Władcy kraju postanowili błyskawicznie przeprowadzić pokaźne podwyżki wynagrodzeń dla wierchuszki państwa.
Obejmą one przede wszystkim funkcjonariuszy tzw. dobrej zmiany, ale skorzystają również posłowie i senatorowie ze wszystkich opcji. Ze względu na konstrukcję ustawy z 1981 r. o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, podwyżka rozpisana została na dwa takty i sprowadza się do wymiany płacowych usług między prezydentem a parlamentem.
Od czasów PRL obowiązuje mnożnikowy system wynagrodzeń wierchuszki państwa. Mnożna to tzw. kwota bazowa, ustalana w ustawie budżetowej, natomiast mnożnik przypisany jest konkretnemu stanowisku. Składa się z dwóch składników, zasadniczego oraz funkcyjnego. Mnożnik dla głowy państwa ustala wprost ustawa – od początku prezydentury wynosi on 10,0, w tym 7,0 pensji zasadniczej plus 3,0 dodatku – natomiast mnożniki dla innych osób ustala rozporządzeniem prezydent. Andrzej Duda swoją część płacowej usługi wykonał w miniony piątek, jego rozporządzenie ukazało się w Dzienniku Ustaw od razu tegoż dnia, zaś w życie weszło już w niedzielę 1 sierpnia. Teraz czas na rewanż, wdzięczne PiS natychmiast w poniedziałek rano wniosło projekt, który będzie forsowany na posiedzeniu Sejmu 11 sierpnia. Co ważne, chodzi nie tylko o podwyżkę ustawowego mnożnika prezydenta do 14,0 – w tym 9,8 to część zasadnicza plus 4,2 funkcyjna – lecz także odblokowanie wynagrodzeń i diet w ustawie samorządowej.

Konstrukcja płacowej transakcji na górze jest bardzo sprytna. Skoro premier, marszałkowie Sejmu i Senatu oraz prezes NBP już otrzymali mnożnik 11,48 (w tym 8,68 to część zasadnicza plus 2,8 funkcyjna), to prezydent w ustawie po prostu musi dostać 14,0. Zupełnie innym wątkiem jest doklejenie w projekcie PiS nowelizacji ustawy samorządowej. Z niej skorzystają działacze o najróżniejszym obliczu, w tym również bardzo niechętni PiS włodarze oraz pracownicy w ratuszach wielkich miast. Według projektodawców taki pakiet zatka usta wszelkim krytykom.