W boksie nie ma miejsca na nienawiść

  • Natalia Grzebisz-Zatońska
opublikowano: 10-11-2022, 14:15
Play icon
Posłuchaj
Speaker icon
Close icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl

Pandemia spowodowała, że Tomasz Konarski, prezes spółki YIT Development, na nowo zagospodarował czas wolny. Postawił na boks, a na ringu spotkał inne białe kołnierzyki.

Sport, który uczy:
Sport, który uczy:
Wcześniej myślałem, że w boksie liczy się tylko siła uderzenia i szybkość. Dziś wiem, że kluczowe są przewidywania ciosów, unikanie ich, szybkość reakcji na taktykę przeciwnika – mówi Tomasz Konarski, prezes YIT Development.
MAREK WISNIEWSKI

Podczas rozmów zaraża spokojem, a w pracy – pasją do sportu. Dwa lata wystarczyły, żeby połowa pracowników firmy regularnie liczyła spalone kalorie i spotykała się na treningu w sobotnie przedpołudnie.

– Nasza firma wywodzi się z Finlandii, gdzie utrzymanie równowagi między pracą i życiem osobistym zawsze miało duże znaczenie. Pandemia spowodowała, że nasz czas pracy stał się bardziej elastyczny. Pojawiła się ochota i większa możliwość, żeby w plan dnia wpasować aktywność fizyczną. Co tydzień spotykamy się na zajęciach z boksu tajskiego i birmańskiego. Jako firma uczestniczymy w zawodach biegowych. Co miesiąc losujemy nagrody wśród tych, którzy spalili minimum 5 tys. kcal podczas własnych treningów – wymienia Tomasz Konarski.

Ale nie tylko o kalorie chodzi, bo grupowa aktywność to sposób na budowanie zespołu i motywacji. Jak się okazuje – skuteczny, bo wyniki cokwartalnych badań pokazują, że w polskiej spółce oceny nastroju panującego w pracy, sposobu zarządzania i zaangażowania są najwyższe wśród wszystkich spółek należących do fińskiej grupy YIT w różnych krajach.

– Myślę, że sport znacząco wpływa na te oceny, bo integruje, otwiera na innych oraz stanowi ciekawy temat do rozmów i monitorowania wyników – mówi prezes YIT Development.

Oderwać się od biurka

Skandynawskie wzorce:
Skandynawskie wzorce:
Nasza firma wywodzi się z Finlandii, gdzie utrzymanie równowagi między pracą i życiem osobistym zawsze miało duże znaczenie. Co tydzień spotykamy się na zajęciach z boksu tajskiego i birmańskiego. Jako firma uczestniczymy w zawodach biegowych. Co miesiąc losujemy nagrody wśród tych, którzy spalili minimum 5 tys. kcal podczas własnych treningów – mówi Tomasz Konarski.
MAREK WISNIEWSKI

Sport pojawił się w jego życiu jako sposób na dobre spędzanie czasu wolnego, ale nie skończyło się tylko na wprowadzeniu treningów do grafiku. Zmienił też dietę i nawyki, żeby nie zmarnować tego, co wypracowuje na zajęciach.

– Wymaga to ode mnie wielu poświęceń i kiedy widzę początkujących rekrutów, przed którymi jeszcze długa droga, to upewniam się tylko w tym, aby utrwalić dotychczasowe zachowania. To banał, że czas jest bezcenny, ale taka jest prawda. Właściwe gospodarowanie nim jest kluczowe. Czas, poza tym poświęconym pracy, można spędzić, siedząc z czipsami przed telewizorem lub trenując jakiś sport. Ja wybrałem to drugie. Wiele lat mi zajęło, by wreszcie oderwać się od biurka i zacząć ćwiczyć. Konieczna była samodyscyplina, poświęcenie, regularność i pasja. Rutyna treningowa zapewnia mi spokój, daje komfort psychiczny i fizyczny – mówi Tomasz Konarski.

Boksem zainteresował się trzy lata temu, ale przez pierwszy rok skupił się na ogólnych przygotowaniach.

