Kryzys za pasem, ale zarząd ma pozytywne przeczucia na ten rok. Optymizmu nie odbiera mu nawet 250 mln zł, które za chwilę musi oddać.
Zarząd budzącej ostatnio wiele kontrowersji odzieżowo-jubilerskej grupy Vistula jest w wyjątkowo dobrym nastroju.
— Na ten rok mamy pozytywne, choć bojowe nastawienie, bo trudno ocenić jaki będzie popyt w obliczu kryzysu. Jednak początek roku jest bardzo udany. Nasze promocje, zwłaszcza w biżuteryjnych sklepach, cieszą się dużym powodzeniem — mówi Grzegorz Pilch, wiceprezes Vistuli.
Zapewne na poprawę humoru wpłynęły wyniki za IV kw. 2008 r., w którym spółka zdołała odrobić ogromną stratę za dziewięć poprzednich miesięcy. W IV kw. grupa miała 166,2 mln zł przychodów i 13,8 mln zł zysku netto (rok wcześniej odpowiednio: 119 mln zł i 13,6 mln zł). W całym 2008 r. przychody wyniosły 506,6 mln zł a zysk netto zaledwie 228 tys. zł (odpowiednio 411,6 mln zł i 58,6 mln zł).
Vistula ma jednak tylko pięć tygodni na oddanie Fortis Bankowi 250 mln zł długu, który zaciągnęła na zakup akcji W. Kruka. Negocjacje o przedłużenie terminu spłaty pożyczki trwają.
— Chyba w niczyim interesie nie jest, żeby spółka wyleciała w powietrze, dlatego wierzymy, że negocjacje z bankami, a zwłaszcza z Fortisem, który jest naszym głównym partnerem, zakończą się pozytywnie — mówi Grzegorz Pilch.
A jeśli nie? Zarząd zapewnia, że ma alternatywne pomysły na spłatę długu, ale ich nie ujawnia. Inwestorów nie wzruszyły wiadomości ze spółki i na zamknięciu wczorajszej sesji za jej akcje po 7,9-procentowym spadku płacono 1,3 zł.