Po zgodnym z oczekiwaniami odrzuceniu przez parlament Republiki Cypryjskiej drakońskiego lekarstwa fiskalnego, narzucanego przez Euroland razem z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, można w Nikozji przynajmniej pobrać jakieś drobne z bankomatów. Całkowicie sensacyjna jest natomiast wieść z Moskwy. Jak wiadomo, Rosjanie najróżniejszych profesji traktowali banki na Cyprze jako bliższe i bardziej przyjazne niż na Kajmanach — więc wyprali tam ponoć 18-20 mld USD. Wyspa Afrodyty stopniowo stawała się nieformalną rosyjską kolonią.

Wczoraj prezydent Władimir Putin upublicznił, ale ustami swojego doradcy, propozycję… oficjalnego przystąpienia Cypru do Eurazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. To postsowiecka struktura, którą Rosja tworzy z Białorusią, Kazachstanem, Kirgistanem i Tadżykistanem. Marchewką ma być rosyjski kredyt ratunkowy, bez którego Republika Cypryjska może ogłosić niewypłacalność. Po wtorkowej decyzji parlamentu nie ma mowy o pomocy z Zachodu, której filarem był odrzucony podatek od lokat bankowych.
Na pierwszy rzut oka rosyjski pomysł to abstrakcja, ale… tylko na pierwszy. Kolejny raz przypomnę symboliczną okoliczność, że wyspa Cypr geograficznie należy do Azji. Pogłębianie się zapaści finansowej może sprawić, że Republika Cypryjska stanie się królikiem doświadczalnym, sprawdzającym procedurę wyjścia państwa nie tylko z Eurolandu, ale w ogóle z Unii Europejskiej. Trudno uniknąć wrażenia, że Wyspa Afrodyty wystawiana jest na licytację między Brukselą a Moskwą. Cóż, kiedyś jeden car pochopnie sprzedał Alaskę, obecnie zaś inny spróbuje kupić wyspę na Morzu Śródziemnym. To znaczy — może tylko południowe 63 proc., bo północnych 37 proc. nigdy nie wypuści z ręki Turcja.