Wrażenia z poznańskich hoteli

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2010-12-10 16:02

Siarczyste mrozy (i sukcesy PKP) dopadły nas w Poznaniu późnym wieczorem. Ostatecznie zapadliśmy na noc w hotelu Campanile przy św. Wawrzyńca.

Pogoda zdecydowanie zniechęcała do wyjścia na miasto. Zresztą, najbliższa okolica to gastronomiczna Sahara. Nie było wyjścia, musieliśmy coś skonsumować w hotelowej restauracji. Zrobiliśmy dwa podejścia: mazurskie dzyndzałki (19,50 zł) i kaszubskie kotleciki rybne z ryb bałtyckich (25 zł). Dzyndzałki (po naszemu pierogi giganty), mimo że wizualnie na talerzu były bardzo atrakcyjne, okazały się, niestety, dużym smakowym rozczarowaniem. Może rzeczywiście dzyndzałki były kiedyś ręcznie robione. Ale w ostatecznym rozrachunku okazały się twarde i bez smaku. Nawet z magiczną maggi.  Kotleciki (w rzeczywistości jeden kawał ryby) w sumie też. Smak oleju, w którym były smażone, powracał przez długie godziny.
Miłym zaskoczeniem była za to restauracja w hotelu Mercure (obok Targów). Duże wrażenie zrobił na nas  (rzadko już spotykany) węgorz z wody w sosie koperkowym.
Z rekomendowanym do niego w restauracji kieliszkiem Sauvignon Blanc z Nowej Zelandii na początku była szarpanina. Kolega z Antypodów swą wyrazistą kwasowością zbyt mocno dominował miłą naszemu sercu rybkę. Mimo obecności w sosie koperku (teoretycznie przyjaznemu tej odmianie winogron). Ale szczypta soli szybko wyrównała uczestnikom smaki. I już było dobrze.