Ukraina wyczekuje decyzji Polaków

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2024-04-02 17:00

W sprawie budowy międzypaństwowego rurociągu do przesyłania oleju spożywczego i szerokich torów od granicy do Gdańska piłka jest po polskiej stronie – mówi Mykoła Solski, minister rolnictwa Ukrainy.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Panie ministrze, co udało się osiągnąć podczas warszawskich rozmów?

Mykoła Solski: Po pierwsze - dzięki tym rozmowom udało się wreszcie znaleźć właściwą formę rozwiązania wspólnych problemów. Wiemy już, że ministerstwa - polskie i ukraińskie - nie osiągną porozumienia bez udziału branżowych organizacji rolniczych z obu stron. Bo to właśnie przedstawiciele tych organizacji na końcu będę realizować uzgodnienia.

Po drugie - przyjrzeliśmy się konkretnym problemom, którymi należało się zająć. Jeśli chodzi o cukier, w negocjacjach wezmą udział stowarzyszenia rolnicze, i to one będą na pierwszym miejscu – ta kwestia będzie aktualna jeszcze tylko przez dwa miesiące, bo od 6 czerwca do końca roku ukraiński cukier nie będzie eksportowany do Europy. Co się tyczy malin, zgodziliśmy się, że 5 kwietnia rozpocznie się cykl spotkań roboczych. Już wiadomo, kto i co będzie robił w trakcie tych negocjacji.

W sprawie miodu ustaliliśmy konkretne wielkości handlu akceptowalne dla obu stron. W trakcie negocjacji okazało się także, że nie ma żadnych sporów dotyczących handlu jajami i kurczakami.

A co z eksportem ukraińskiego zboża do Polski i jego tranzytem przez nasze terytorium?

Te dwie kwestie wymagają dalszych negocjacji. W pierwszej zaproponowaliśmy system licencji. Polega on na tym, że Ukraina wydaje licencje tylko na zboże, które chce sprowadzić strona polska, i w takich ilościach, jakie polskiej stronie są potrzebne. Proponujemy, żeby takie zasady obowiązywały do końca roku, bo nie można przewidzieć, jakie będą plony i warunki w kolejnym sezonie.

Bardziej złożona jest sprawa tranzytu. Dlaczego polscy rolnicy tak mocno się tym przejmują. Ponieważ uważają, że tranzyt przez terytorium Polski obniża cenę zboża. Jestem głęboko przekonany, że tak nie jest. Międzynarodowy rynek zboża jest jednym wielkim organizmem. Nie zdarza się, że ceny w Polsce są wysokie, a w Niemczach czy we Włoszech niskie. To tak nie działa. Albo wszędzie jest drogo, albo tanio. Ceny różnią się tylko o koszty logistyki, czyli kilka procent. Tranzyt ukraińskiego zboża przez Polskę ma marginalne znaczenie, bo to około 300 tys. ton miesięcznie. Mniej więcej tyle eksportuje się z portów Odessy w ciągu jednego dnia.

Kto z kim będzie rozmawiał w kwietniu?

W sprawie malin negocjacje będą prowadzone na szczeblu ministerialnym. W kwestii cukru zapytamy, czy organizacje rolnicze będą chciały uczestniczyć w rozmowach, czy nie. A co do zboża, w rozmowach wezmą udział i przedstawiciele ministerstw, i organizacje rolnicze.

Jaką część spraw, z którymi przyjechali państwo na rozmowy do Warszawy, udało się załatwić?

Myślę, że dwie trzecie załatwiliśmy lub załatwimy do końca kwietnia. Kluczowe jest jednak, że udało się ostudzić emocje - i to po obu stronach. To one w największym stopniu przeszkadzają w osiągnięciu porozumienia. A najlepszym dowodem, że emocje wygasły, jest to, że przedstawiciele rolniczych organizacji branżowych ukraińskich i polskich już wczoraj, bez udziału ministerstw, umówili się na następne spotkania i rozmowy. Wiem, że nie będą tracić czasu na emocje, tylko prowadzić merytoryczne negocjacje. W tej sytuacji szanse na porozumienie oceniam wysoko.

To kiedy granica będzie otwarta?

Też zadaję sobie to pytanie.

Czy któryś z rozwiązanych już problemów, może powrócić?

Tak może się stać, jeśli nawarstwi się kilka negatywnych czynników, z których najistotniejsze są bardzo niskie lub bardzo wysokie globalne ceny produktów rolnych. Nie niepokoiłbym się tym jednak zbytnio. Najważniejsze, że uzgodniliśmy formułę rozmów. W razie potrzeby mogę zadzwonić do polskiego ministra, zaproponować spotkanie z udziałem lub bez udziału organizacji rolniczych i wiadomo, że siądziemy do stołu i będziemy rozmawiać. Wiadomo też, że to będzie działać w obie strony.

Ukraińscy przedsiębiorcy deklarują, że są gotowi inwestować we wspólne polsko-ukraińskie projekty w szeroko rozumianym rolnictwie i przetwórstwie rolnym. Na przykład w produkcję aminokwasów na nawozy oraz paszę dla trzody chlewnej. Czy rząd Ukrainy wesprze takie przedsięwzięcia?

Jest oczywiste, że takie projekty mogą być pożyteczne dla obu stron. Ukraina produkuje dużo soi, a Polacy chcą ją sprowadzać i produkować z niej aminokwasy oraz inne wyroby na swój rynek i sąsiednie. Już w zeszłym roku występowali o zwiększenie dostaw. Wiem o kilku tego typu projektach, które mają powstać wspólnymi polsko-ukraińskimi siłami. Więcej powiedzieć na ten temat nie mogę, bo pieniądz lubi ciszę.

