Willa na skraju raju

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2015-06-26 00:00

Karol Zarajczyk, prezes Ursusa, oprowadza nas po owianym legendą domu pełnym sztuki. Tu planuje i realizuje podbój m.in. Afryki.

Od pół wieku krąży po Warszawie legenda Ochabówki — modernistycznej willi, którą wystawił sobie Edward Ochab, zasłużony stalinowski towarzysz z czołówki KC PZPR. Sława budynku nie przeminęła po śmierci fundatora: okazała willa przy Rajców 10 jest w świetnej formie, ale teraz służy postępowym kapitalistom.

— Podobno Edward Ochab nigdy tu nie zamieszkał. Bo Władysław Gomułka, na wieść o tym, co sobie dygnitarz na oczach ludu pracującego buduje, tupnął nogą. Od 1968 r. mieściły się tu biura PRL-owskich strategów, a w III RP Straż Miejska doprowadziła budynek do ruiny. Kupiliśmy go na przetargu i postanowiliśmy przywrócić mu świetność, dodając także coś od siebie — opowiada Karol Zarajczyk, prezes Ursusa, jednej z najważniejszych spółek Pol-Mot Holdingu.

Prostota w cenie

Książka „Traktory: niezapomniane modele. Producenci, technologie, projekty” wydawnictwa Buchmann to aktualna lektura Karola Zarajczyka. Dlaczego? Bo, paradoksalnie, historyczne brzemię Ursusa działa na jego korzyść w Afryce. Dzięki licencjom na silniki konstrukcji Massey-Fergusona polski producent może sprzedawać swoje pojazdy afrykańskim rolnikom, których interesują trzy parametry: niska cena, wytrzymałość silnika na kiepskiej jakości paliwo i łatwość samodzielnej naprawy ciągnika.

Zapewne o podobnych parametrach marzą też polscy rolnicy. Ale nic z tego, unijne przepisy powodują, że w UE Ursusy mają silniki drogie i naszpikowane elektroniką. Za szczęściarzy uchodzą więc ci, którzy po ojcach odziedziczyli Ursusy wyposażone w napęd Massey-Fergusona.

Przy Rajców 10 pracuje cała wierchuszka holdingu, który ma niemal 1,2 mld zł przychodu rocznie. Bo choć z zewnątrz tego nie widać, to przestrzenny apetyt Edwarda Ochaba nie ograniczał się do byle ochłapów: dwa pokoje z kuchnią nie wchodziły w grę.

Marysia i pułkownik

Szczerze? Zygmunt Stępiński, projektant pierwotnej willi, dostał zamówienie jak marzenie. Zero ograniczeń budżetowych, stylistycznych i do tego działka, która w latach 60. śmiało mogła walczyć o miano śródmiejskiego raju. Licząca ledwie 20 domów ulica Rajców rozciąga się na brzegu wiślanej skarpy, na skraju warszawskiego Nowego Miasta.

Stoimy na tarasie, na który wychodzi się wprost z gabientu Karola Zarajczyka. Tu rozgrywała się jedna z finalnych scen filmu „Poszukiwany, poszukiwana” Stanisława Barei, w której Marysia wyprowadzała dalmatyńczyki na spacer. Jednak wówczas między gęstym listowiem nie migał kontur Stadionu Narodowego. Za to za winklem była już szeregowa zabudowa jednorodzinna — to nieparzyste numery ulicy, wśród których jest jeszcze jeden legendarny adres: Rajców 11.

— Pod jedenastką mieszkał pułkownik Kukliński. Stratedzy planowali także pod dziesiątką, a kawałek dalej pułkownik kopiował na strychu strategiczne dokumenty państwowe — opowiada prezes Ursusa. Zdecydowanie wygodniej mieli planiści: willa na stoku ma miejscami nawet pięć kondygnacji, ale dzięki stromiźnie skarpy znakomicie wpasowuje się w panoramę Starówki. Zresztą Zygmunt Stępiński to był w warszawskiej architekturze nie byle kto — zaprojektował m.in. odbudowę Nowego Światu i placu Teatralnego. Spod jego ręki wyszły także Kino Skarpa i Osiedle Kubusia Puchatka.

Znawcy twierdzą, że niedoszłe Ochabowe gniazdko jest hołdem dla słynnego architekta Franka Lloyda Wrighta. Czy tak było? Stępiński nie zaprzeczał. Jedno jest pewne: obecni właściciele przy wsparciu kolejnego pokolenia rzutkich architektów odcisnęli na willi swoje modernistyczno-klasyczne piętno.

Fałat przy barze

Oczy szerzej się otwierają już przy wejściu. W słoneczny dzień ukazuje się przestronny dwupoziomowy hol rozświetlony naturalnym światłem. W 1999 r. nad pomieszczeniem zamontowano szklany dach na nowatorskiej konstrukcji cięgnowej, co daje wrażenie lekkości i dodaje przestrzeni. Metalowo-szklane cacko projektowali inżynierowie z Politechniki Wrocławskiej. Nauki ścisłe w siedzibie Pol-Motu mają silną konkurencję. Andrzej Zarajczyk, ojciec Karola i zarazem szef Pol-Motu, to oddany kolekcjoner polskiego XIX-wiecznego malarstwa i współczesnej rzeźby.

Dlatego gości witają okazałe płótna Malczewskiego, Tetmajera, Mehoffera, Roztworowskiego, Saskiego i Fałata. Z kolei rzeźba Antoniego Matejkowskiego wpleciona jest w kilkumetrowy suchy pień i do tego połączona z wewnętrzną fontanną. Do willi międzynarodowi kontrahenci Pol-Motu przyjeżdżają z przyjemnością, w salkach konfernencyjnych jest zapas proporczyków, m.in. z flagą Etiopii (ważny partner Ursusa w Afryce), i dobrze zaopatrzony barek na najniższym poziomie budynku.

Wychodzący z szeroko otwartymi oczami mają okazję otworzyć także uszy: żegna ich donośny skrzek papug zamkniętych w ozdobnych klatkach. Pracownicy śmieją się, że kolorowe ptaki to po prostu wymóg bezpieczeństwa: w końcu cenne płótna potrzebują najlepszych systemów antykradzieżowych. &