Senat w środę odrzucił oba wnioski skrajne — o odrzucenie ustawy oraz o przyjęcie bez poprawek — zaś potem mozolnie rozplątywał gąszcz poprawek. Końcowa uchwała przyjęta została pewnie 76:11, przy 10 senatorach wstrzymujących się oraz 3 niegłosujących. Jednak diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. Wersja ostateczna będzie wypadkową trzech chaotycznych głosowań — pierwotnego w Sejmie, wczorajszego w Senacie oraz finalnego w Sejmie. Co się z tej mgły wyłoni — zobaczy na biurku Andrzej Duda.

Największą sensacją uchwały Senatu jest ogromne wydłużenie vacatio legis dla przepisów o wielkim znaczeniu gospodarczym. Wygaszenie hodowania w Polsce zwierząt futerkowych zostało odłożone aż do 31 lipca 2023 r., natomiast uboju rytualnego — do 31 grudnia 2025 r. To zupełnie inne rozwiązanie, niż ogłoszone przez premiera Mateusza Morawieckiego, który kres istnienia ferm futerkowych widział 31 grudnia 2021 r. Notabene taki termin widniał jeszcze w sprawozdaniu senackich komisji, zapisy przyjęte finalnie spadły z sufitu i zostały przyjęte pod wpływem protestów rolników w Warszawie, czyli strachu PiS (akurat na postawę KO miało to wpływ mały) przed pamiętliwością wiejskiego elektoratu.
Niezależnie od końcowego kształtu, ustawa przejdzie do historii jako bomba polityczna. Już wersja sejmowa poskutkowała niemal wysadzeniem koalicji PiS z przystawkami. Tamto pęknięcie udało się zaklajstrować, ale konflikty w nieco innych relacjach odżywają. PSL obraziło się na KO, co narusza stabilność opozycyjnej większości w Senacie. Z drugiej strony PiS ma dyscyplinarnie uderzyć niesubordynowanych senatorów. Ciekawe tylko, które głosowanie prezes uzna za większą obrazę majestatu — za odrzuceniem ustawy, czy za bardzo długim odsunięciem wejścia w życie tak ważnych dla niego przepisów…