W umowie koalicyjnej ugrupowań tworzących polski rząd jest zapis dotyczący budowy terminala zbożowego nad Bałtykiem. Czy Ukraińcy chcą się zaangażować w zwiększenie przepustowości bałtyckich portów, żeby móc tą drogą wysyłać swoje produkty rolne w świat?

Sama rozbudowa terminali na polskim Wybrzeżu nic nie da. Znacznie poważniejszym problemem jest to, że do Gdańska czy Gdyni trzeba to zboże z Ukrainy dowieźć, a w naszych krajach są różne standardy torów kolejowych – 1435 mm u was i 1520 mm u nas. Ukraina ma kilka razy więcej wagonów do przewozu ziarna niż cała Europa od Rumunii po Portugalię. To oznacza, że nie ma sensu inwestować w wagony, które jeździłyby po torach europejskiego standardu. Rozwiązaniem może być budowa szerokich torów kolejowych od granicy z Ukrainą do Gdańska i Kłajpedy na Litwie. To pozwoli Polsce zarabiać na tranzycie i na wysyłce ukraińskiego zboża w świat. Powiem więcej: Polska będzie mogła zbudować na swoim wybrzeżu zakłady przerabiające ukraińskie ziarno i eksportować gotowe produkty, na czym oczywiście zarobi jeszcze więcej.

Kto miałby położyć te tory?

Prywatni przedsiębiorcy - ukraińscy, polscy, europejscy. Wszyscy, którzy dostrzegą w tym szansę na zarobek. Gdy tylko na szczeblu rządowym zapadną decyzje umożliwiające położenie tych torów, chętni na sfinansowanie się znajdą. Piłka jest po polskiej stronie.

Czy strona ukraińska coś w tej sprawie zrobiła?

Rok temu ukraińskie organizacje zrzeszające przedsiębiorstwa z branży zbożowej, rafineryjnej i metalurgicznej napisały do polskiego rządu, że są gotowe zagwarantować na 10 lat w przód konkretne wielkości transportu w każdej z tych branż. W Ukrainie są inwestorzy gotowi sfinansować taki projekt infrastrukturalny. Kwestia do rozwiązania, to przyjęcie przez polski parlament uproszczonej procedury dotyczącej takiej inwestycji. Przyjmowano ją już w Polsce np. w przypadku budowy naftoportu czy terminala gazowego.

Co polski rząd odpowiedział w zeszłym roku na tę propozycję?

Wiem, że oferta była analizowana. Jednak chyba najlepiej zapytać u źródła.

Jakiś czas temu pojawił się też pomysł budowy rurociągu, którym miałby być transportowany z Ukrainy do Polski olej spożywczy. Czy w tej sprawie coś się dzieje?

Niestety nie ma nic nowego. Podpisaliśmy memorandum, kilka raz przypominaliśmy polskiej stronie o tym pomyśle, a jestem już trzecim ministrem rolnictwa Ukrainy, który zajmuje się tą kwestią. W tym przypadku także piłka jest po polskiej stronie. Myślę, że gdy tylko Polska będzie gotowa do takich projektów infrastrukturalnych, jak budowa szerokich torów kolejowych czy rurociągu do transportu oleju słonecznikowego, jesteśmy w stanie natychmiast wrócić do tych pomysłów.

W Ukrainie trwają prace legislacyjne mające umożliwić sprzedaż bioetanolu do Unii Europejskiej. Na jakiem są etapie?

Mogliśmy rozpocząć prace, ponieważ trzy lata temu w Ukrainie zniesiono państwowy monopol na produkcję alkoholu i zajęły się tym również prywatne firmy. Ponadto zliberalizowano handel z Unia Europejską i nie obowiązują tu żadne limity. Dodatkowo kukurydza i pszenica, z których produkuje się bioetanol, są u nas tańsze niż w Europie. Produkcja w Ukrainie będzie jednak bardziej opłacalna niż w innych europejskich krajach tylko wtedy, gdy będzie objęta unijnymi dotacjami.

Ukraina przygotowuje się do akcesji do Unii Europejskiej. A czy ukraińskie rolnictwo przygotowuje się do unijnego zielonego ładu?

Oczywiście. Przede wszystkim ujednolicamy prawodawstwo, a 40 proc. negocjacji między Ukraina a Unią Europejską dotyczy właśnie rolnictwa. Nasze przepisy sanitarne, weterynaryjne i wiele innych są już w znacznym stopniu przystosowane do prawodawstwa unijnego.

Jakość ukraińskiego zboża nie budzi wątpliwości. Do zasiewów stosujemy dokładnie takie samo zboże, jak europejscy farmerzy. Więcej: dostarczamy nasze ziarno do siewu do krajów Unii. W 90 proc. korzystamy też z dokładnie takich samych herbicydów, jakie stosuje się w Europie.

Muszę jednak powiedzieć, że ukraińscy rolnicy, dokładnie tak samo jak unijni, bardzo emocjonalnie podchodzą do tematu zielonego ładu. Czego się boją? Wszystkich procedur związanych z wyłączeniem gruntów z uprawy. Czyli dokładnie tego, czego obawiają się wszyscy europejscy farmerzy.

Rozmawiał Bartłomiej Mayer