To nie koniec ponad 23-letniej walki Marka Kubali, zniszczonego przez organy państwa dilera Seata, o sprawiedliwość w postaci odszkodowania.
Prokuratoria Generalna (PG), reprezentująca w sądach państwo, ostatniego dnia terminu wniosła apelację od niedawnego wyroku Sądu Okręgowego w Sieradzu przyznającemu Kubali 12 mln zł odszkodowania z odsetkami (łącznie ok. 22 mln zł).
- 31 maja 2024 r. Prokuratoria Generalna złożyła apelację od wyroku Sądu Okręgowego w Sieradzu w sprawie pana Marka Kubali. Decyzja w tym zakresie została podjęta wspólnie z organami państwa pozwanymi przez powoda - informuje PB Bartosz Swatek, rzecznik i radca Prokuratorii Generalnej (PG).
Organy państwa, które nie chcą odpuścić Markowi Kubali, to Prokuratura Rejonowa w Wałbrzychu, Sąd Rejonowy w Wałbrzychu, Sąd Okręgowy w Świdnicy. Instytucje te nie godziły się na rezygnację z zaskarżenia wyroku, a tym samym na przyznanie byłemu przedsiębiorcy tak dużego, jak na polskie realia, odszkodowania. Ich postawa nie dziwi, gdyż to one lata temu przyczyniały się swoimi decyzjami i działaniami do ścigania Marka Kubali (został uniewinniony od wszelkich zarzutów) i zniszczenia jego dobrze prosperującej firmy.
Po ponad 23 latach batalii były biznesmen miał nadzieję, że państwo nie będzie przedłużać jego gehenny i zrezygnuje z apelacji.
- Jestem ogromnie rozgoryczony tą apelacją. Mam wielki żal do premiera Donalda Tuska i ministra sprawiedliwości Adama Bodnara o to, że nie pochylili się nad moją sprawą i nie wsłuchali się w moje gorące prośby o zamknięcie tej sprawy na tym etapie. W tej sytuacji mój koszmar jeszcze potrwa. Nie wiadomo ile, może nawet kolejnych kilka lat. Ja się jednak nie poddam, będę walczył z tą apelacją. Liczę na to, że sąd apelacyjny utrzyma korzystny dla mnie wyrok, który jest rzetelny, uczciwy i w pełni uzasadniony – mówi Marek Kubala.
Wskazuje na jeszcze jeden wątek.
- Obecnie jest bardzo głośno o wyprowadzaniu z Funduszy Sprawiedliwości ogromnych pieniędzy publicznych. I nic na razie
specjalnego w sprawie tej afery się nie dzieje. Są tylko rytualne pohukiwania polityków koalicji rządzącej. Natomiast w sprawie obywatela zniszczonego przez państwo rząd umywa ręce. Straciłem wiarę w ten rząd, którego działania rozmijają się z deklaracjami pomocy przedsiębiorcom i przywracania sprawiedliwości – twierdzi Marek Kubala.
Dodaje, że każdy dzień zwłoki w wykonaniu wyroku sądu pierwszej instancji może kosztować skarb państwa 7 tys. zł
- Zaskarżenie wyroku, jeżeli on się uprawomocni, będzie kosztować państwo, a de facto wszystkich podatników, o wiele więcej – kwituje Marek Kubala.
Marek Kubala zaczął działać jako diler Seata w Wałbrzychu 1 stycznia 2000 r. Tylko w pierwszym roku sprzedał 300 samochodów. Według niego państwowe służby dokonały nalotu na jego firmę po donosie. Były zainteresowane jego wcześniejszym biznesem, z drugiej połowy lat 90., którym był import pojazdów z USA i Kanady. 13 grudnia 2000 r. Straż Graniczna skuła go w kajdanki, a prokuratura postawiła mu wiele zarzutów, m.in. przemyt aut, korupcję, posługiwanie się fałszywymi badaniami technicznymi pojazdów, zaniżanie wartości celnej oraz udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Skarb państwa miał stracić 450 tys. zł. Marek Kubala trafił za kratki na ponad dwa tygodnie. Gdy wyszedł, jego biznes już się sypał. Salon samochodowy stał pusty, auta i wyposażenie zniknęły. Banki domagały się natychmiastowej spłaty kredytów i przystąpiły do windykacji. Firma szybko padła. Po 11 latach procesów Marek Kubala został całkowicie uniewinniony ze wszystkich zarzutów. Od wielu lat walczy o odszkodowanie za utratę biznesu.