – może realnie przypomnieć epokę Gruzińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.