Kulminacyjna fala powodziowa, przechodząca wczoraj przez Kraków, zmusiła Grupę TVN i Onet do dmuchania na zimne.

— Działając prewencyjnie, przenosimy część naszych serwerów w bezpieczniejsze miejsce, dlatego niektóre serwisy i usługi tymczasowo nie są dostępne. Trudno na razie powiedzieć, ile potrwają prace. Nie spodziewamy się jednak z tego powodu strat finansowych — mówił wczoraj Paweł Klimiuk, rzecznik Grupy Onet.pl.
W rezultacie we wtorek późnym popołudniem nie działała m.in. poczta Onetu, vod.onet.pl, Zumi.pl i tvnwarszawa.pl, a strona tvn24.pl zatrzymała się na wiadomości z godz. 14.24.
Obawy o sytuację innych firm w regionie studzi Zbigniew Putaj z małopolskiej loży BCC.
— Na razie z firm członkowskich nie docierają do nas niepokojące informacje — zapewnia Zbigniew Putaj.
Spokojny monitoring
Z powodu podtopień po kieszeni oberwą natomiast drogowcy.
— Prowadzimy prace zabezpieczające i sprawdzamy stan uszkodzeń. Nie mamy jeszcze danych dotyczących kosztów usuwania szkód, ale na pewno będą to kwoty sięgające kilkunastu milionów złotych, a jeśli konieczne będą remonty, to nawet kilkudziesięciu. Mamy jednak zapewnione fundusze — zapewnia Andrzej Maciejewski, zastępca dyrektora w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Co z innymi firmami?
— Na razie bronimy się przed wodą. Firma pracuje normalnie, choć na wszelki wypadek zabezpieczyliśmy sprzęt. Sytuacja jest monitorowana na bieżąco i z informacji, którymi dysponujemy, wynika, że jest stabilna. Nie powinniśmy mieć więc powtórki z 1997 r. — uspokaja Ryszard Molęda z giełdowego Rafako, które 13 lat temu przeżyło potop.
Większych problemów nie mają także gliwickie zakłady Opla i tyski Fiat.
— Nie grozi nam zalanie, ale skutki złej pogody odczuwają nasi pracownicy, którym trudniej jest dojechać do pracy — mówi Zdzisław Arlet, dyrektor fabryki w Tychach.
Przyznaje jednak, że sytuacja jest stale monitorowana. Powodzi nie boją się natomiast Zakłady Azotowe Kędzierzyn.
— Nawet w 1997 r. wielka woda nie dosięgnęła zakładów. Przygotowujemy się natomiast do udzielenia pomocy miastu Kędzierzyn-Koźle, gdyby musiało zmierzyć się z powodzią. Mamy własne służby chemiczne i ratownicze, które mogą wspierać walkę z żywiołem — mówi Alicja Stronciwilk, rzeczniczka ZA Kędzierzyn.
Spokój jest również w Azotach Tarnów, leżących między Dunajcem a rzeką Białą.
— Powołano sztab antykryzysowy. Stan wody jest co prawda wysoki, ale nie ma bezpośredniego zagrożenia dla zakładów. Tym bardziej że poziom rzek ma się zmniejszać — mówi Robert Lichwała, rzecznik Tarnowa.
Podkreśla jednak, że zakłady zostały dotknięte powodzią tylko raz — w latach 30. ubiegłego wieku.
Transport wyhamował
Wielka woda wyhamowała jednak firmy transportowe.
— Praktycznie całej południowej Polsce występują poważne ograniczenia transportowe — mówi Andrzej Szymański, dyrektor zarządzający firmy Dartom.
We wtorek odwołał dwie dostawy.
— Na razie nie chcę mówić o stratach, tym bardziej że prognozy pogody są optymistyczne. Trzeba jednak pamiętać, że doba przestoju ciężarówki jeżdżącej na międzynarodowych trasach kosztuje około 250 EUR, a jeśli wziąć pod uwagę utracone korzyści, to nawet 600 EUR — dodaje Andrzej Szymański.
Jego zdaniem, jeśli tylko sytuacja powodziowa się nie pogorszy, dla branży nie będzie dramatu.
Marianna Sasim, główny hydrolog Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMiGW), twierdzi, że wkrótce nad Polskę nadciągnąć ma kolejny niż, tym razem z północy. Przyniesie ochłodzenie i deszcz, ale już mniej intensywny.
— Obecnie w całej południowej Polsce przekroczone są stany alarmowe rzek, jednak na najbliższe dni prognozujemy mniejsze opady, które wpłyną na stopniowe obniżanie stanu wód — uspokaja Marianna Sasim.
Alarm w firmach ubepieczeniowych
Stan alarmowy mają w swoich firmach ubezpieczyciele. Allianz rejestrował wczoraj 50 zgłoszeń szkód na godzinę. W PZU do wczoraj do godz. 13. zgłoszono ich 8,8 tys., w Ergo Hestii 1,1 tys., a w Warcie w poniedziałek 1,14 tys. — siedem razy więcej niż w "zwykły" pierwszy dzień tygodnia. Na razie są to drobne szkody związane z zalaniem piwnicy czy przeciekającym dachem. Ale będzie gorzej.
Zgłoszenia z poślizgiem
— Przypuszczalnie w ciągu tego tygodnia liczba zgłoszeń szkód utrzyma się na podobnym poziomie i możemy spodziewać się około 5 tys. szkód z majątku indywidualnego. Wzrost liczby szkód nastąpi również w ubezpieczeniach korporacyjnych, jednak tutaj fali zgłoszeń, jak wskazują doświadczenia, należy spodziewać się z dwu-trzydniowym opóźnieniem — informuje Izabela Tworzydło z biura prasowego Warty.
Ubezpieczyciele nie chcą szacować, ile będą ich kosztowały deszcze, ale jak pokazują szkody śnieżne, straty na pewno przekroczą 100 mln zł.
— Szkody śnieżne kosztowały nas 200 mln zł. W 2009 r. mieliśmy 3 tys. takich szkód, a w tym 40 tys. Nie przewidzieliśmy takich opadów deszczu jak teraz. Po zmianach systemu likwidacji szkód bardzo dokładnie szacujemy ich wartość i automatycznie zawiązujemy rezerwy, które są niemal równe wypłatom — mówi Andrzej Klesyk, prezes PZU.
Test dla likwidatorów
Na razie wypłaty są niewielkie — rzędu kilku tysięcy złotych, ale liczba zgłoszeń to sprawdzian dla ubezpieczycieli. Towarzystwa przerzuciły likwidatorów na południe Polski, deklarują, że wprowadziły procedury szybkiej likwidacji szkód.
— Te procedury znacznie upraszczają wypłatę świadczenia ubezpieczonym
klientom i pozwalają poszkodowanym szybko uzyskać pieniądze na pokrycie szkód
wyrządzonych przez wodę — mówi Danuta Gołaszewska, dyrektor departamentu
likwidacji szkód Allianzu.
