Wiosna w środku lata

Rafał Fabisiak
opublikowano: 2010-08-21 08:32

Pracują w biznesie po wiele godzin dziennie, a mimo to znajdują czas, by pomóc powodzianom. Ich menedżerem jest charyzmatyczny duchowny.

Z pomocą trafiają w punkt, nie pomagają osobom z postawą roszczeniową. W Wiośnie robią to z głową.

We wsi Kwików to była pierwsza tak poważna powódź. W 1997 r. pojawiło się zagrożenie, ale woda nie przerwała wałów. Tym razem 63 mieszkańców nie miało tyle szczęścia. Byli przekonani, że znów woda ich ominie — tak im przynajmniej mówiono. Cztery domy zostały zniszczone i nadają się tylko do rozbiórki. Pomoc rządowa przewidywała do 6 tys. zł na rodzinę. Ale w Kwikowie tylko pięć rodzin dostało maksymalną kwotę, reszta po 500, 2000 lub 3000 zł. Pozostało liczyć na wsparcie organizacji społecznych. Zwłaszcza jednej.

— Wszyscy chwalili sobie "Szlachetną paczkę" — pomoc, która dotarła ze stowarzyszenia Wiosna. Mieszkańcy wcale nie liczyli tylko na to, żeby coś im dać. Chcieli też po prostu się komuś wyżalić, porozmawiać o swojej tragedii. I to zapewnili im wolontariusze Wiosny — tłumaczy Janina Świadek, sołtys Kwikowa.

Ale wolontariusze przynosili nie tylko słowa pociechy. Czesława Kapa dostała wersalkę, kuchenkę i pralkę.

— Miałam metr wody w domu. Można sobie wyobrazić, jak wyglądały szkody. Poza Wiosną żadna inna fundacja nie udzieliła mi tak naprawdę pomocy — opowiada starsza mieszkanka Kwikowa.

Prosta kalkulacja

Gdyby porównać Wiosnę do spółki kapitałowej, to jej założycielem i prezesem jest ksiądz Jacek Stryczek. O jego zaangażowaniu symbolicznie świadczy wizytówka. Między imieniem a nazwiskiem księdza znajduje się słowo... Wiosna. Duchowny pomagał, jeszcze zanim trafił do seminarium. Od 20. roku życia przez następne 10 lat opiekował się starszą kobietą. Za PRL-u zajmował się też osobami niepełnosprawnymi umysłowo. Wyprowadzał je poza szpital.

— Ludzie raczej nie chcieli widzieć takich osób wśród siebie. Wtedy nie było to popularne — wspomina ks. Stryczek.
Potem przyszło seminarium.

Jak przyznaje ksiądz Jacek Stryczek, do parafii przychodziło mnóstwo osób proszących o pomoc. Każdemu starał się poświęcić czas, ale w końcu nie miał go na tyle dużo, aby zająć się wszystkimi. Wtedy pojawił się pomysł na stowarzyszenie.

— Kalkulacja była prosta. Jeśli przeszkolę pięciu wolontariuszy, którzy będą mogli pomóc pięciu osobom, to sam będę mógł zrobić więcej — mówi ks. Jacek Stryczek.

Bez abstrakcji

Wielu wolontariuszy stowarzyszenia to ludzie pracujący na co dzień. Bogna Blankenberg jest menedżerem restauracji w Krakowie. Mimo natłoku zajęć znalazła czas, żeby pojechać na pobliskie tereny popowodziowe, by przeprowadzać ankiety. Zwerbowała też kilka zaprzyjaźnionych osób z innych firm. Na miejscu udzielali rad, jak skutecznie odwodnić dom i oferowali pomoc w zorganizowaniu niezbędnych do tego materiałów. Dlaczego wybrała właśnie Wiosnę?

— Przekonali mnie tym, że szukali wolontariuszy, a nie pieniędzy. Wszystkie duże fundacje w zasadzie potrzebują już tylko darczyńców, bo mają dużą bazę wolontariuszy. Tutaj wygląda to inaczej. Jeździ się na te tereny, rozmawia z ludźmi. To osobista pomoc, nie jest tak abstrakcyjna jak wpłacenie pieniędzy na konto czy wysłanie SMS-a — tłumaczy Bogna Blankenberg.

