Do niedawna słabość wielu walut amortyzowana była przez dolara i funta, które reprezentują relatywnie silniejsze gospodarki. Teraz jednak również ten bufor zniknął.
Rok 2014 na rynku walut był o tyle interesujący, że inwestorzy, którzy w porę zauważyli ożywienie w USA, mogli cieszyć się długim trendem umocnienia dolara. Na nieco mniejszą skalę zyskiwał też funt, ponieważ brytyjska gospodarka wybijała się na tle słabej Europy, nie mówiąc o kulejących rynkach wschodzących. Jednak te dwie gospodarki nie są na tyle duże, aby być przeciwwagą dla globalnego spowolnienia, czego efektem jest obecna patowa sytuacja na rynku walut.
Na razie październik w wykonaniu dolara jest fatalny. Dwie słabe publikacje — dane z rynku pracy oraz sprzedaż detaliczna, w połączeniu ze słabymi danymi z Chin sprawiły, że dolar jest zdecydowanie najsłabszy w gronie walut rozwiniętych. Antydolarowy sentyment jest bardzo mocny, ale do pary walutowej potrzeba dwojga, więc musi być przynajmniej jedna waluta, która przejmie od dolara pałeczkę lidera.
Problem w tym, że żadna się do tego nie nadaje. Dolar nowozelandzki zyskał już ponad 5 proc. w dwa tygodnie wobec dolara, ale ta hossa, naszym zdaniem, może runąć bardzo szybko, gdyż przy dalszych kłopotach Chin bank centralny Nowej Zelandii będzie musiał ciąć stopy — a ma tu jeszcze spore pole manewru. Dolar australijski równie mocno narażony jest na spowolnienie w Chinach. Skoro dolar amerykański traci mocno wobec obaw o brak podwyżek, a zatem o spowolnienie na świecie, to tym bardziej waluty powiązane z Chinami (AUD, NZD) powinny być pod presją. Korona norweska i dolar kanadyjski uzależnione są od cen ropy, które może nie są wysokie, ale przy spowalniającym wzroście mogą długo pozostać na niskich poziomach.
W scenariuszu kryzysu, który coraz mocniej wycenia dolarowa krzywa rentowności, najmocniej powinny zyskiwać waluty europejskie: euro, frank szwajcarski i korona szwedzka, a także jen. Do nich wracałoby finansowanie ryzykownych pozycji. Ale tu też mamy „ale”. Mówi się o tym, że Europejski Bank Centralny gotowy jest interweniować słownie, gdy kurs EUR/USD przekroczy 1,15, a w dalszej kolejności rozszerzy QE (spowolnienie w Chinach jest ostatecznie groźniejsze dla Europy niż USA) i wypowiedź Ewalda Nowotnego o rozmijaniu się z celem jest tego znakomitym potwierdzeniem. Bank Szwajcarii raczej nie zmieni polityki, ale ostatnio zmienność na EUR/CHF była bardzo mała, więc frank będzie zachowywał się podobnie jak euro. Riksbank dawał do zrozumienia, że nie zgodzi się na większe umocnienie korony wobec euro. Jen zwykle zyskuje na rynkowej niepewności, ale tu z kolei na stole może być kolejna ekspansja QE, która teoretycznie mogłaby nastąpić już 30 października. A to oznaczałoby skokowe osłabienie jena (przynajmniej na chwilę).
Na ten moment nie ma zatem żadnej waluty wyglądającej dobrze fundamentalnie. Kursy odzwierciedlają zmiany postrzegania tego, która jest bardziej, a która mniej przegrana. © Ⓟ