Świetnie to widać, jeśli spojrzymy na mWIG40, który niegdyś okrzyknęliśmy "królem" polskich indeksów ze względu na to, że jeszcze do niedawna (czyli do początku 2018 r.) dotrzymywał kroku amerykańskiemu S&P 500.
Wg wszelkich miar indeks "średniaków" jest wyceniany mniej więcej tak jak w połowie 2012 roku (kulminacja obaw przed rozpadem strefy euro) lub nawet najniżej od finałowego etapu bessy na początku 2009 roku...
Dobrze znane są przyczyny tego zjawiska (brak świeżego kapitału w sytuacji odpływów z funduszy oraz nadchodzącej likwidacji OFE; być może coś poprawią zakupy PPK), jak i zagrożenia (w negatywnym scenariuszu globalnym zawsze może być też jeszcze taniej...).
Być może na niskie wyceny na GPW warto patrzeć przez pryzmat długoterminowej inwestycji. W pewnym sensie obecna sytuacja jest odwrotnością tej z finałowego etapu hossy w 2007 roku. Wtedy akcje dla odmiany były bardzo drogie, ale mimo to ciągle jeszcze bardziej drożały - w ostatecznym rozrachunku w końcu poziom wycen dał o sobie znać w postaci kiepskich wieloletnich stóp zwrotu. Kto wie czy tym razem nie będzie odwrotnie...