Zagranica czeka na stabilizację

ALEKSANDRA JAROSIEWICZ
opublikowano: 2012-10-03 00:00

WYBORY W GRUZJI

Gruzja zdała test z demokracji — uczciwość wyborów nie budzi wątpliwości, a lider przegranych, prezydent Michail Saakaszwili, uznał wynik głosowania, czyli zwycięstwo Bidzina Iwaniszwilego i jego formacji Gruzińskie Marzenie. Taki przebieg wyborów sam w sobie jest dużym osiągnięciem Gruzji. Nadal nie wiadomo jednak, jak potoczy się dalej sytuacja polityczna w kraju. Nie wiadomo, kto stanie na czele rządu i kto będzie startował w najbliższych wyborach prezydenckich. Wątpliwości budzi też to, czy zawiązana wokół Iwaniszwilego koalicja okaże się trwała. Składa się z sześciu odrębnych, do niedawna skonfliktowanych partii o różnych programach politycznych. Głównym motywem połączenia ich sił była niechęć do ekipy Saakaszwilego oraz czynnik finansowy, czyli zdolność miliardera Iwaniszwilego do sponsorowania kampanii wyborczej. Możliwe jest, że wkrótce po wyborach wewnątrz tej formacji pojawią się napięcia, co powodowałoby jeszcze większą destabilizację w ogóle sytuacji politycznej w Gruzji.

Co wybory oznaczają dla sytuacji gospodarczej? Liderzy koalicji deklarują, że nie zamierzają zrywać z polityką zachodnią Michaila Saakaszwilego, czyli integracji z Unią Europejską i światem Zachodu. Zapewniają, że rząd będzie kontynuował ten sposób myślenia, ale chcą jednocześnie unormować relacje z Rosją. Nawet jeśli nowy rząd Gruzji pozostanie otwarty na inwestorów z Zachodu, nie musi to jednak oznaczać, że zagraniczny kapitał rzeczywiście będzie szerokim strumieniem płynął do kraju. Kluczowe będzie to, na ile silny i stabilny będzie nowy rząd. Jeśli gruzińską politykę zdominują tarcia wewnątrz koalicji i walka z opozycją, inwestorzy nie będą traktować kraju jako atrakcyjnego miejsca do inwestowania. Koalicja Iwaniszwilego, co prawda, szła do wyborów z postulatami gospodarczymi, ale były to raczej hasła populistyczne niż prawdziwy program reform.

ALEKSANDRA JAROSIEWICZ

analityk Ośrodka Studiów Wschodnich