Istotą ich działania nie jest skryte planowanie wielkich transakcji, obmyślanie śmiałych ruchów, ogłaszanie magnackich planów podbicia biznesowego świata. To ma być pozytywna adrenalina, wyzwanie, pasja, misja, frajda. Każda historia Doroty i Tomasza Kurzewskich, twórców potęgi producenta telewizyjnego ATM, pachnie świeżością. Nie jest sztampowym, przemielonym kotletem z telewizji śniadaniowej.

— Nigdy nie pracowaliśmy po to, by mieć coraz więcej i więcej. Robiliśmy swoje, z zaangażowaniem i zwykle jakoś wychodziło na to, że i na koncie przybywało, a i radość była. Tak jak z tą mariną we Wrocławiu. Chcieliśmy ożywić rzekę, kupiłem marinę i kilka łódek, żeby nie było pusto. A teraz łódki sprzedałem, bo w marinie tłok, kolejne inwestycje robimy — przekonuje Tomasz Kurzewski.
Na tropach komedii
Zgrany i zakochany wrocławski duet z uśmiechem na ustach, bez rozgłosu i puszenia się robi swoje. A było tego i jest tyle, że od biedy starczyłoby na kilka sezonów serialu — rodzinnej komedii z dramatycznymi wątkami. Osią fabuły mogłyby być — ot, tak biorąc pierwsze z brzegu: bentleye i sokoły, gadająca kamera, zamek w Ślęzy, herb Topacz, domek w Alpach, stryj z RPA, skład farby w akademiku, guma Dino, rachunek prawdopodobieństwa, dzieciaki w helikopterze oraz kinowy hit „La Bamba”. Albo i dziesięć innych motywów z życiorysów Kurzewskich.
Ale najważniejsze jest to, co leży u podłoża: energia. Power. Efekty tego widać choćby w poczynaniach ich firmy Topacz Investments, kreującej okazałe projekty w sektorze nieruchomości. A to zamek, a to marina właśnie, a to mieszkania i biurowiec. Giełdowi gracze za to co roku czekają na dywidendę z ATM, ogólnopolskiego lidera, producenta m.in. „Świata według Kiepskich” i „Rancza”, właściciela nowoczesnych studiów filmowych we Wrocławiu i w Warszawie. Spółka regularnie notuje ponad 100 mln zł przychodów rocznie, a jej zysk sięga nieraz 20 mln zł.
Gwiazda z Oxfordu
Choć dama, która na zdjęciu trzyma kółko była gwiazdą anteny w początkach telewizji regionalnej we Wrocławiu, to do mediów wypycha partnera. Zdjęcia ją krępują, a w rozmowie mąż od czasu do czasu zagłusza ją, narzucając dynamiczną narrację.
— Moja żona, Zofia — przedstawia małżonkę Kurzewski, sięgając po cytat z „Misia” Barei i już zaczyna snuć opowieść.
— To właśnie cały Tomek ze swoim ADHD. Jest genialnym PR-owcem, frontmanem, wulkanem energii. Występowałam przed kamerą, to była przyjemność, ale kosztowała mnie dużo stresu. Mąż jest ekstremalnym ekstrawertykiem, ja raczej w drugą stronę — przekonuje Dorota Michalak-Kurzewska.
Kurzewski jednak na każdym kroku podkreśla, że jego druga połowa nie jest farbowaną podpórką ego prezesa, ani wydmuszką stworzoną do potrzeb marketingowego scenariusza. MBA z Oxfordu ma. To ona przez lata prowadziła ATM przez góry i doliny, by wreszcie wejść z nim na szczyt, jakim był debiut spółki na GPW w 2004 r. I to jej w początkach lat 90. zaświeciły się oczy, gdy dopiero co poślubiony Tomasz oświadczył w progu ich pokoju w akademiku: — Kochanie, będziesz gwiazdą telewizji.
— Potem urodziłam córki i gwiazdorzenie się skończyło, zresztą wyszło na to, że ciekawiej jest organizować cały proces z drugiej strony kamery — tłumaczy Dorota Michalak-Kurzewska.
— Gwiazdorzenie się skończyło, bo skończyła się kasa. Narobiliśmy długów i trzeba było harować — precyzuje Tomasz Kurzewski.
(...)
Cały artykuł znajdziesz w czwartkowym wydaniu "Pulsu Biznesu+"na tablety lub >> tutaj