UniCredito Italiano finalizuje kupno Pekao SA

Paweł Zielewski
opublikowano: 1999-05-12 00:00

UniCredito Italiano finalizuje kupno Pekao SA

INWESTOR STRATEGICZNY: Na prezes Pekao SA Marii Wiśniewskiej bank włoski robił lepsze wrażenie niż amerykański. fot. Małgorzata Pstrągowska

Najwyżej półtora miesiąca dzieli nas od sfinalizowania transakcji sprzedaży Pekao SA — największego polskiego banku uniwersalnego. Podobnie z Bankiem Zachodnim — inwestorzy, którzy znaleźli się na krótkiej liście wybrańców do kupna Zachodniego, oficjalnie kończą przygotowywanie szczegółowych ofert.

ZNACZNIE większe emocje wywołuje sprzedaż Pekao SA. I to już nawet nie ze względu na cenę, jaką — przynajmniej teoretycznie — Skarb Państwa może za bank uzyskać, ale na osobę kupującego. Do ostatecznych negocjacji, z bardzo krótkiej listy potencjalnych inwestorów, wybrany został największy bank włoski — UniCredito Italiano. UCI nie jest właściwie bankiem, w pełnym tego słowa znaczeniu. To konglomerat pięciu dużych banków, które łącznie mają grubo ponad połowę włoskiego rynku detalicznego i korporacyjnego. UCI pod względem kapitalizacji rynkowej jest trzecią — po Deutsche Banku i Bayerische Hypo und Vereinsbanku — instytucją finansową w Eurolandzie. Jednak UCI wciąż stanowi zagadkę. Bank nie jest znany. Obserwatorzy bardzo często sięgają po argument — to druga liga Europy. I dodają zaraz — pamiętamy, jak płynęły deklaracje, że Pekao SA zasługuje na ligę pierwszą — takiego inwestora, który wprowadzi go do europejskiej ekstraklasy.

OBSERWATORZY mówili — mniej lub bardziej głośno — podobne gwarancje mógłby dać Citibank. Ale Citibankowi nie zależało. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Niemalże otwarcie mówili o tym przedstawiciele Pekao SA, ci, którzy byli najbliżej prywatyzacji. Sama prezes Maria Wiśniewska kilkakrotnie przyznawała, że to Włosi zrobili na niej jak najlepsze wrażenie. Mówiąc o Amerykanach zachowywała daleko idącą powściągliwość.

ZARZĄD Pekao SA wie o deklaracjach i przyrzeczeniach przyszłego inwestora znacznie więcej. Dlatego też — choć nie pozbawione podstaw — narzekania sceptyków, a przede wszystkim pojawiające się czasami żądania wymuszenia na Ministerstwie Skarbu Państwa wstrzymania sprzedaży banku i rozpisania nowego przetargu — nie powinny zakłócić prywatyzacji. Sam proces był bolesny, pełen meandrów i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Sprowokował nie tylko dyskusje nad celowością sprzedaży Pekao SA inwestorowi „z zewnątrz”, ale i o wiele szersze — na temat utrzymania polskiego charakteru naszego systemu bankowego. Nie ma już czasu na ponowne wywoływanie wilka z lasu. Nie ma czasu też na rzucanie monetą. Dziś jedyną kwestią jest — jak dalece można zaufać Skarbowi Państwa i zarządowi Pekao SA.

WIĘKSZOŚĆ decyzji, jakie podejmowała prezes Wiśniewska, utwierdza w przekonaniu, że zarząd banku wie, co robi. Dlaczego — wbrew sceptykom — nie zaufać i tym razem. Wiadomo, że Włosi gwarantują utrzymanie tożsamości banku, jego nazwy i logo. Zarazem — charakteru i wizerunku, na jaki bank pracował przez ostatnie lata — banku polskiego (bez względu na to, jak to rozumieć). Nie można było tego samego powiedzieć o Amerykanach, którzy wszelkimi sposobami odmawiali przedstawienia swojej wobec Pekao SA strategii. To sprowokowało do domniemywań, że Citibank — wcześniej czy później — włączy Pekao SA w machinę swoich globalnych ambicji.

GDYBY — wersja bardzo pesymistyczna — po latach okazało się, że inwestycja Włochów w bank przyniosła więcej złego dla banku i jego klientów niż dobrego — wówczas dzisiejsi sceptycy będą mieć święte prawo do egzekucji swojej krytyki. Niewielu decydentów zdaje sobie sprawę z tego, że sprzedaż największego polskiego banku uniwersalnego to egzamin. Przed przyszłymi prywatyzacjami — najważniejszy. Taki, od którego zależy nie tylko gospodarcze, ale i polityczne być albo nie być.