Wojna z Irakiem nie uzdrowi gospodarki

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2003-03-21 00:00

Rosyjski pisarz Antoni Czechow już dawno temu napisał, że „nie wolno ustawiać na scenie naładowanej strzelby, jeśli nikt nie ma zamiaru z niej strzelić”. Jeśli zgromadziło się 300 tysięcy żołnierzy i najnowo- cześniejszy na świecie sprzęt wojskowy, to musiał zostać użyty. Mamy wojnę. Dosłownie „my”, bo przecież nasze władze popierają USA. Powstrzymam się od oceny inwazji — stali Czytelnicy z pewnością wiedzą, jakie jest moje stanowisko. Ograniczę się jedynie do zarysowania możliwych dwóch krańcowych scenariuszy.

WARIANT I. Wojna będzie krótka

Ten „optymistyczny” i najbardziej prawdopodobny to szybka wygrana amerykańskiej koalicji, która nie przyniesie wielu ofiar cywilnych i zniszczeń w Iraku. Przewaga militarna jest tak olbrzymia, że nie oczekiwałbym długiego oporu sił irackich. Poza tym w Iraku od wielu lat panowała dyktatura jednej partii i jednego człowieka — ludzie powinni chcieć zmian. Każdej zmiany, bo będą liczyli na to, że gorzej już być nie może. Jeśli rzeczywiście panują tam takie nastroje (arabiści nie są zgodni w ocenie sytuacji) to można oczekiwać, że wojska będą się poddawały, a miasta będą szybko zdobywane. Jest tylko problem Bagdadu, gdzie opór może być duży. Nie wiadomo, czy Saddam Husajn jednak nie ucieknie z Iraku. Prawie na pewno — w ten czy inny sposób — zostanie znaleziona broń masowego rażenia, która przekona dużą część świata, że inwazja była usprawiedliwiona. Wojna może potrwać nawet tylko kilka dni.

Wynikiem takiego rozwoju sytuacji, w krótkiej perspektywie, byłoby wzmocnienie dolara, znaczny spadek cen złota i ropy naftowej i duży wzrost indeksów giełdowych. Ten okres dyskontowania amerykańskiego sukcesu mógłby trwać kilka tygodni. Potem wrócimy do rzeczywistości. Pozostaną napięcia z Koreą Północną i zaczną się z Iranem. Rola ONZ spadnie praktycznie do zera, NATO zostanie zmarginalizowane, a Unia Europejska będzie osłabiona i skłócona. Na świecie zapanuje „Pax Americana”. Pozostaną napięcia na linii USA — Francja Niemcy i Rosja. W Eurolandzie pęknięcie polityczne będzie trudne do załatania, a przeciwnicy administracji amerykańskiej mogą zacząć działać w kierunku opóźnienia przyjęcia Polski do UE. Na razie tego nie widać, ale to nic nie znaczy.

Jeśli chodzi o gospodarkę, to okaże się, że wojna obniżyła ceny ropy, ale nie tak bardzo, jak oczekiwano, co będzie nadal przeszkadzało w pobudzeniu wzrostu na świecie. Problemy gospodarcze, o których wielokrotnie pisałem, nie znikną. USA będą musiały wydawać kolosalne pieniądze na odbudowę Iraku, zwiększając swoje deficyty i osłabiając dolara. Po pewnym czasie zarządy spółek i inwestorzy przekonają się, że trwa stagnacja, a wojna nie stała się kołem zamachowym gospodarki. Jeśli tak będzie, to nastroje spadną do poziomu niższego niż przed wojną z powodu rozczarowania — miało być tak dobrze, a nie jest. Bessa będzie kontynuowana, a gospodarka wejdzie w wieloletnią stagnację.

Czy jest możliwość, żeby ten „optymistyczny” scenariusz stał się naprawdę optymistyczny? Pewnie jest, ale ja go nie widzę. Gospodarka USA nie odchorowała jeszcze ekscesów lat dziewięćdziesiątych. Nie pękł jeszcze balon spekulacyjny na rynku nieruchomości. Wyceny spółek są nadal niezwykle zawyżone, a proponowane zmiany w księgowości jeszcze bardziej to unaocznią. Nie, dopóki wskaźnik C/Z dla spółek z indeksu S&P 500 nie spadnie w okolice 12, nie będę mógł pisać o końcu bessy. Przy czym oczywiście możliwe są kilkumiesięczne przerwy i ten „optymistyczny” scenariusz byłby taką przerwą. Gdyby Unia Europejska nie obawiała się akcesji krajów popierających USA, mielibyśmy również hossę, która mogłaby potrwać do lata.

WARIANT II. Wojna będzie długa

Pewnie skóra cierpnie Państwu na myśl, jaki jest ten najgorszy scenariusz. I słusznie, ale na pociechę — to scenariusz mało prawdopodobny. W nim okazałoby się, że wojska irackie stawiają poważny opór. Wojna się przedłuża, jest dużo ofiar cywilnych, giną amerykańscy żołnierze. Husajn wysadza szyby naftowe, a w USA i krajach, które poparły wojnę, zaczynają się poważne ataki terrorystyczne. Oczywiście Irak i tak zostaje pokonany, ale wtedy jest to pyrrusowe zwycięstwo. Poparcie dla prezydenta Busha gwałtownie spada i nie ma już mowy o drugiej kadencji, Blair i Miller przestają być premierami. Długoterminowo to rozwiązanie przyniosłoby korzyści. Kraje naszej cywilizacji zwarłyby szeregi i byłaby szansa, żeby pojawił się polityk wizjoner, który pchnąłby świat na drogę współpracy międzynarodowej i rozwoju. Byłaby taka szansa, bo szok wywołuje myślenie i chęć do przeprowadzenia zmian. W dłuższej perspektywie nie byłby to negatywny, ale „negatywny” scenariusz. W krótszej (miesiące, może kilka lat) byłoby to naprawdę fatalne rozwiązanie.

Jeśli chodzi o gospodarkę, to przeżywalibyśmy ciężkie chwile. Cena baryłki ropy wzrosłaby do 80-100 USD, dolar bardzo szybko osłabiłby się o kolejne 20- -30 proc. Indeksy giełdowe spadałyby gwałtownie. Nastroje pogorszyłyby się w sposób nie notowany od lat 20. poprzedniego wieku, a na świecie zapanowałaby recesja nie mniejsza niż tamta, wielka recesja. Po kilku latach świat ruszyłby znowu do przodu i moglibyśmy rozpocząć hossę, w którą oczywiście nikt by nie wierzył.

Jak widać, oba skrajne scenariusze, mają swoje plusy i minusy. Pierwszy zapewni wieloletnią stagnację, która może przerodzić się z czasem w recesję, a drugi gwałtowną, ale być może dosyć krótką recesję. Trzeba brać pod uwagę to, że przedstawiłem scenariusz biały i czarny, a jest jeszcze możliwość różnych odcieni szarości. I jeszcze jedno na pociechę — podobno analitycy mylą się nieomylnie. To powiedzenie stosuje się również do mnie.