Czasy szybko się zmieniają. Dziś guru rynkowy, by istnieć, musi być obecny także (a może przede wszystkim) w mediach społecznościowych. Profile na Twitterze, jednym z najbardziej popularnych forów opinii, mają Jim Rogers, Marc Faber i Nouriel Roubini. Każdy inwestor może na bieżąco śledzić, gdzie ekonomiczni celebryci podróżują, co sądzą o najświeższych wydarzeniach i jakie artykuły prasowe polecają. Nieraz między wielkimi dochodzi nawet do słownych pojedynków.
Przekonał się o tym Nouriel Roubini. „Doktor Zagłada” padł ofiarą żartu swojego kolegi po fachu. Wybierając się miesiąc temu w podróż do Rio de Janeiro, wrzucił na Twittera: „Ciekawe czasy nadchodzą dla Brazylii. Pojawiają się oznaki spowolnienia gospodarczego, a zagrożenie skrajnymi wydarzeniami (czyli tzw. tail risk) się utrzymuje”.
Wykorzystał to finansista Mark Dow. Wyraził nadzieję, że „tail risk” nie czyha w karnawałowym Rio na samego Roubiniego.
To określenie można przetłumaczyć z języka angielskiego nie tylko jako ryzyko wystąpienia dużych wahań na rynkach, ale także jako niebezpieczeństwa związane z… przygodnym seksem.
„Tail” to bowiem w slangu nic innego jak niezbyt eleganckie określenie łóżkowej partnerki. W sieci zaroiło się od żartów z celebrytów. Najlepszą okazją, by zadrwić sobie z postaci, które większość z nas zna tylko z ekranu telewizora, są prześmiewcze profile zakładane przez internautów. Internetowi kpiarze na warsztat coraz częściej biorą także świat finansów. Na jednym z profili można śledzić fikcyjne rozmowy pracowników banku Goldman Sachs. Oto dialog, jaki miał się toczyć w windzie w amerykańskiej siedzibie banku:
— Szkoda, że nie zainwestowaliśmy we wzrost ubóstwa. Jest go o 60 proc. więcej niż dziesięć lat temu. — Ależ przecież właśnie to zrobiliśmy! Taryfy ulgowej nie mają nawet zmarli. Jeden z twitterowych wesołków na warsztat wziął Steve’a Jobsa. Pierwszy wpis na założonym przez niego profilu Dusza Steve’a Jobsa pojawił się już następnego dnia po śmierci legendarnego założyciela Apple’a.
— Wow, fajnie w tych zaświatach, mam już dwa tysiące śledzących! — pisze twórca profilu. Mimo to wciąż jednak większe zainteresowanie budzą profile polityków. Swoje oficjalne prześmiewcze konto ma także Barack Obama, prezydent USA.
Śledź miniblog autora na Twitterze:
@M_Wierciszewski