Od 12 lat urzędnicy spierają się z podatnikiem, czy zawijanie w papierek to produkcja, czy handel.
irma Cristhine działa w Kartuzach od ponad 20 lat. Robi kosmetyki. Cienie, pudry, tusze, róże. Do Kartuz trafiają w bryłach i w beczkach. Mizerny to widok. Krystyna i Jarosław Chojnaccy pakują je w pudełeczka ze swoim logo, które przyciągają wzrok i rozpalają zmysły. Słowem, konfekcjonują. Byli pierwsi, więc niejeden w branży uczył się od nich i podpatrywał, jak to robią. Niektórzy nawet na ich maszynach robili to samo. Bo swoich jeszcze nie mieli. Interes kwitł. Do czasu, gdy nie zapukał fiskus. Od tej pory kopią się z koniem.
W styczniu 1993 r. wprowadzono podatek akcyzowy. Obejmował on importerów i producentów kosmetyków. Do zakładu Chojnackich zapukała kontrola z urzędu skarbowego. Pierwsza nie kazała płacić akcyzy. Dwa miesiące później druga (z tego samego urzędu) — kazała. Nie dostrzegła różnicy między produkcją a konfekcjonowaniem. Dostrzegł ją dopiero w 1995 r. Naczelny Sąd Administracyjny, który orzekł: konfekcjonowanie to po prostu paczkowanie, więc nie produkcja.
— Sąd uznał, że konfekcjonując kosmetyki, prowadzimy działalność handlową, a nie produkcyjną, dlatego nie musimy płacić akcyzy za produkt końcowy, skoro już raz ją zapłaciliśmy, za zakupiony surowiec — mówi Jarosław Chojnacki.
Wojna wygrana. Happy end. Pokój trwał krótko.
Kołomyja
W 1996 r. w Polsce mało kto jeszcze produkował kosmetyki. Bardziej opłacało się je konfekcjonować. Czyli z beczki do pudełeczka. Ministerstwo Finansów chyba dostrzegło źródełko, bo wydało rozporządzenie, że każdy, kto podwyższa wartość użytkową kosmetyków, musi płacić akcyzę. (Ciekawostka, w 2002 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepisy o podatku akcyzowym wprowadzone rozporządzeniem Ministerstwa Finansów są niekonstytucyjne.) Tylko co to jest wartość użytkowa i kto ją zwiększa? Tego Ministerstwo Finansów w rozporządzeniu nie określiło, więc zaczęły się cyrki. W ruch poszły słowniki i wiaderka.
Do Chojnackich po raz trzeci zapukał ten sam urząd skarbowy z Kartuz. Tym razem pokazał ministerialne rozporządzenie. Skoro minister uznał, że konfekcjonowanie to jednak produkcja, Cristhine musi płacić akcyzę. Chojnaccy do ministra: jak to?
Minister do Chojnackich: „Proces konfekcjonowania kosmetyków jest niczym innym jak czynnością podwyższającą ich wartość użytkową (bowiem trudno sobie wyobrazić np.: używanie przez konsumenta szminki do ust pobieranej z 20-litrowego wiaderka) i czynność ta podlega opodatkowaniu podatkiem akcyzowym”.
Kołomyja, bo raz urzędnicy twierdzą, że to krowa jest producentem mleka, a raz, że mleczarnia. Z definicją wartości użytkowej kołomyja jest jeszcze większa. Miejscowy fiskus przyznał, że faktycznie, w przepisach podatkowych brakuje definicji „wartości użytkowej”.
Ale sprytni urzędnicy znaleźli ją w „Encyklopedii powszechnej PWN” i w „Małym słowniku języka polskiego PWN”. A tam czarno na białym: konfekcjonowanie to zwiększanie wartości użytkowej. Czyli Chojnaccy akcyzę muszą płacić i basta.
Chojnaccy nie w ciemię bici. O definicje zapytali naukowców z Uniwersytetu Gdańskiego. Akademickie podręczniki mówiły co innego niż popularne słowniki czy encyklopedie. Kierownik Zakładu Towaroznawstwa i Technologii stwierdził: fiskus się myli, bo przepakowywanie nie wpływa na wartość użytkową. Czy mleko w cysternie ma inny skład po jego rozlaniu do butelek?
