Na 5 listopada prezes Urzędu Regulacji Energetyki wyznaczył termin aukcji, w której przyznane zostanie wsparcie dla nowo budowanych źródeł wiatrowych. Wsparcie ma objąć instalacje o łącznej mocy 1 GW, podczas gdy całkowita moc polskich wiatraków wynosi obecnie 6 GW. Dla branży wiatrowej to oznacza boom inwestycyjny, a boom oznacza żniwa dla wykonawców.

Kto się cieszy, kto obawia
— Po dwóch-trzech latach zastoju obserwujemy wzmożoną aktywność inwestorów w sektorze lądowych farm wiatrowych — mówi Paweł Przybylski, prezes Siemens Gamesa Renewable Energy w Polsce.
Firma prowadzi już rozmowy z tymi, którzy szykują się do wystartowania w aukcji.
— Teraz rozmawiamy o umowach warunkowych lub o ofertach z określonym terminem ważności, a rzeczywiste zamówienia na turbiny będą zapewne spływać w pierwszym i drugim kwartale przyszłego roku — mówi Paweł Przybylski.
Podobnie widzi to Maciej Puchalski, dyrektor projektów energetycznych w PBDI, spółce zależnej Erbudu.
— Pytania od inwestorów szykujących się do aukcji otrzymujemy już od wakacji — mówi Maciej Puchalski.
Nie wszyscy wykonawcy chcą jednak wracać do sektora wiatrowego.
— Na rynku wykonawców są tacy, którzy ciężko przeżyli załamanie rynku, do którego doszło po 2015 r. Dziś z ostrożnością podchodzą do składania ofert, zwłaszcza jeśli nowe zamówienia wymagałyby zakupu sprzętu czy zatrudniania ludzi — mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
10 h przeszkadza
Inwestycje wiatrowe szły dynamicznie do połowy 2016 r. Wtedy weszły w życie nowe przepisy wprowadzone przez rząd PiS, m.in. zasada 10 h, zakazująca budowy wiatraków w odległości od zabudowań mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości instalacji. W praktyce wykluczyło to wszelkie nowe inwestycje wiatrowe na lądzie.
— Dlatego aukcję na 1 GW nazywam raczej zasypywaniem dziury w miksie energetycznym i nadrabianiem zaległości, a nie boomem inwestycyjnym. Nadal będziemy mieli opóźnienia w kwestii rozwoju OZE. Przełomem, który doprowadziłby do prawdziwego boomu, byłoby dopiero zniesienie zasady 10 h — mówi Michał Kaczerowski, prezes firmy doradczej Ambiens.
— 1 GW, czyli kilkaset turbin wiatrowych, to jednak interesujący kawałek rynku, nawet jeśli na innych rynkach w Europie dzieje się więcej — twierdzi Paweł Przybylski.
Starocie schodzą z półek
Teraz do aukcji przygotowują się „stare” projekty, które uzyskały pozwolenia jeszcze przed zmianą przepisów.
— Projekty, które wystartują w aukcji, można nazwać starymi, bo zostały przygotowane przed 4-5 laty. Nie mamy jednak wyboru — na pewno nie zdążymy z inwestycjami do 2020 r., ale możemy pokazać, że jako Polska mieliśmy dobre zamiary i wykonaliśmy próbę zbliżenia się do celów — mówi Janusz Gajowiecki.
— Wielu inwestorów ma projekty, w które włożyli kilka milionów złotych, a które od trzech lat czekają na półkach. Nie mają nic do stracenia, więc można też oczekiwać, że ceny deklarowane w aukcji będą niskie — mówi Michał Kaczerowski.
Janusz Gajowiecki uważa jednak, że ceny w aukcji będą raczej zbliżone do rynkowych. Szacuje też, że moc technicznie dostępnych projektów wiatrowych na polskim rynku to około 3 tys. MW, ale realne szanse na przystąpienie do aukcji mają projekty na maksymalnie 2 tys. MW.
— Dlatego uważam, że powinna być zorganizowana kolejna aukcja — twierdzi Janusz Gajowiecki.