Marcin Mioduszewski od kilku lat jest na aplikacji radcowskiej. Rozpoczął współpracę z Wiosną od akcji "Szlachetną paczka". Później zaproponował pomoc prawną: jeździł także przeprowadzać ankiety jako wolontariusz.

— Okazało się, że powodzinie potrzebują prawnej pomocy w dużo większym stopniu, niż się spodziewałem — tłumaczy Marcin Mioduszewski.

Dodaje, że to, co się robi, pomagając w stowarzyszeniu, dokładnie przekłada się na zamierzony efekt.

— Ludzie chcą pomagać, ale żadna pomoc nie jest tak skuteczna jak ta, w którą człowiek zaangażuje się emocjonalnie — mówi ks. Jacek Stryczek.

Myślą przewodnią stowarzyszenia Wiosna jest mądra pomoc. Czyli?

— Staramy się tak ją organizować, aby docierała do najbardziej potrzebujących i była przygotowana specjalnie pod daną osobę czy rodzinę. Możemy przekazać wszystkim taką sama pomoc, ale wtedy mija się to z celem. Po co wysyłać komuś kuchenkę, skoro potrzebuje kanapy? — tłumaczy ks. Stryczek.

Potrafić odmówić

Wiosna unika udzielania pomocy osobom mającym postawę roszczeniową. Jak mówi ks. Stryczek, wiele organizacji wielu ludzi nauczyło, że pomoc należy się każdemu więc tego wymagają. Prowadzi to czasem do skrajnych przypadków, niemal do rękoczynów. Jak w jednej z wiosek, gdzie osoby, które nie dostały pomocy, jeździły za ciężarówką z darami, krzycząc i strasząc kierowców.

— To postawa, która częściowo wynika jeszcze z dawnego ustroju. Jednak jest to błędne podejście, bo nie każdy potrzebuje pomocy, przynajmniej nie zawsze w tym samym stopniu. Jednocześnie pomoc wymaga szacunku. Jeśli ktoś daje nam stare, poplamione, porwane ubrania, to dla potrzebujących to nie jest pomoc, ale degradacja. Ważne, by dać im nadzieję. Jeśli w paczce dostaną dobrą herbatę lub przywieziemy im zadbaną lodówkę, to daje im to nie tylko rzecz, ale i nowy start —tłumaczy ks. Jacek Stryczek.

Dlatego w Wiośnie prowadzą selekcję darów, często odmawiają przyjęcia rzeczy, które powinny wylądować na śmietniku.

Potrzeby bywają różne. Niektórym poszkodowanym najbardziej potrzeba wersalki, inni wolą paszę dla zwierząt. Ostatnim trendem wśród próśb dzieci są odtwarzacze MP3 i markowe ciuchy.

— Ludzie pytają: jak to MP3, markowe ciuchy? Przecież to nie są najpotrzebniejsze rzeczy. Ale tu nie chodzi o to. Dzieci potrafią być okrutne dla siebie, potrafią wytykać palcami kolegów, bo nie mają telefonu komórkowego. Dla takiego dziecka to nie tylko odtwarzacz czy spodnie, to także nowy start, akceptacja rówieśników. Na tym właśnie staramy się opierać pomoc — mówi ks. Jacek Stryczek.

Ponad 112 tys. darczyńców

Najbardziej znanym przedsięwzięciem "Wiosny" jest akcja "Szlachetna paczka". Organizowana jest od początku działalności stowarzyszenia, czyli od 2001 r. Wartość pomocy udzielonej w ramach "Szlachetnej paczki" w 2007 r. wyniosła 1,9 mln zł, w 2008 — 3,3 mln, a w 2009 roku już 6,4 mln zł. Dość powiedzieć, że w ubiegłym roku na piękny gest zdecydowało się 112 tys. darczyńców.

Stowarzyszenie zorganizowało także "Szlachetne paczki" dla powodzian. Zasięgiem objęto województwa małopolskie, mazowieckie i podkarpackie. W samej Małopolsce wolontariuszom udało się dotrzeć do 2051 rodzin, a wartość darów w tym regionie wyniosła 450 tys. zł.

Tekst pochodzi z wtorkowego Pulsu Biznesu.