W pierwszym kwartale wzrost może otrzeć się o 8 proc. A co potem? Ekonomiści nie podzielają hurraoptymizmu Zyty Gilowskiej.
Po pierwszym kwartale dynamika PKB zacznie słabnąć
W pierwszym kwartale wzrost może otrzeć się o 8 proc. A co potem? Ekonomiści nie podzielają hurraoptymizmu Zyty Gilowskiej.
Po pierwszym kwartale dynamika PKB zacznie słabnąć
W pierwszym kwartale wzrost może otrzeć się o 8 proc. A co potem? Ekonomiści nie podzielają hurraoptymizmu Zyty Gilowskiej.
Szybko rosnąca produkcja przemysłowa, doskonałe wyniki budowlanki, szeroki strumień inwestycji i wielu chętnych do robienia zakupów — to obraz początku 2007 r. w gospodarce.
Wyjątkowo dobry czas
Znacznie lepsze wyniki firm powodują, że ich szefowie z coraz większym optymizmem oceniają koniunkturę — według wczorajszych danych GUS w marcu jej poprawę sygnalizowały firmy przemysłowe, budowlane, handlowe i usługowe. Także ekonomiści nie mają wątpliwości, że początek roku będzie mocnym uderzeniem. Nawet najbardziej ostrożni przewidują, że w pierwszym kwartale wzrost przekroczy 6,4 proc. notowane pod koniec 2006 r.
— Sytuacja w przemyśle i budownictwie, stymulowana m.in. przez pogodę, jest bardzo dobra. Po stronie konsumpcji i inwestycji także — spożycie indywidualne utrzyma dynamikę 5,3 proc., a inwestycje zapewne odnotują rekord, rosnąc o 20-25 proc. Jednak przy tak wysokim wzroście konsumpcji rośnie też import, za którym nie nadąża słabszy ostatnio eksport. Dlatego rosnący realnie deficyt handlowy zje około 0,8 pkt. proc. PKB, który wzrośnie o 6,5 proc. — przewiduje Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP.
Najwięksi optymiści mówią o wzroście 7,8 proc. PKB.
— To jest wyjątkowy kwartał. Na tak wysoką dynamikę składają się: niska baza odniesienia z początku 2006 r., ciepła zima i wysokie wykorzystanie funduszy unijnych — uważa Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH.
Za daleko w przód
Zyta Gilowska, minister finansów, uważa, że gospodarka dopiero w maju 2006 r. weszła w fazę wzrostu, która potrwa pięć lat, a najlepsze przed nami. Spora część ekonomistów nie podziela jej zdania.
— Nie czeka nas kryzys czy recesja, ale nie zgadzam się, że nadejdzie pięć lat prosperity. W końcu dekady nastąpi spowolnienie do 4,9 proc. PKB w 2009 r. i 4,5 proc. PKB w 2010 — uważa Ryszard Petru.
— W latach 2008-09 wzrost wyniesie około 5 proc. — uważa Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK.
Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale (SG), zwraca natomiast uwagę, że napływ środków unijnych zakłóca cykl koniunkturalny.
— Dlatego trudno powiedzieć, w jakim miejscu cyklu jesteśmy. Jeśli nie wystąpi szok podażowy albo problemy w naszym regionie, 5-procentowy wzrost jest możliwy do utrzymania w najbliższych latach — uważa ekonomista SG.
Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING, jest spokojny o najbliższe 2-3 lata.
— Jednak obawiam się formułowania takich prognoz na 5 i więcej lat. Największym zagrożeniem dla wzrostu jest sytuacja, w której strona podażowa nie wytrzyma napięcia i zacznie się szybki wzrost inflacji, co spotka się z dużymi podwyżkami stóp procentowych. Wszyscy jesteśmy świadomi tego niebezpieczeństwa. Jednak plany obniżek podatków tylko dolewają oliwy do ognia i mogą przyspieszyć moment przegrzania koniunktury —uważa Mateusz Szczurek.
— Różnimy się od Ministerstwa Finansów — w przyszłym roku dynamika PKB spadnie poniżej 5 proc., choć jak na Polskę to i tak dobry wynik. By wzrost utrzymał się na wysokim poziomie dłużej, trzeba mu pomóc, reformując gospodarkę i upraszczając życie przedsiębiorcom, np. przez przekształcanie ustaw podatkowych, by były przejrzyste — uważa Piotr Kalisz, ekonomista Citibanku Handlowego.
Podpis: Bartosz Krzyżaniak