Reportaż Mateusz Jędrzejczyk potrafi mocno i celnie uderzyć. Bryluje w sporcie dla dżentelmenów. Cel: być jak Tiger Woods.
Kilkudziesięciu dżentelmenów chodzi z workami po polu. Nie szukają stonki. W torbach mają kolekcję kijów. Uderzają nimi twarde piłeczki. Gdzieś w stronę dołka oznaczonego flagą. Są amatorzy golfa, dla których jest on nie tylko okazją do relaksu na trawie, załatwienia interesów czy pochwalenia się nową limuzyną. Traktują go wyczynowo, nie jako element kariery biznesowej. Niektórzy nawet nie pamiętają czasów, gdy dyscyplina znajdowała się w Polsce na indeksie. A już chcą być jak Tiger Woods.
— Chcę znaleźć się na szczycie. Tam, gdzie Woods — wyjaśnia Mateusz Jędrzejczyk, nagabywany o to, po co mu ten cały golf.
189 metrów lotu
Nie jest zbyt rozmowny. Ma dopiero 16 lat. Poważne pytania o przyszłość i o psychologię golfa wydają mu się chyba nieco abstrakcyjne. Na najlepszego polskiego golfistę i nadzieję tej dyscypliny sportu koledzy z pola golfowego wołają Borsuk. Wrócił właśnie z wakacji w Międzyzdrojach, korzystając z przerwy między turniejami. Po miesiącach spędzonych w akademii golfowej i w szkole średniej na Florydzie polskie morze to zapewne nie lada gratka. Pół upalnej niedzieli spędzi w domu, w poniedziałek leci na turniej do Holandii. Po tygodniu scenariusz się powtórzy. I tak do końca lata.
— Miał się nad Bałtykiem zrelaksować, z dala od golfa. Ale nie wytrzymał i chodził grać na miejscowym polu — przyznaje Jerzy Jędrzejczyk, ojciec Mateusza, a zarazem zapalony golfista i biznesmen.
Jest szefem rady nadzorczej i udziałowcem spółki giełdowej Internet Group. Można go posądzać o „hodowanie” syna, nierzadkie wśród śmietanki biznesowej, lecz to akurat ośmioletni Mateusz podpatrzył, jak i w co gra ojciec i sam chwycił za kij.
— Jeden z trenerów przekonał mnie, że chłopak ma talent do gry. A młody też się zapalił, więc zaczęliśmy się w to bawić bardziej na serio — tłumaczy Jerzy Jędrzejczyk.
Dwa lata później pokonał ojca. Teraz tacie pozostało tylko oglądanie, jak piłka śmiga po uderzeniach Mateusza. W zeszłym roku został mistrzem Polski amatorów i mistrzem Polski juniorów. Na międzynarodowych mistrzostwach amatorów w Antwerpii dwa lata temu zaliczył pierwszy turniejowy hole-in-one. Piłka leciała 189 metrów, by wpaść do jedenastego dołka.
— W Polsce już nie ma sensu grać. Rywalizacja za słaba. Nastawiamy się na turnieje juniorskie za granicą, głównie w Stanach — zaznacza ojciec Mateusza.
Pięć puttów
Za oceanem idzie młodemu golfiście coraz lepiej. W czerwcu zajął trzecie miejsce na prestiżowych zawodach Woodrow Taylor Junior. Wcześniej, startując w Junior Orange Bowl, ściągającym z całego świata najlepszych juniorów do 19 lat, zajął 20 miejsce. Był szósty wśród Europejczyków, pokonując najlepszych Szwedów i Anglików, a przecież w ich ojczyznach golf jest sportem niemalże masowym. Zdarzają się mu też słabsze występy, jak w styczniowym turnieju w Tampie, gdzie Polak na jednym z dołków miał aż pięć tzw. puttów, czyli uderzeń z najbliższej odległości.
— Mateusz ma niewątpliwie papiery na granie. Dzięki poświęceniu swoich rodziców zyskał świetne warunki do rozwoju. Ponoszą niemałe koszty ale, jak pokazuje przykład sióstr Radwańskich, nie musi to być inwestycja w ciemno — uważa Piotr Mondalski, prezes Polskiego Związku Golfa i zarazem wiceprezes zarządu Prokom Software.
Mateusz twierdzi, że formę dnia trudno przewidzieć, ale i tak z miesiąca na miesiąc staje się coraz lepszy. Można to zresztą sprawdzić po tzw. handicapie, czyli wskaźniku pokazującym, ile zawodnik potrzebuje uderzeń ponad lub poniżej normy, by zaliczyć wszystkie dołki na polu. Mateusz Jędrzejczyk może, jako jedyny Polak, pochwalić się wskaźnikiem poniżej normy, około 1,3 uderzenia. Tiger Woods ma handicap na poziomie 8 uderzeń.
— To nieoficjalne dane, bo w Stanach nikt nie zawraca sobie cyferkami głowy. Liczy się ranking sumujący to, co dany zawodnik zagrał na turnieju — mówi Mateusz.
Elastyczny kręgosłup
Jest spokojny, opanowany, a to w golfie pomaga. Jedna runda gry może trwać cztery godziny, z czego uderzenia zajmują ze trzy minuty. Zostaje sporo czasu na samotne kombinowanie, uspokajanie i na analizę. W golfie można sobie dostojnie spacerować z kilkunastokilogramową torbą na plecach. W niej 14 kijów. Nie wolno zakładać dżinsów, koszulka musi być z kołnierzykiem. No i nie trzeba mieć postury atlety.