I tak kilka lat Chojnaccy walczą z urzędnikami o definicje, próbując przekonać ich, że świstak zawijający cukierki w papierek nie jest ich producentem i że tak samo smakują one w papierku, jak i bez niego. Tyle że przekonać urzędnika, że nie ma racji, to jak złożyć kartkę papieru siedem razy.
Frajerzy
Chojnaccy płakali, ale płacili nienależny, ich zdaniem, podatek akcyzowy. Grube tysiące złotych. Frajerzy? Wszak inni nie płacili.
— Właściciele identycznych firm z Warszawy pukali się w czoło, że my w Kartuzach to chyba jesteśmy świętsi od papieża, skoro dwa razy płacimy ten sam podatek. Ich urzędy skarbowe tego nie wymagały — mówi Chojnacki.
I to właśnie Chojnackich irytowało najbardziej, że urzędy skarbowe, na przykład z Piaseczna czy z Radomia, firmom takim jak Cristhine, nie kazały płacić akcyzy, a Urząd w Kartuzach kazał.
Do białej gorączki doprowadziło właścicieli Cristhine to, że pewna, konkurencyjna firma niemalże zza miedzy, zajmująca się tą samą działalnością co oni i podlegająca temu samemu organowi podatkowemu, uzyskała umorzenie podatków prawie na 4,5 mln złotych.
— Oni nie musieli płacić akcyzy, a my musimy? Nie rynek i wolna konkurencja decydują, która firma będzie się rozwijała, lecz wola urzędników? — dziwią się Chojnaccy.
Więc po co płacili? Mogli pójść w zaparte i dochodzić swego.
— Urząd skarbowy tylko czekał na nasze zaległości podatkowe, żeby cofnąć nam ulgi inwestycyjne — dodaje Chojnacki.
Ale jak długo można płacić z zysku coś, czego inni nie płacą?
— Gdy konkurencja się rozwijała, my z powodu indolencji urzędników tkwiliśmy w miejscu — mówi Krystyna Chojnacka.
Dlatego w 1998 r. Chojnaccy zdecydowali się pójść na wojnę z urzędnikami. Od kartuskiego urzędu skarbowego zażądali zwrotu nadpłaconego podatku akcyzowego. Prawie 170 tys. złotych. Po dwóch latach czekania — odmowa. Chojnaccy odwołali się do Izby Skarbowej w Gdańsku. Ta trzymała stronę urzędu skarbowego. Dwie bitwy przegrane.
Sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Gdańsku. Po dwóch latach zapadł wyrok — rozporządzenie ministra było niekonstytucyjne, izba skarbowa pomyliła się, bo firma Cristhine prowadzi działalność handlową, a nie produkcyjną, więc jej wyrok zostaje uchylony, a sprawa ma być ponownie rozpatrzona zwłaszcza pod kątem tego, kto poniósł ciężar ekonomiczny podatku akcyzowego.
Chojnaccy się ucieszyli: druga wojna akcyzowa wygrana. Prawie 200 tys. złotych wróci na ich konto. Nie wróciło. Rozejm okazał się kruchy.
Rewizja niezwyczajna
Z Naczelnego Sądu Administracyjnego sprawa Cristhine trafiła do Urzędu Celnego w Słupsku (od 2003 r. sprawy podatku akcyzowego zostały przeniesione z US do UC). Po dwóch latach celnicy oświadczyli: Chojnaccy wliczali akcyzę w cenę swoich produktów, a więc pieniądze do nich wracały, tym samym zwrot akcyzy się nie należy.
— Bzdura. Płaciliśmy ją z własnego zysku. Potwierdziły to wcześniejsze kontrole z urzędu skarbowego, które sprawdzały kalkulacje cen — mówi Chojnacka.
Urząd celny na to: Chojnaccy wliczali akcyzę w cenę towaru „awansem”, zanim ta zaczęła obowiązywać, dlatego nikt tego nie zauważył. Podważyli też wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego stwierdzając, że Cristhine jednak była producentem. Jak? Zapytali Ośrodek Interpretacji Standardów Klasyfikacyjnych Urzędu Statystycznego w Łodzi, czy rzeczywiście Naczelny Sąd Administracyjny ma rację. Opinia statystyków była jednoznaczna: Cristhine jest producentem. A więc musi płacić akcyzę. Urząd Celny w Słupsku odmówił więc Chojnackim zwrotu nadpłaconej akcyzy i skasował prawomocny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Ale Chojnaccy z tego samego urzędu statystycznego otrzymali odmienną opinię: że wcale nie są producentami. Paradoks? Jak to możliwe żeby urząd wydał dwie różne ekspertyzy w tej samej sprawie?
