Wśród najlepszych i najgorszych giełd 2013 r. znalazło się aż sześć parkietów z Ameryki Południowej. Główny indeks giełdy w Caracas, po przeliczeniu na euro, zyskał 280 proc., co jest równie imponującym wynikiem, jak ubiegłoroczne 303 proc. Jak widać, dla inwestorów nie ma znaczenia, czy gospodarką kieruje Hugo Chavez, czy Nicolas Maduro, który objął stanowisko prezydenta, po śmierci jednego z najsłynniejszych na świecie trybunów ludowych. Inny spośród najbardziej spektakularnych tegorocznych rynków byka narodził się pod gospodarskim okiem argentyńskiej prezydent Cristiny Fernández de Kirchner, określanej mianem nowej Evity Peron. Akcje z kraju pampy podrożały o 36 proc. Inwestorzy za dobrą monetę przyjęli zmierzające do odzyskania zaufania globalnych inwestorów kroki, które poczyniła znana dotychczas z kontrowersyjnej polityki gospodarczej prezydent. Nieźle dało się zarobić w Afryce i na Bliskim Wschodzie. W pierwszej trójce rankingu znalazły się obie główne giełdy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA). Pod względem giełdowych stóp zwrotu Dubaj zadowolił się w tym roku drugim miejscem (+92 proc.). Na otarcie łez pozostał mu jednak fakt, że pokonał sąsiada zza miedzy — akcje z Abu Dhabi, stolicy ZEA, zyskały „jedyne” 52 proc. 33 proc. zyskali inwestorzy na giełdzie wciąż niestabilnego politycznie Pakistanu. Od 30 do 40 proc. zarobić dały akcje z wybranych krajów afrykańskich. Świetne wyniki giełdy Nigerii, największego afrykańskiego eksportera ropy, oraz parkietu opartej na rolnictwie Kenii pobiły osiągnięcie giełdy z Ghany.
Hossę, która wyniosła główny indeks parkietu w Akrze o 40 proc., napędził boom w branży… luksusowych pogrzebów. Pochówki należą do najważniejszych uroczystości w przeżywającym naftowe prosperity kraju. Przykładem pogrzebowych ekstrawagancji, do jakich posuwają się mieszkańcy Ghany, są tańczący grabarze, którzy odprowadzają zmarłego w miejsce spoczynku w rytmach muzyki reggae lub gospel. Wśród najlepszych parkietów znalazły się także mniej egzotyczne rynki. To Bułgaria (+41 proc.) oraz Irlandia (+32 proc.). Akcje z obu krajów zyskują na wychodzeniu gospodarki strefy euro z największego kryzysu od ustanowienia wspólnej waluty. O ile polskim inwestorom trudno byłoby kupić akcje irlandzkie, o tyle w bułgarskie zainwestować można za pośrednictwem funduszy akcji wschodzącej Europy. Niestety, znacznie więcej parkietów, na których faktycznie inwestowali klienci polskich TFI, znalazło się na liście giełd o najgorszych stopach zwrotu. W niechlubnej czołowej trójce znalazły się Turcja (-28 proc.), której poświęconych jest aż pięć funduszy oferowanych przez TFI, oraz Brazylia (-30 proc.), z której akcje są licznie reprezentowane w funduszach inwestujących na największych rynkach wschodzących,czyli tzw. krajach BRIC. Do pęknięcia bańki spekulacyjnej na giełdzie w Stambule przyczynił się wybuch niezadowolenia społecznego w liczącym 80 mln mieszkańców kraju oraz uzależnienie od finansowania przez zagraniczny kapitał nierównowagi na rachunku obrotów bieżących. Tymczasem przed inwestowaniem w Brazylii już w ubiegłym roku ostrzegał Ruchir Sharma z banku Morgan Stanley, twierdząc, że kryzys zapowiadają… koszmarne ceny drinków w Rio de Janeiro. Najwięcej stracić można było jednak w żyjącym z eksportu surowców Peru (-33 proc.). Na liście najgorszych miejsc do inwestowania znalazły się jeszcze dwa kraje z Ameryki Południowej: stojące eksportem miedzi Chile (-25 proc.) oraz Kolumbia (-21 proc.), trzeci na świecie co do wielkości producent kawy oraz znaczący producent ropy naftowej.
Inwestorzy trzymali się jak najdalej od opartych na wydobyciu surowców gospodarek południowoamerykańskich, obawiając się, że wygaszanie programów skupu aktywów przez Fed doprowadzi do dalszych zniżek notowań. Drugim nielubianym przez inwestorów regionem była Azja. 22 proc. stracili inwestujący w Mongolii. O końcu surowcowej prosperity w pustynnym kraju mówiło się już pod koniec 2012 r. Załamały się wtedy notowania świeżo wyemitowanych obligacji, ochrzczonych przez inwestorów mianem czyngis-bondów. Nie byłoby w tym nic groźnego, gdyby ich emisja nie była warta jedną piątą mongolskiego PKB, a przychody z ich sprzedaży nie były przeznaczone na gigantyczne inwestycje infrastrukturalne w projekty wydobywcze. Zarobić nie dało się również na akcjach indonezyjskich i tajlandzkich —przyniosły one straty sięgające 26 i 14 proc.



