Volvo EX90: Manifest za pół miliona

Marcin BołtrykMarcin Bołtryk
opublikowano: 2025-04-30 18:13

Volvo z krwi i kości, które próbuje udowodnić, że w przyszłości elektryk może być tak samo sexy jak SUV z V8, i które udowadnia – już dziś – że może tyle samo kosztować.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Kiedyś kupowało się Volvo, bo się miało trójkę dzieci, owczarka niemieckiego i lęk przed jazdą po A4. Kiedyś kupowało się Volvo, by manifestować pokojowe podejście do życia, emanować spokojem, statecznością czy stabilnością emocjonalną. Ot, marka dla ustatkowanych ludzi, którzy być może i szukają adrenaliny, ale na pewno nie na drodze. Na szosie miał panować spokój. Miało być bezpiecznie.

Teraz kupuje się Volvo z tych samych powodów. Ale – szczególnie w wypadku dzisiejszego bohatera, modelu EX90 – do wspomnianej rodziny, psa i łaknienia świętego spokoju dochodzą panele fotowoltaiczne i zamiłowanie do planety i ciszy. Nie zmienia się jedno – oczekiwana grubość portfela, jak to w segmencie premium bywa.

Flagowiec na prąd

EX90 to największy elektryczny (czytaj flagowy) SUV Volvo.

Jest dla elektrycznej oferty marki tym samym co dla spalinowej XC90. Trochę prężeniem muskułów, trochę popisem możliwości, nigdy bestsellerem. Dużo się mówi, że EX90 jest następcą XC90. Znaczy, że zajmie jego miejsce w przyszłym świecie bez silników spalinowych. Zatem z punktu widzenia tzw. wolumenu EX90 nie jest przełomowy, jest nim jednak z punktu widzenia wizerunku. Jest krokiem milowym? W szwedzkiej marce trudno o takie. Szwedzi wolą inaczej przenosić klientów w przyszłość. Zamiast milowych kroków wolą grzeczne przestąpienie z nogi na nogę.

Technicznie? Czapki z głów. Auto bazuje na nowej platformie SPA2, do napędu może służyć jeden lub dwa motory. Podstawowa wersja (z jednym silnikiem) na napęd na tył, 279 KM, przyspieszenie do setki w 8,4 s. Bateria o pojemności 104 kWh ma wystarczyć nawet na 620 km w cyklu mieszanym. Wersja z dwoma silnikami (twin motor) to już napęd na obie osie, bateria 110 kWh, moc – 408 KM i deklarowany zasięg w cyklu mieszanym 623 km, a przyspieszenie do setki poniżej 6 s. Na szczycie ofert stoi odmiana twin motor performance. W praktyce to wzmocniony twin motor. Moc? 517 KM, przyspieszenie 4,9 s, zasięg do 620 km (cykl mieszany). Nieźle jak na auto ważące tyle co przejedzony słoń – prawie 3 tony.

Ale żeby nie było – EX90 nie udaje sportowca. Jest kanapą z opinią rodzinowoza. Możesz wybrać wersję 5-, 6- lub 7-osobową. W bagażniku upchniesz nawet 700 l towarów (+ 46 l w bagażniku z przodu). Całość nie jest też sportowo opakowana. To – jak na Volvo przystało – emanujący spokojem kolos.

Szwedzkie podejście

EX90 jest wielkie. Ponad 5 m długości, blisko 2 m szerokości i ponad 1,7 m wysokości. Ale wszytko jest tu dyskretne, eleganckie. Dla jednych to kwintesencja eleganckiego środka transportu dla rodziny, dla innych emocje z wciśniętym przyciskiem „mute”. Wnętrze? Minimalistyczne jak salon w stylu skandynawskim: jasne drewno, materiały z recyklingu i ekran większy niż przeciętny telewizor. Większością funkcji steruje się z owego telewizora. Co też znajdzie swoich przeciwników. Niemniej, zważywszy na narodowość właściciela marki Volvo, czuć skandynawski sznyt.

Cena? No cóż. To elektryk, flagowiec i do tego przedstawiciel segmentu premium. Tanio nie będzie. Ceny startują z poziomu 399 900 zł. Ale dobicie do pół miliona nie powinno stanowić problemu. Mimo to Volvo liczy na polski rynek – z przekonaniem godnym szwedzkiego filozofa. Tyle że Polak, choć lubi bezpieczeństwo, to jednak przywiązany jest do dźwięku silnika jak do kotleta schabowego. Elektryk? Owszem, ale za połowę tej ceny – i najlepiej z Niemiec. Albo za jeszcze mniej – z Chin.

EX90 to na razie egzotyka na polskich drogach. O ile XC60 i XC90 regularnie meldują się w czołówkach rejestracji, o tyle EX90 jeszcze się rozgląda. Może dlatego, że w 2024 r. tylko 2 proc. Volvo sprzedanych w Polsce było elektryczne. I choć Volvo deklaruje rychłe przejście na prąd, to nad Wisłą modelem EX90 na razie wzbudza więcej ciekawości niż realnego zainteresowania.

To co mnie uspokaja, to fakt, że ewentualny następca flagowego SUV-a marki, choć na wskroś nowoczesny, nadal pachnie Volvo i skandynawskim podejściem do motoryzacji. Nawet gdyby owo podejście miało ograniczać się wyłącznie do kwestii szaleństwa, jakie Volvo ma na punkcie bezpieczeństwa.

Pean z mamą

EX90 jest jak dobra mama. Oko kamery śledzi twoje źrenice – by wyczuć zmęczenie i zaproponować kawkę, radar pilnuje, byś nie zbłądził na zła drogę, lidar nieustannie sprawdza, czy na drodze nie czai się coś niebezpiecznego. Wszystko po to, byś dojechał do celu w jednym kawałku – nawet jeśli się zagapisz na billboard z promocją w Lidlu.

Ale jest też druga strona medalu. EX90 to auto dla tych, którzy nie tylko chcą się pokazać, ale też coś powiedzieć. Może nie krzyczeć – bo to nie Tesla – ale wyszeptać: „Wiem, co się dzieje z klimatem. Wiem, co to zeroemisyjność. I wiem, że mogłem kupić klasę G od Mercedesa, ale wybrałem rozsądek”. A że ten rozsądek kosztuje pół miliona? No cóż, nikt nie mówił, że bycie świadomym i odpowiedzialnym jest tanie.

Podsumowując – Volvo EX90 to auto przyszłości, które trafiło do teraźniejszości z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale i wyzwaniami, jakie stawia przed kierowcą. Zachowało wszystkie cechy kojarzone z Volvo. Jest luksusowe, szybkie, bezpieczne i ekologiczne – i to wszystko w takim stylu, że nawet Greta Thunberg byłaby dumna. Ale w Polsce? Tu jeszcze długo będzie musiało udowadniać, że prąd może być równie sexy co ryk V8.