— Urząd wydaje opinie na podstawie nadesłanych dokumentów — mówi urzędnik z Ośrodka Interpretacji Standardów Klasyfikacyjnych Urzędu Statystycznego w Łodzi.
— Urząd celny prawdopodobnie wysłał do urzędu skarbowego tylko te dokumenty, które świadczyły na jego korzyść — twierdzi Chojnacki.
Czeski film? Raczej czarna komedia. Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego konkuruje z opinią urzędu statystycznego.
— Urząd celny, kwestionując wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, wystąpił przeciw zasadzie „powaga rzeczy osądzonej”. Postawił się ponad obowiązującym prawem — twierdzi Sławomir Surdy, prawnik z Kancelarii Radców Prawnych Misiewicz, Mosek i Partnerzy.
Dwa identyczne wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego. Oba przyznające rację Chojnackim. A wojna nadal trwa. Izba Celna w Gdyni 31.10.05 podtrzymała decyzję urzędu celnego.
— Przeglądając akta sprawy w Izbie Celnej w Gdyni, stwierdziłem brak ważnych dowodów, które dostarczyłem do Urzędu Celnego w Słupsku, i zażądałem spisania protokołu. Sprawa w tym czasie była w trybie odwoławczym i rozstrzygano na podstawie niekompletnej dokumentacji, która to okoliczność miała wpływ na rozstrzygnięcie sprawy — mówi Chojnacki.
Miesiąc później Chojnaccy złożyli skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku, ale ten ją oddalił, podtrzymując stanowisko izby celnej. Trzecią wojnę akcyzową może już tylko zakończyć wyrok trybunału w Strasburgu.
Zdaniem prawników
Poprosiliśmy o wyjaśnienie sprawy firmy Cristhine zarówno Urząd Celny w Słupsku, jak i Ministerstwo Finansów. Urząd poinformował nas jedynie, że przekazał naszą prośbę do Izby Celnej w Gdańsku. Do chwili publikacji tekstu z żadnego z urzędów nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Zwróciliśmy się więc z prośbą o opinię do prawników. Co oni na to? Tak jednym słowem? To niemożliwe. Taka historia nie powinna się wydarzyć w państwie prawa. Zbyt wiele w niej urzędniczych i prawnych błędów.
— W sprawie państwa Chojnackich przede wszystkim mamy do czynienia z dyskryminacyjnym traktowaniem podatników przez administrację podatkową względem innych podmiotów prowadzących działalność w zakresie konfekcjonowania kosmetyków, w tym — co należy podkreślić — także ich bezpośredniego konkurenta na rynku lokalnym. W przeciwieństwie do państwa Chojnackich ich konkurenci — za wyraźnym przyzwoleniem administracji — nie płacili podatku od wykonywanych czynności — twierdzi Sławomir Surdy, odnosząc się do wspomnianej sprawy owej „pewnej” firmy.
Ale to niejedyny zarzut.
— W sprawie firmy Cristhine, moim zdaniem, doszło do licznych naruszeń prawa, w tym do naruszenia podstawowych zasad postępowania podatkowego. Organom rozstrzygającym przedmiotową sprawę można postawić wiele zarzutów, na przykład nieuzasadnionego przerzucenia na podatników ciężaru dowodowego, naruszenia powagi rzeczy osądzonej i prowadzenia postępowania w zakresie, w jakim sąd prawomocnie rozstrzygnął sprawę, całkowicie jednostronnej oceny zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego czy wreszcie przewlekłości postępowania. Ponadto należy zauważyć, że przepisy ordynacji podatkowej, regulując instytucję nadpłaty, nie uzależniają prawa podatnika do otrzymania zwrotu nienależnie zapłaconego podatku od tego, czy podatnik poniósł ciężar ekonomiczny tego podatku — mówi Surdy.
To kto tu ma rację — urzędnicy czy podatnik — ostatecznie rozstrzygnie trybunał w Strasburgu. Ma trudne zadanie. Musi orzec, czy świstak, zawijając cukierki w papierek, jest ich producentem, czy tylko pakowaczem i czy otrzyma zwrot 3 mln złotych z tytułu nielegalnie pobranego podatku wraz z odsetkami. n
