W Pracowni Zeszytów w Warszawie można zamówić spersonalizowany, swój własny zeszyt, notes, kalendarz, album na zdjęcia czy księgę gości — dowolny produkt w formie szytej.










— Klient może wybrać każdy element, począwszy od rodzaju i koloru materiału przez grafikę na okładkę aż po środek, czyli papier — w linie, gładki, w kropki. Może też wysłać swój projekt, na przykład tomik wierszy, który oprawię — mówi Irena Dżyga-Rudzka, założycielka Pracowni Zeszytów.
Ta praca wymaga pokory
Pracownia powstała z miłości do pisania. Jej właścicielka wspomina, że przez całą wieczność wybierała dla siebie nowe zeszyty, kalendarze czy pamiętniki. Godzinami stała przed półką w sklepie papierniczym w poszukiwaniu idealnego notatnika. Jeden miał świetny papier, ale nieciekawą okładkę, drugi w pięknej okładce skrywał brzydką kratkę, a kolejny miał zły format lub za mało stron. W końcu postanowiła sama uszyć notes, który spełni jej oczekiwania.
— Zaczęłam szyć, nie mając wiedzy ani umiejętności. To było niezwykle trudne. Pamiętam, jak na początku robiłam otwory w papierze pinezką z plastikową końcówką, która strasznie raniła mi palce. Okładki powstawały z kartonów, z których po prostu wycinałam odpowiednie kształty. Rezultaty były opłakane, lecz poczułam, że mogłabym się tym zajmować w przyszłości — wspomina Irena Dżyga-Rudzka.
Początkowo uczyła się sama, czytając podręczniki dla introligatorów, przekopując internet. Potem wzięła udział w dwóch kursach introligatorskich — dla początkujących i zaawansowanych.
— Odkryłam niesamowitych ludzi, introligatorów, którzy bardzo mi pomogli i stali się moimi mentorami. Dzięki nim po latach doświadczeń, prób i nauki na błędach mogłam pokazać moje prace na zewnątrz — przyznaje właścicielka Pracowni Zeszytów.
Opanowanie podstawowych umiejętności zajęło jej mniej więcej rok.
— Tak naprawdę to wciąż się uczę i rozwijam warsztat. Mój mentor, Michał Radwan z Novej Plejady, introligator z niemal 50-letnim stażem pracy, powiedział kiedyś, że jeśli ktoś twierdzi, że posiadł wszystkie umiejętności na temat szycia i oprawy, to jest kiepskim introligatorem. Każda książka jest inna, branża niezwykle się zmienia. Ta praca wymaga przede wszystkim pokory — podkreśla Irena Dżyga-Rudzka.
Klej na kilogramy
Pierwsze kroki w biznesie stawiała w 2015 r. Najpierw zamówienia składali tylko znajomi i znajomi znajomych, którzy dostrzegli w jej notesach duży potencjał prezentowy. W końcu wiernych klientów zaczęło przybywać.
— Początki działalności są bardzo trudne. Wydatków jest sporo, a klientów niewielu. Marka nie jest jeszcze rozpoznawalna. Przez pierwsze dwa lata przeszłam naprawdę długą drogę. Potem pewnie stanęłam na własnych nogach — wspomina Irena Dżyga-Rudzka.
Przyznaje, że gdyby nie unijna dotacja na zakup najpotrzebniejszych maszyn i narzędzi, nie byłaby w stanie z własnej kieszeni pokryć kosztów rozpoczęcia biznesu.
— Profesjonalna drukarka, na której powstają środki notesów, kosztuje co najmniej 20 tys. zł. Jej utrzymanie też nie jest niskobudżetowe, bo na przykład za zestaw tonerów płaci się 2 tys. zł. Trzeba też wymieniać bębny, rolki czyszczące... Falcerka, składająca papier wpół i niesamowicie przyspieszająca pracę, to wydatek 3 tys. zł, a złociarka do tłoczenia napisów — 5 tys. zł — wymienia właścicielka Pracowni Zeszytów.
Papier, materiał, klej kupuje hurtowo — papier na palety, len w rolce, klej na kilogramy. Zdecydowanie stawia na polskie produkty.
— Staram się też wspierać lokalne biznesy i drobniejsze zakupy — nici, sznurki czy tasiemki — kupuję w okolicznej pasmanterii zamiast przez internet — zapewnia Irena Dżyga-Rudzka.
Tworzenie notesów jest niezwykle pracochłonne. To wiele godzin ręcznego szycia i klejenia. Gotowy egzemplarz trafia do klienta najwcześniej po trzech dniach.
— Wszystko się zaczyna od przygotowania papieru, czyli druku, falcowania, nacinania, zszywania ręcznie na szywnicy. Na końcu klejony jest grzbiet i cały blok zostaje przycięty na gilotynie elektrycznej. Później wykonywana jest okładka, również klejona ręcznie. Następnie cały blok wkładany jest w okładkę i taki notes ląduje na całą noc w prasie. Tam spokojniesię suszy i następnego dnia jest gotowy do odbioru — tłumaczy Irena Dżyga-Rudzka.
Grafiki z historią
Po kilku latach o Pracowni Zeszytów zrobiło się głośno nie tylko w Polsce. Albumy i notesy Ireny Dżygi-Rudzkiej podróżują już po całym świecie.
— Dużo zeszytów wysyłam za granicę. Najwięcej zamówień trafia do Stanów Zjednoczonych, lecz także do Niemiec, Australii, Włoch, Kanady, Anglii, Norwegii... Policzyłam, że moje notesy znalazły się już w 25 krajach — uśmiecha się właścicielka Pracowni Zeszytów.
Na firmowej stronie jest sklep internetowy, jednak dla Ireny Dżygi-Rudzkiej główną platformą sprzedaży za granicę pozostaje Etsy. Natomiast polscy klienci najchętniej kontaktują się z nią przez formularz lub mejlowo, bo częściej zamawiają personalizowane produkty niż te dostępne w sklepie od ręki. Każde zlecenie jest inne, każde wymagające. Są też takie, które na długo pozostają w pamięci.
— Jedno z najbardziej nietypowych zamówień to przeszło tysiącstronicowa księga. To było duże wyzwanie. Księga ważyła ponad kilogram, miała siedem centymetrów w grzbiecie i szyłam ją niesamowicie długo — wspomina właścicielka Pracowni Zeszytów.
Pamiętne są też zamówienia z malunkami lub szkicami wykonanymi przez klientów.
— Dostaję również sporo rysunków dzieci klientów, którzy chcą je mieć na okładkach np. kalendarzy. Razem z tymi rysunkami, szkicami, przesyłają mi swoje historie. Zeszyt nabiera wtedy dla mnie zupełnie nowego wymiaru, jest bardziej wyjątkowy — podkreśla Irena Dżyga-Rudzka.
Wykonany przez nią notes w formacie B6 kosztuje 50 zł, natomiast za duży album trzeba zapłacić 200-250 zł.
JUSTYNA SMOLIŃSKA
Dziennikarka „Pulsu Biznesu” i Bankier.pl. Autorka cyklu „Pomysł na biznes”, w którym pokazuje od kuchni firmy i start-upy, młode i ambitne marki, które dzięki innowacyjnemu pomysłowi podbijają rynkowe nisze. Cykl można również obejrzeć na stronie www.pb.pl