Węgiel i zboże zasypią porty

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2022-07-17 20:00

Niektórzy operatorzy terminali portowych będą zobligowani do zerwania umów z kontrahentami z różnych branż. Zwolnią miejsce na węgiel i zboże - planuje rząd

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • kto może stracić na zmianach zasad dotyczących przeładunku węgla w portach
  • jakie obawy mają przedsiębiorcy
  • czemu w portach trzeba wypowiedzieć niektóre kontrakty
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Jeszcze niedawno pociągi czekały dobę na wjazd do trójmiejskich portów, stojąc na bocznicach itp. Zator ciągnął się niemal od Zduńskiej Woli. Branżowi specjaliści spotykali się szukając rozwiązań pozwalających usprawnić ruch i przeładunki. Jednak im więcej węgla przypływa do portów, tym czas oczekiwania i zatory są coraz dłuższe. Niedawno pociągi czekały nawet dwie doby, by dotrzeć do bałtyckich terminali. Na spotkaniu w Gdyni ustalono, że będą do nich wpuszczane tylko składy mające już określony rozkład powrotny, by po przeładunku nie czekać na ustalenie godziny wyjazdu i nie blokować miejsca innym przewoźnikom.

To nie wystarczy jednak, by faktycznie odblokować porty i tory, a tym samym zapewnić węgiel dla energetyki oraz gospodarstw domowych. Dlatego politycy szykują portową rewolucję.

Trzeba zerwać kontrakty, by zrobić miejsce dla węgla i zboża

- Zapadła polityczna decyzja o wypowiedzeniu umów w niektórych terminalach portowych. Priorytet będzie miał przeładunek i składowanie węgla oraz zboża, jeśli uda się zawrzeć umowy ze stroną ukraińską na jego przewóz do polskich portów. Nie będzie oczywiście ingerencji w umowy i świadczenie usług związanych z przeładunkiem paliw i gazu, raczej nie zmieni się też sytuacja w przeładunku kontenerów. W innych segmentach jednak konieczne może się okazać wypowiedzenie umów. Zdajemy sobie sprawę, że będzie się to wiązać z pozwami o odszkodowania – mówi jeden z naszych rozmówców znających kulisy postanowień.

Z informacji „PB” wynika, że pomysł wyszedł z resortu klimatu, w Ministerstwie Infrastruktury został przyjęty ze zrozumieniem, ale też z obawami o przyszłość portów. Sporo wątpliwości miał natomiast resort aktywów państwowych.

Jednak od decyzji politycznej do wdrożenia daleka droga. Obecnie w portach są prowadzone spotkania, m.in. z operatorami mającymi wieloletnie koncesje na prowadzenie działalności na ich terenie. Mają na celu określenie, jak system będzie działać w praktyce. W portach udało nam się dowiedzieć, że niektórzy operatorzy terminali mogą zostać zobligowani do wypowiedzenia umów kontrahentom, by zrobić miejsce na przeładunek węgla i ewentualnie zboża. Sami zainteresowani zakładają, że będzie rządowa decyzja zmieniająca obecne zasady funkcjonowania portowych firm. Potocznie nazywają ją dekretem. Jego wdrożenie budzi wiele obaw. Zagrożony jest m.in. przeładunek surowców i wyrobów hutniczych.

- Zablokujemy dostawy rudy żelaza, bo priorytet będzie miał węgiel. Zabezpieczymy dostawy dla energetyki, ale osłabimy hutnictwo, także zużywające dużo węgla. To absurd – twierdzi jeden z naszych rozmówców.

Menedżerowie z branży stalowej uważają, że ewentualne zmiany w umowach portowych mogą wpłynąć nie tylko na polski rynek. Import rudy może mieć znaczenie nie tylko dla huty z Dąbrowy Górniczej oraz z czeskiej Ostrawy. Hutnicy zastanawiają się też, co będzie z importem towarów, które krajowi przetwórcy i dystrybutorzy zamówili za granicą, oraz eksportem półwyrobów i wyrobów z Polski czy innych krajów, np. ze Słowacji.

- Przy obecnym kursie euro zastanawialiśmy się nad eksportem półwyrobów, bo byłby on bardzo opłacalny, ale teraz musimy zorientować się w sytuacji – mówi Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru.

Przypomina też, że polskie firmy eksportują także sporo złomu, np. do Turcji. Jeśli zostanie on w kraju, stanieje produkcja hutnicza, ale problemy mogą mieć zagraniczne zakłady.