— To nie jest sport siłowy i umięśniona sylwetka á la Tiger Woods nie jest receptą na sukces. Liczą się na przykład gibkość kręgosłupa, umiejętność balansu ciężarem ciała — wyjaśnia Piotr Mondalski.
I chłodna głowa. Walczy się co prawda na kije, lecz „korespondencyjnie”, a jeśli dochodzi do bezpośrednich utarczek, to w finałowych rundach. I wyłącznie na słowa. Mateusz Jędrzejczyk pracuje z psychologiem sportowym dr. Arturem Poczwardowskim, wykładającym na florydzkim Barry University. Uczy go, jak bez drżenia rąk wykonywać ostatnie uderzenia.
— Czasami dochodzi do walki psychologicznej. Padają różne teksty, ale one mnie nie drażnią, czasem sam jestem „trash talkerem” — zaznacza golfista.
Buszowanie w zbożu
Trenera ma z czołowej setki rankingu, za godzinę bierze sto kilkadziesiąt dolarów. Martin Hall, bo o nim mowa, jest także szkoleniowcem Morgan Pressel, obecnie czwartej zawodniczki na świecie w kobiecym rankingu zawodowców. Celem na najbliższe lata dla Mateusza Jędrzejczyka jest właśnie powolne wspinanie się do profesjonalnej elity, liczącej jakieś 300 graczy. Tylu utrzymuje się zawodowo z golfa. Najpierw planuje jednak skończyć szkołę średnią, a następnie dostać stypendium sportowe na którymś z renomowanych uniwersytetów.
— Sportowo to każda uczelnia go weźmie, musi jeszcze podciągnąć trochę naukę — przekonuje ojciec i zaprasza na wilanowską strzelnicę golfową.
Królewski Klub Golfowy Wilanów usadowił się kilka uderzeń od domu Jędrzejczyków. Upał niemiłosierny, ale prawie wszystkie stanowiska są zajęte. Lepsi i gorsi ćwiczą głównie drive’y, czyli pierwsze długie uderzenia. Mateusz wyjmuje z torby kij, robi na sucho kilka zamachów, żongluje piłką. Trochę jak Tiger na reklamie. Widać, że tu, z dala od wścibskich pytań człowieka z dyktafonem, czuje się znacznie swobodniej.
— On to ma uderzenie. Potrafi i 300 jardów walnąć — cieszy się Jerzy Jędrzejczyk.
Tablice na strzelnicy, pokazujące odległość uderzenia, kończą się na 250 jardach, czyli jakichś 230 metrach. Dalej jest już tylko nieskoszone zboże. n
Głowa nie dołek
Tiger Woods w wieku 25 lat został uznany za najwybitniejszego golfistę w historii. Urodził się w 1975 r. jako syn weterana wojny w Wietnamie i imigrantki z Tajlandii. Mając 21 lat, został numerem jeden na świecie. A to się całkiem opłaca. Rocznie zarabia ponad
90 milionów dolarów. W czerwcu stan kasy uszczuplił mu piorun, po uderzeniu którego ogień nadgryzł jedną z jego posiadłości na Florydzie, wartą 38 milionów dolarów. Za to kilkanaście dni wcześniej urodziła mu się córka Sam Alexis. W ostatnim British Open Tiger zajął dopiero 12. miejsce. Piłka nie chciała wpaść do dołka, a na dodatek po jednym z uderzeń trafiła w głowę 63-letnią Jennifer Wilson. Skończyło się na dwóch szwach.
W krajowym polu
W Polsce istnieje zaledwie trzynaście 18-dołkowych pól golfowych. Do tego dochodzi kilkanaście pomniejszych obiektów. Dyscyplinę uprawia około 18 tys. Polaków. W Czechach, gdzie pełnych pól jest prawie 70, liczbę graczy szacuje się na 70 tys. Koszty rocznej gry, wraz z opłaceniem składki członkowskiej w klubie, wynoszą od 2 do 6 tys. zł.
Szybki sport dla bogatych
300
km na godz. Tak szybko potrafi lecieć piłka golfowa.
8
mln dol. Tyle potrafi wynieść pula wygranych w najważniejszych turniejach.
100
zł Tyle trzeba zapłacić w Polsce za godzinną lekcję golfa z trenerem.
Hokej na lato
Golf narodził się prawdopodobnie w Szkocji, gdzieś w XII wieku. Słowo kolf, od którego wzięła swoją nazwę ta dyscyplina, pochodzi z niderlandzkiego i oznacza kij. Właśnie w Holandii w XVII w. krystalizowały się zasady współczesnego golfa. Wcześniej był on postrzegany raczej jako letnia odmiana hokeja. Na świecie jest ponad 32 tys. pól golfowych, połowa z tej liczby znajduje się w Stanach Zjednoczonych. Sprzęt dla początkujących, czyli zestaw kijów z torbą, można kupić za blisko 300 dolarów. Wynajęcie pola i członkostwo w klubie najdroższe jest w zatłoczonej Japonii, najtańsze w Stanach. Klub legenda to jednak szkocki Royal and Ancient Golf Club of St Andrews.
