W skrócie można by powiedzieć, że na rynku ropy naftowej nastąpiła wczoraj realizacja zysków, więc giełdy w USA zareagowały wzrostami indeksów. Taka interpretacja sesji byłaby uproszczeniem, ale nie takim znowu wielkim. Bykom pomogło również to, że w geopolityce nic nowego się nie wydarzyło, a przed sesją wzrastały indeksy na innych giełdach światowych. Po prostu w momencie, kiedy nastąpiło uspokojenie, indeksy musiały od tegorocznego dna odbić (szczególnie, że w poniedziałek stanęły tuż nad ważnymi wsparciami). Informacje ze spółek i o spółkach też bykom pomagały. Lepsze od prognoz wyniki kwartalne podały sieci sprzedaży detalicznej Home Depot, J. C. Penney i Staples, a Smith Barney oświadczył, że w przyszłym roku popyt na półprzewodniki przewyższy podaż. Dodatkowo pomógł bykom prezydent Bush, zapowiadając że mianuje Alana Greenspana szefem Fed na następną pięcioletnią kadencję.
Można by powiedzieć, że dzięki bardzo sprzyjającym okolicznościom mieliśmy niewiele znaczące odbicie, ale radziłbym zwrócić uwagę, że Alfred Broaddus, prezes Fed z Richmond, powiedział, że bank centralny bacznie śledzi inflację i jest gotów interweniować, stopniowo zwiększając poziom stóp procentowych. Jeszcze nie tak dawno rentowność obligacji po takich słowach by wzrosła (tak rzeczywiście się stało), a indeksy by spadały. Oczywiście pozytywna reakcja giełdy może być przypadkowa, ale takie zachowanie rynku może równie dobrze sygnalizować, że inwestorzy przestają się przejmować wzrostem stóp procentowych. Wczorajsze odbicie niczego nie zmieniło w obrazie rynku, ale wsparcia się obroniły i nie jest powiedziane, że odbicie nie potrwa dłużej. Dzisiaj na rynki nie napłyną żadne ważne informacje, a kierunek indeksów będzie zależał od chwilowych nastrojów. Najbardziej sensowne byłoby, gdyby giełdy się uspokoiły, ale czy to w obecnej sytuacji jest możliwe?
Nasz rynek już w poniedziałek zachował się doskonale. Przy całkowitej bierności podaży popyt spokojnie prowadził indeksy w górę, mimo sporych spadków w Europie. Widać było, że część funduszy doszła do wniosku, że po porażce Marka Belki w pierwszym głosowaniu wszystko jest już wkalkulowane w ceny akcji. Poza tym notowaniom pomagały niekorzystne dla „Samoobrony” sondaże. Problem w tym, że nie tylko nasze sprawy działają na giełdę, więc jeden lub dwa dni możemy być poza głównym nurtem rynków światowych, ale potem do niego z pewnością wrócimy.
Na scenie politycznej SdPl już zaczyna akceptować przesuniecie wyborów na luty przyszłego roku. Widać wyraźnie, że porozumienie jest blisko. Uczyniony został wyłom — nikt nie upiera się zbytnio, że wybory muszą być koniecznie w tym roku. Szanse Marka Belki znacznie (na ten moment) rosną, a to jest zdecydowanie plus dla giełdy.
Ponieważ wczoraj technicznie rynek był nadal wyprzedany, to obóz byków próbował wykorzystać szansę, jaką stwarzało oczekiwanie na odbicie w USA. To odbicie może przedłużyć zwyżkę na GPW również dzisiaj. Wczoraj drożały najbardziej przecenione spółki, a szczególnie te, które zaprezentowały dobre wyniki. Fundusze kupowały akcje, licząc na to, że przecena się skończyła, a akcje są tanie (nie są). Jednak obrót był niewielki, a wzrost nieznaczny.
Mocno odstawaliśmy od Budapesztu, gdzie wzrost indeksu BUX sięgnął prawie 4 proc. Do tego, by indeksy na GPW nadal rosły, potrzebna jest trwalsza poprawa nastrojów na świecie. To nie będzie proste, bo nie zanosi się na spokój ani na rynku ropy, ani w geopolityce. W krótkim okresie jednak uspokojenie jest możliwe.
Taki wzrost indeksów wyglądałby bardzo optymistycznie, bo ocalałaby zarówno czternastomiesięczna linia trendu wzrostowego na WIG, jak i cały elliottowski układ hossy, a to dawałoby nadzieje na hossę latem. Ale pamiętajmy, że na razie zwyżka byłaby tylko korektą spadków (w sprzyjających okolicznościach z testem poziomu 1700 pkt), a nie impulsem prowadzącym do nowych rekordów.
Podpis: Piotr Kuczyński