Pakiet ważnych głosowań, kończący 76. posiedzenie Sejmu, zaplanowany został w piątek przed wieczorem.
Wsparte wasalami PiS w obecnej kadencji wszystko wygrywa, zatem o ustawach z porządku obrad już można pisać jako o uchwalonych. Istnieje jeden wyjątek, otóż próba zmiany Konstytucji RP skończy w koszu, jako że wymaga około 300 głosów, zaś na taką większość PiS jest za cienkie. Do wyborczej zagrywki opozycja ręki nie przyłoży, zatem zabraknie 60-70 głosów.
Nad pewnym głosowaniem wisi natomiast znak zapytania. Chodzi o pilną nowelizację PiS-owskiej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (TK). Od 1997 r. rozpoznawanie spraw w „pełnym składzie” TK wymagało obecności co najmniej 9 z 15 sędziów, gdy nagle w 2016 r. tzw. dobra zmiana dla sparaliżowania krnąbrnego TK podniosła próg do 11. Teraz się okazało, że był to strzał w stopę, albowiem spacyfikowany przez PiS organ pękł na większość związaną z Julią Przyłębską i generalnie Jarosławem Kaczyńskim oraz mniejszość sterowaną przez Zbigniewa Ziobrę. Sędziowie z jego kręgu od grudnia 2022 r. uznają prezeskę za uzurpatorkę i nieobecnościami paraliżują pracę jej organu. Obniżenie progu ma przełamać tę obstrukcję, zatem Suwerenna Polska logicznie nie powinna ustawy poprzeć, co oznaczałby wyrzucenie jej do kosza. Logika polityczna jest jednak pokrętna i głosowanie zapowiada się hitowo, bo wynik powie dużo o realnej sytuacji w obozie władzy przed wyborami.
TK nie ma żadnych szans na rozpatrzenie 30 maja skierowanej przez prezydenta nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym. Miałaby ona zrealizować jeden z tzw. kamieni milowych, odblokowujących unijne finansowanie Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO). Coraz więcej wskazuje jednak, że oczekiwana ponoć z nadzieją przez rząd rozprawa… w ogóle nie będzie potrzebna. W piątek PiS uchwali bowiem nie milowy, lecz kamień młyński u szyi KPO, już definitywnie pogrążający unijne miliardy. Ustawa utworzy czerezwyczajną (nadzwyczajną, rusycyzm jest tutaj bardzo zasadny) komisję do spraw zniszczenia przed wyborami Donalda Tuska. Taki jest jej sens, skryty pod wzniosłą nazwą „badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007–2022”. Okres wybrano nieprzypadkowo, podział konkluzji na dwa etapy to oczywistość – Polska w ruinie i uzależnieniu od Rosji w czarnych latach 2007-2015 oraz świetlany rozwój 2015-2022. Pierwszy raport ma zostać ogłoszony już 17 września, czyli w szczycie kampanii przed wyborami, które odbędą się niemal na pewno 15 października. 9-osobowa czerezwyczajka to organ śledczy, prokuratura oraz sąd w jednym – ma mieć uprawnienia znacznie większe od standardowej komisji śledczej Sejmu. Nie wyda wyroku karnego, ale może np. cofnąć obwinionemu poświadczenie bezpieczeństwa oraz orzec 10-letni zakaz dysponowania pieniędzmi publicznymi. A przecież o tym, kto wykonuje budżet państwa, może decydować wyłącznie zbiorowy werdykt wyborczy Polaków, których nie ma prawa zastąpić jakaś pozakonstytucyjna grupka! PiS wyśrubowało rekord własnych absurdów prawnych, potwierdzając, jak strasznie boi się nawet czysto hipotetycznego powrotu do władzy Donalda Tuska.
Senat oczywiście ustawę odrzucił, Sejm oczywiście przywróci swoją wersję. Andrzej Duda stanie przed kolejnym dylematem. Jeśli ustawę o czerezwyczajce podpisze, to dla UE stanie się ona dowodem niepraworządności w Polsce znacznie grubszym niż dość hermetyczny spór o sędziów. PiS bardzo silnie prze, żeby czerezwyczajka jak najszybciej znalazła się w Dzienniku Ustaw i weszła życie, notabene bez vacatio legis, bo już następnego dnia po ogłoszeniu. Jeśli tak się stanie, będzie to oznajmienie przez władców całej Polsce oraz UE podjęcia decyzji zapisanej w tytule.
