Gdy wszyscy siedzą w domach, ubrania nie są w cenie. Na pandemicznym lockdownie gospodarki i czasowym zamknięciu galerii handlowych bardzo mocno ucierpiała branża odzieżowa. Kłopoty nie ominęły też giełdowej grupy VRG, właściciela takich marek, jak Vistula, Wólczanka, Bytom, Deni Cler i W.Kruk. W grupie, w której na kluczowych stanowiskach menedżerskich doszło ostatnio do szeroko opisywanej w „PB” wymiany kadr, kierownictwo zachowuje jednak ostrożny optymizm.
— Zaczęliśmy kadencję w wyjątkowej sytuacji i priorytetem jest przeprowadzenie grupy przez burzliwe wody do bezpiecznego portu. Warunki rynkowe są bardzo zmienne i ze względu na pandemiczną niepewność trudno szykować długoterminowe prognozy, jednak naszym celem jest nie tylko stabilizacja, ale też rozwój. Bez wątpienia w perspektywie najbliższych trzech lat możemy wzmocnić pozycję w segmencie mody kobiecej. Interesuje mnie też ekspansja zagraniczna, która dzięki modelowi franczyzowemu niekoniecznie musi wiązać się z dużymi nakładami kapitałowymi — mówi Andrzej Jaworski, prezes VRG, powołany na to stanowisko na początku lipca.
Internetowe przyspieszenie
W II kw. grupa VRG miała 174,9 mln zł przychodów, co oznacza spadek rok do roku o 35 proc. O 6,6 pkt proc. spadła marża brutto na sprzedaży.
— 20 lat pracuję w branży i nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją: na półtora miesiąca zniknęła sprzedaż stacjonarna, a ponadto wydarzyło się to w ważnym sezonie, gdy wchodzi kolekcja wiosenna. Udało się to jednak w pewnej mierze skompensować wzrostem sprzedaży w internecie, który na poziomie całej grupy odpowiadał w II kw. za 38 proc. przychodów, a w przypadku marki Wólczanka nawet za 70 proc. Oczywiście odbiło się to na marżach, ale uważamy, że ten kwartał był zdecydowanie najgorszy i może być tylko lepiej, zakładając, że nie będzie kolejnego lockdownu — mówi Radosław Jakociuk, wiceprezes VRG odpowiedzialny za działalność operacyjną grupy i piony marek.
Jednocześnie w II kw. grupa znacznie zredukowała koszty — były one niższe o ponad 43 proc.
To w dużej mierze zasługa rządowych programów pomocowych, ale nie tylko.
— Skorzystaliśmy z zamrożenia czynszów w okresie lockdownu, co obniżyło koszty o ponad 11 mln zł. Zakończyliśmy też negocjacje ze wszystkimi wynajmującymi w sprawie czynszów na drugie półrocze, co przełoży się na oszczędności w dłuższej perspektywie. Wykorzystaliśmy też inne elementy tarczy: zredukowaliśmy wynagrodzenia i uzyskaliśmy publiczne dofinansowanie. Zrefinansowaliśmy też zadłużenie, które jest o połowę niższe niż rok wcześniej. W efekcie sytuacja płynnościowa VRG mimo niższej sprzedaży jest dobra — mówi Radosław Jakociuk.
Sklepowe oszczędności
Renegocjacja umów z wynajmującymi wiąże się też z zamknięciem części sklepów, które grupa uznała za trwale nierentowne.
— W tym roku zamkniemy 47 punktów sprzedaży, a otworzymy 25. Wytypowaliśmy też kilkadziesiąt placówek, które możemy zamknąć w przyszłym roku. Zmieniliśmy priorytety w porównaniu z poprzednimi latami. Nie zależy nam już na konsekwentnym zwiększaniu powierzchni — zwłaszcza w segmencie modowym, bo w jubilerskim mamy jeszcze coś do zrobienia. Priorytetem jest rentowność poszczególnych placówek — mówi Radosław Jakociuk.
Klientów w galeriach handlowych jest mniej niż przed pandemią, ale według zarządu VRG powodów do pesymizmu nie ma.
— Na początku pandemii, na podstawie danych m.in. z Chin, zakładaliśmy, że klienci w znacznie wolniejszym tempie będą wracać do sklepów stacjonarnych po zniesieniu lockdownu. Tymczasem nie jest źle — liczba odwiedzających galerie jest o około 20 proc. mniejsza niż rok wcześniej, ale ci, którzy przychodzą, częściej dokonują zakupów. W lipcu i sierpniu liczba klientów w sklepach przekroczyła nasze założenia. Bardzo odporny na pandemię jest segment jubilerski — mówi Radosław Jakociuk.
Walka o marże
Przedstawiciele VRG podkreślają, że w ostatnich miesiącach grupa zainwestowała w zwiększenie efektywności sprzedażyinternetowej i jest przygotowana na obsługę większej liczby zamówień. W ubiegłym roku internet odpowiadał za 14 proc. przychodów, w tym ma to być 25 proc. W tym kanale jednak trudniej niż w sklepach stacjonarnych wypracowywać wysokie marże.
— Byłbym niepoprawnym optymistą, gdybym zapowiadał, że w tym roku uda nam się poprawić marże w stosunku do 2019 r. Jednak gorzej niż w II kw. na pewno nie będzie. Pozbyliśmy się zapasów z kolekcji wiosennej, a zamówienia jesienne zostały dopasowane do zmienionego popytu, w większym stopniu stawiamy też na odzież casualową, a nie formalną. W III i IV kw. marże powinny być zbliżone do okresu przed pandemią — mówi Radosław Jakociuk.
W całym 2020 r. VRG spodziewa się spadku przychodów maksymalnie o 20 proc., a w drugim półroczu o około 10 proc. Trudno oczekiwać, by spółka wygenerowała w tym okresie zysk, ale nowy prezes zdaje się myśleć o dywidendzie, której grupa — jeszcze jako Vistula — nie wypłacała od końca lat 90. — Możemy mówić o tym, gdzie widzimy grupę za trzy lata, gdy dobiegnie końca nasza kadencja. Chcemy być pierwszym zarządem VRG, który zadba o wszystkich akcjonariuszy — mówi Andrzej Jaworski.
OKIEM ANALITYKA
Trudna prognoza
SYLWIA JAŚKIEWICZ, analityk DM BOŚ
Wyniki VRG w II kw. były całkiem przyzwoite, biorąc pod uwagę sytuację rynkową. Trudno jednak prognozować, jak spółka poradzi sobie w drugim półroczu, bo nie wiadomo, jaka będzie sytuacja pandemiczna. Cała branża odzieżowa jest bardzo wrażliwa na skutki pandemii, a całoroczne wyniki w dużej mierze zależą od sprzedaży w grudniu. Trudno jednak oczekiwać, by do tego czasu koronawirus się uspokoił. W dłuższej perspektywie istotnym ryzykiem dla VRG jest sprzedaż odzieży formalnej. Słabła ona już wcześniej, a teraz, przy przestawieniu się na pracę zdalną, ten trend ulegnie tylko wzmocnieniu. Pozytywna jest redukcja kosztów, dotyczy jednak tylko tego roku. Pytanie, jaki będzie ich poziom w przyszłym, gdy popyt może być dodatkowo osłabiony ze względu na kryzysowe ograniczenie zakupów przez klientów.