– Kilka lat temu zacząłem regularny trening siłowy z trenerem osobistym. Zacząłem wcześnie wstawać i dbałem o to, jak się żywię. Po osiągnięciu określonych celów sylwetkowych i kondycyjnych byłem gotowy, by rozpocząć treningi bokserskie. Od dwóch lat konsekwentnie boksuję 2–3 razy w tygodniu i wykonuję dwa do trzech treningów siłowych tygodniowo. Podczas każdego treningu wydziela się duża dawka endorfin. Żeby jednak wytrzymać intensywny, godzinny trening bokserski i mieć z niego radość, trzeba mieć dobrą kondycję – mówi prezes YIT Development.

Nie tylko ciosy

Trening:
Trening:
Kilka lat temu Tomasz Konarski zaczął regularny trening siłowy z trenerem osobistym. Zaczął wcześnie wstawać i dbać o dietę. Po osiągnięciu określonych celów sylwetkowych i kondycyjnych był gotowy, by rozpocząć treningi bokserskie. Na zdjęciu: z trenerem Emilem Radzimirskim.
Marek Wiśniewski

Okazało się, że boks trenuje wiele tzw. białych kołnierzyków. Spotykają się na treningach, na ringu, a później na spotkaniach biznesowych. Nie jest tak ostro jak w „Podziemnym kręgu” Davida Finchera z Bradem Pittem i Edwardem Nortonem w głównych rolach, ale…

– Dość łatwo rozpoznać takie osoby po śladach na twarzy i siniakach. Brałem udział w sparingach, ale wolę skupić się na treningu personalnym i zajęciach w niewielkich grupach – mówi Tomasz Konarski.

Boks nawet w takim wydaniu pozwala mu na odcięcie się od spraw codziennych i zawodowych. I uczy.

– Wcześniej myślałem, że to sport, w którym liczy się tylko siła uderzenia i szybkość. Dziś wiem, że kluczowe są przewidywania ciosów, unikanie ich, szybkość reakcji na taktykę przeciwnika. Wysiłek jest duży, a każda trzyminutowa runda to czasem wieczność. Zwycięstwo osiąga się przez myślenie, dynamikę, motorykę, szybkość, a nie przez prymitywną siłę. Bardzo ważny jest szacunek dla przeciwnika. W boksie absolutnie nie chodzi o wyładowanie swoich emocji i siły na kimś, ale o ogranie go. Trzeba myśleć strategicznie, żeby wygrać – mówi Tomasz Konarski.

Przyjęcia trafionych ciosów i obicia ciała nie da się uniknąć mimo środków ochronnych, jak rękawice, osłona na szczękę i kask.

– W trakcie treningu nikt nie myśli o tym, żeby zadać ból czy zrobić coś złego. To walka, w której staramy się przewidzieć działanie przeciwnika i uniknąć ciosu. Tu nie ma miejsca na złe emocje, nienawiść. Buzuje adrenalina, ale tylko w pozytywnym kontekście. Nie chodzi w tym sporcie o brutalne uderzenia, ale o grę, którą ze sobą toczymy. To kwintesencja boksu. Największą satysfakcję osiągam, gdy jestem w stanie przewidzieć cios mojego bardzo doświadczonego trenera i odpowiednio na niego zareagować – mówi pasjonat boksu.

Małymi krokami do zmiany

46-latek jest zdania, że w życiu nigdy nie jest za późno na zmiany, a w jego przypadku sprawdza się zasada małych kroków.

– Często wydaje się, że rozpoczynając, mamy przed sobą nieosiągalnie wysoką górę do zdobycia. Po czasie okazuje się, że jest pagórkiem i wszystko można osiągnąć. Zaczynając jazdę motocyklem, czułem się w klubie jak totalny nowicjusz. Po dziesięciu latach tej przygody mam dorobek podobny do moich kolegów, który wtedy był dla mnie czymś niewiarygodnym do osiągnięcia. Warto więc działać, a nie myśleć o tym, ile jeszcze przed nami do zrobienia. Często najbardziej wymagające jest pokonanie własnych barier i ograniczeń. Sama zmiana i dalsze kroki bywają wtedy łatwiejsze – opowiada Tomasz Konarski.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane