Podczas sobotniego konwentyklu PiS namaszczona na premiera Beata Szydło zaczęła skromnie „I wyszło Szydło z worka”, ale potem rozwinęła się w partyjnego Jamesa Bonda. W tym samym czasie w innej warszawskiej hali wobec aktywu PO pozycjonowała się na mocarza urzędująca premier Ewa Kopacz.
Jeszcze rok temu oczywistością wyborów parlamentarnych 2015 było kolejne starcie Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim. Ale tak się porobiło, że zawalczą ich przyboczne. Obie przeszły podobną drogę polityczną — 59-letnia obecnie Ewa Kopacz zdobyła mandat posłanki w 2001 r., a 52-letnia dzisiaj Beata Szydło o kadencję później, w 2005 r. Obie wpadły w polityczne oko pryncypałom, którzy je jednoosobowo wywindowali, wszak różne organy kolegialne tylko przyklepywały decyzje wodzów. Donald Tusk mianował ulubioną minister na marszałka Sejmu, a potem zrobił swoją następczynią. Jarosław Kaczyński powołał małopolską posłankę na partyjną wice, a teraz odkrył, że jest ona idealną tarczą, za którą schowają się wszyscy dołujący wizerunek PiS. Samodzielnie obie rywalki nie wywalczyły niczego. Przypominają dzieci bogaczy, które przejmują biznesy. Na starcie dysponują rodzicielskim kapitałem, ale wychodzi im różnie — czasem rozwijają imperia, ale trafiają się nieudacznicy i utracjusze.
Dla Ewy Kopacz, jej ministrów, wiceministrów oraz szeroko rozumianej grupy trzymającej władzę mam złą wiadomość. Otóż Beata Szydło prezesem Rady Ministrów zostanie na sto procent. Czy na kadencję 2015-19 — to zależy od wyników wyborów oraz relacji koalicyjnych w Sejmie. Ale co najmniej dwa tygodnie ma gwarantowane, co wynika z Konstytucji RP oraz zmiany 6 sierpnia osoby prezydenta RP. Zarządzone przez Bronisława Komorowskiego wybory odbędą się zapewne 18 października, ale potem Andrzej Duda z inauguracją Sejmu pewnie nie będzie czekał pełnych 30 dni, zechce przepędzić szatana już 10 listopada, przed Narodowym Świętem Niepodległości. I tegoż dnia Ewa Kopacz złoży automatyczną dymisję. Stawiam każde pieniądze świata, że chwilę potem głowa państwa desygnuje na prezesa Rady Ministrów oczywiście Beatę Szydło, bez względu na kalkulacje koalicyjne w Sejmie. Jeśli się oboje uwiną, to może nawet od razu tego dnia zaprzysiężony zostanie cały rząd. Kilkadziesiąt minut później nowi ministrowie obejmą resorty. W następnych godzinach zaczną wpływać do nowej premier ich wnioski o odwołanie sekretarzy i podsekretarzy stanu…
Dopiero dalszym etapem konstytucyjnej ścieżki jest przedstawienie Sejmowi w ciągu 14 dni programu rządu z wnioskiem o wotum zaufania. Za pierwszym podejściem wymaga on większości bezwzględnej, w razie niepowodzenia rządowa piłka przechodzi na pole Sejmu, ewentualnie potem wraca do prezydenta — w 2004 r. wszystko to zostało do końca przećwiczone przy obsadzaniu przez Aleksandra Kwaśniewskiego prezydenckiego rządu Marka Belki. Tym razem oczywiście tak nie będzie. Bez względu jednak na wyniki wyborów i losy kadencji — na samym jej początku przekazanie przez Ewę Kopacz premierowskiego biurka Beacie Szydło to pewnik.