Ledwie kalkulatory zdążyły ostygnąć po zliczaniu miliardów złotych, którymi wyborcy byli zasypywani w prezydenckim wyścigu, a już za chwilę festiwal obietnic rozpoczną partie w grze o miejsca w sejmowych ławach. Polityków w kampanii ogranicza tylko wyobraźnia, więc eksperci wzięli na siebie ciężar policzenia, ile będzie kosztowało przedwyborcze menu.




— Mamy nadzieję, że nasze wyliczenia pozwolą na sprawdzenie wyborczych obietnic. Zakres możliwości zmian w systemie podatkowo-świadczeniowym jest naprawdę szeroki. Nie ma rozwiązań bezwzględnie dobrych i bezwzględnie złych, ale trzeba wybrać grupy docelowe — mówi dr Michał Myck z Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA. Eksperci sprawdzili, co może władza, jeśli zechce zrobić Kowalskiemu prezenty za około 5 mld zł. To kwota, która nie zrujnuje kasy państwa, a może przemówić do wyobraźni przy urnach.
Dosypać wszystkim…
Po pierwsze — kwota wolna od podatku. To temat, który nie znika z mediów, rozmów eksperckich i politycznych w ostatnich miesiącach. Jej wartość — 3091 zł — nie wzrosła od 2008 r., co coraz mocniej doskwiera Polakom, bo przy rosnących dochodach podatkiem obciążona jest coraz większa część. — Jeśli chcemy wspomóc w miarę równomiernie gospodarstwa domowe pracujących i emerytów, najłatwiej to zrobić podnosząc kwotę wolną od opodatkowania — wyjaśnia Michał Myck. Obecny rząd raczej sceptycznie patrzy na pomysł jej podwyższenia, bo chciałby kierować pomoc głównie do najuboższych. Propozycje opozycyjnego PiS, który ustami prezydenta elekta Andrzeja Dudy mówi, że powinna ona wynieść ok. 8 tys. zł, z pewnością nie zmieszczą się w pięciomiliardowym budżecie. Jak policzyli eksperci CenEA, taki ruch da gospodarstwom domowym aż 21,5 mld zł, ale spowoduje taki sam ubytek w kasie państwa, co może być trudne do udźwignięcia dla finansów publicznych bez podwyższania innych danin. Podwojenie kwoty wolnej to też niebagatelne 13,4 mld zł ubytku w budżecie.
Za 5,3 mld zł można natomiast pozwolić sobie na podniesienie kwoty wolnej o 40 proc., do 4327,4 zł. — Taka podwyżka w wymiarze bezwzględnym daje największe przeciętne korzyści bogatszym gospodarstwom domowym. Ich dochody zwiększyłyby się średnio o ok. 37 zł miesięcznie. W stosunku do całości dochodu do dyspozycji na takiej zmianie najwięcej zyskałyby jednak gospodarstwa o niższych zarobkach — wskazuje ekspert CenEA.
…albo wybranym
Nowy wspaniały świat obietnic nie kończy się jednak tylko na kwocie wolnej. Pole manewru w PIT jest znacznie większe. Duże możliwości daje zwiększenie kosztów uzyskania przychodu i co najważniejsze nie jest szczególnie kosztowne dla budżetu. Bo jeśli nawet podnieść koszty uzyskania przychodu o 200 proc. z obecnych 1335 zł, to Polacy dostaną ekstra 5 mld zł. — Docelowo najwięcej zyskają na tym jednak wciąż pracujący — mówi Michał Myck. Najmniej dostaliby ci, którzy już opuścili rynek pracy. Zdaniem ekspertów, w podatku dochodowym jest też miejsce na szczególne wsparcie dla rodzin z dziećmi. Jak twierdzi Michał Myck, bez większego uszczerbku dla budżetu można podnieść podstawową stawkę ulgi na dzieci o 80 proc. — To zwiększyłoby dochody małżeństw z dziećmi o 90 zł miesięcznie, a rodziców samotnie wychowujących o 44,8 zł — wylicza ekspert. Koszt zaś wyniósłby niewiele ponad 5 mld zł.
Niższe podatki? Można
Zanim polityczni liderzy wyjdą ze swoimi ofertami lepszego jutra dla Kowalskiego, eksperci sprawdzili, czy stać nas na niższe opodatkowanie dochodu. Pierwszy wniosek — tak, ale obniżka może być tylko symboliczna, co nie znaczy, że nie da wymiernych korzyści. Z wyliczeń CenEA wynika, że straty sektora finansów publicznych z redukcji drugiej stawki podatkowej byłyby stosunkowo niewielkie, a więc i zysk podatnika też. Ścięcie wyższej stawki PIT z 32 proc. do 31 proc. to zysk dla najbogatszych jedynie 200 mln zł rocznie. Z drugiej strony, obniżenie podstawowego podatku PIT o 1 pkt proc., do 17 proc., oznaczałoby już niezły wzrost dochodów gospodarstw domowych — o 5,4 mld zł rocznie. Eksperci przekonują, że nie opłaca się natomiast wracać do starych stawek 19, 30 i 40 proc., bo to wyciągnęłoby z kieszeni podatników łącznie ok. 12 mld zł rocznie. Także wciskanie nowej stawki pomiędzy obecne, np. na poziomie 25 proc., to niewielka korzyść dla kasy państwa — da jedynie 3,5 mld zł, a tyle samo zabierze Kowalskiemu. Liniowy PIT również jest grą nie wartą świeczki.
— Analizy pokazują, że przy stopie podatkowej w wysokości 15,4 proc. liniowy PIT byłby neutralny dla sektora finansów publicznych. Większość gospodarstw domowych negatywnie odczułaby jednak efekt likwidacji ulg podatkowych, a liniowa stawka zrekompensowałaby te straty tylko najbogatszym — wyjaśnia Michał Myck.