Farm wiatrowych przybywa, ale rząd nie traktuje branży poważnie. Może z UE powieją przychylniejsze wiatry?
Ponad 1 tys. MW energii mają moce istniejących w Polsce elektrowni wiatrowych.
— Szybko, bo w ciągu roku-półtora, podwoimy tę wartość. Ale potem staniemy, jeśli nie zmieni się prawo — ostrzega Jarosław Mroczek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energii Wiatrowej (PSEW).
Nadal nie ma ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). Przedstawiciele PSEW liczyli, że Ministerstwo Gospodarki przedstawi projekt podczas wczorajszego Forum Energetyki Wiatrowej. Nie udało się.
— Z jednej strony to źle, ale z drugiej — mamy czas, żeby zaproponować konieczne zmiany. Niewykluczone, że przygotujemy własny projekt ustawy. Joanna Strzelec-Łobodzińska, wiceminister gospodarki, deklaruje, że przy pracach może powstać zespół urzędników i przedstawicieli środowiska. Przydałby się też w rządzie pełnomocnik do spraw OZE — mówi Jarosław Mroczek.
PSEW postuluje m.in. wprowadzenie priorytetu przyłączania elektrowni, utrzymanie opłaty za dostęp do sieci czy wprowadzenie odrębnych regulacji prawnych dla elektrowni morskich.
Z kolei w przyszłym tygodniu minie termin wdrożenia unijnej dyrektywy o promocji energii ze źródeł odnawialnych. Polska zobowiązała się do uzyskania 15 proc. udziału energii odnawialnej w końcowym zużyciu energii do 2020 r. Ścieżka dojścia do tego poziomu powinna zostać określona w Krajowym Planie Działania (KPD). Każdy kraj Unii Europejskiej miał go przesłać Komisji Europejskiej do 30 czerwca. Nasz rząd jeszcze nie zatwierdził projektu KPD.