Rosję trudno zastąpić
Rosję trudno zastąpić
Kryzys energetyczny i przeładunkowy pokazał, jak silnie polska gospodarka była uzależniona od rosyjskiego węgla. Część naszych rozmówców uważa, że to efekt ograniczenia rozwoju polskich kopalni w wyniku unijnej polityki klimatycznej. Inni zaś twierdzą, że rząd zbyt słabo wspierał dywersyfikację energetyczną i rozwój OZE, a niekiedy nawet go blokował, więc miks oparty na węglu zmusza krajowe firmy do szukania go po całym świecie.
Przemek Świderski/REPORTER

Z naszych informacji wynika też, że do anulowania niektórych umów mogą być zobligowani operatorzy terminali z branży automotive. Działający w niej menedżerowie twierdzą jednak, że użytkowana przez nich infrastruktura nie nadaje się do przeładunku i składowania materiałów sypkich, takich węgiel czy zboże. Zapewniają też, że na razie nie otrzymali żadnych wniosków o zrywanie umów.

- Jeszcze omawiane są szczegóły i na razie trudno powiedzieć, jakie będą konsekwencje dla poszczególnych firm. Jedne mogą mieć zniszczony cały biznes z powodu konieczności wypowiedzenia jakichś umów kontrahentom, inne stracą kilka procent przeładunków – usłyszeliśmy w jednym z portów.

Ich przedstawiciele mają wiele obaw.

- Sytuacja jest nerwowa, bo trudno określić, jak system ma funkcjonować w rzeczywistości. Jeśli ktoś już towar zamówił albo ma na składzie, to nie pozbędzie się go w szybkim tempie – słyszymy w innym porcie.

Przebudowa portfela przeładunków zajmie wiele miesięcy

W terminalach przeładowuje się miliony ton produktów, których nie da szybko przenieść poza port. Zwiększenie przeładunków węgla wymaga też wielu inwestycji.

- Na świecie węgla jest pod dostatkiem, można go kupić u wielu dostawców. Dotychczas jednak ważnym źródłem zaopatrzenia dla Polski była Rosja. Po wprowadzeniu sankcji konieczne jest zapewnienie dostaw z innych kierunków, przez porty. Te jednak nie są przygotowane do zwiększonych przeładunków. Operatorzy muszą kupić maszyny, na które trzeba czekać wiele miesięcy. Dlatego trzeba jasno powiedzieć – czeka nas ciężka zima – twierdzi jeden z naszych rozmówców.

Problemem jest nie tylko przepustowość portów, ale także sieci kolejowej. W ostatnich latach przewozy węgla odgrywały coraz mniejszą rolę w przewozach kolejowych, więc słabym punktem może być także dostępność wagonów. Być może więc węgiel będzie musiał czekać w portach na rozwiezienie go do klientów. Z informacji „PB” wynika, że z portów trójmiejskich mają być zaopatrywane przede wszystkim elektrownie w Kozienicach, Ostrołęce czy Połańcu, a z terminali zachodniopomorskich zakłady z Górnego i Dolnego Śląska.

Rewolucja portowa jest elementem rządowego planu, zgodnie z którym firmy energetyczne mają skupować interwencyjnie węgiel na całym świecie. Takie polecenia miał wydać kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki. PGE, dla przykładu, ma za zadanie kupić dodatkowo 2,5 mln ton tego paliwa. Nasz rozmówca z sektora energetycznego wskazuje, że na tym etapie energetyka nawet nie wie, czy porty są w stanie wygospodarować dodatkową przepustowość pozwalającą na jego przeładunek.

Firmy z różnych branży oraz eksperci obawiają się przeładunkowego i transportowego chaosu.

- W Hamburgu strzelą korki od szampana, bo ryzyko wypowiadania jakichkolwiek umów zachęci wiele firm do przekierowania ładunków albo niepodpisywania kolejnych kontraktów z podmiotami działającymi w polskich portach. Jeśli pomysł zostanie zrealizowany, polskim portom i operatorom trudno będzie odbudować zaufanie kontrahentów – uważa Michał Beim, ekspert Instytutu Sobieskiego.

Na razie nie wiadomo też, jak rozwiązany zostanie problem ewentualnych odszkodowań w razie wypowiadania kontraktów.