Do narodowej strategii rozwoju odwołał się na pierwszej konferencji prasowej Henryk Baranowski, prezes PGE. Największą polską firmą energetyczną zarządza od początku kwietnia, a w wakacje zamierza pokazać jej nowy plan działania.
— Strategia PGE musi ściśle współgrać z narodową strategią rozwoju. Skoncentrujemy się na wzroście efektywności aktywów, badaniach i rozwoju, a także na utrzymaniu czołowej pozycji w sektorze energetycznym — zapowiedział Henryk Baranowski.
Zalewa nas przez Litwę
Efektywność aktywów polskich grup energetycznych, w tym PGE, zależy głównie od wzrostu PKB (który napędza popyt na energię), cen energii elektrycznej i cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla (CO 2). Do tego trójkąta doszły w ostatnich latach odnawialne źródła energii, które mają pierwszeństwo dostępu do sieci przesyłowych i wypychają z nich aktywa węglowe. Od tego roku mamy zaś do czynienia z kolejną silną determinantą wyników — importem energii elektrycznej.
— Import netto wzrósł w pierwszym kwartale pięciokrotnie i to pokazuje skalę problemu — zauważa Henryka Baranowski.
Gwałtowna zmiana wynika przede wszystkim z uruchomienia w grudniu 2015 r. połączenia Polski z Litwą i jednoczesnego uruchomienia połączenia Litwy ze Szwecją. Szwecja, która dzięki energetyce opartej na elektrowniach wodnych cieszy się niskimi cenami energii, zintensyfikowała w ten sposób eksport. Oprócz dotychczasowego kabla, łączącego ją z Polską, ma teraz do dyspozycji nowy, pośredni. Kupujący, którzy widzą na krajowym rynku ceny wyższe od szwedzkich, z tego korzystają. Polska energetyka zaś traci.
— Pamiętajmy jednak, że połączenie ze Szwecją poprzez Litwę nie daje stabilności. Energetyka tego kraju silnie zależy od pogody, na dodatek kabel litewsko-szwedzki często podlega awariom. Niestety, spodziewam się wzrostu importu z Litwy — ostrzega Henryk Baranowski.
Podobne zastrzeżenia ma do połączenia z Niemcami, którym do Polski, w godzinach wietrznych, wpada prąd produkowany przez niemieckie elektrownie wiatrowe, silnie wspierane przez państwo. Dla energetyki konwencjonalnej to zagrożenie. — W ostatnich dniach padł w Niemczech rekord produkcji energii ze OZE. Efekt był taki, że cena energii na giełdzie była ujemna, a elektrownie węglowe i atomowe musiały dopłacać do produkowanej energii — objaśnia Henryk Baranowski.
Żeby móc budować
Dlatego zaznacza, że PGE będzie otwarta na rozwój połączeń międzynarodowych, ale pod warunkiem, że będą dodatkowym wsparciem.
— A nie doprowadzą do uzależnienia energetycznego kraju — podkreśla Henryk Baranowski.
I tu właśnie strategia PGE styka się z narodową strategią energetyczną. Państwowy plan nie istnieje wprawdzie na razie w formie dokumentu (prace nad polityką energetyczną do 2050 r. trwają), ale kierunek rządu PiS jest jasny. Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, a jednocześnie energetyczny strateg PiS, często podkreśla, że Polska ma być samowystarczalna pod względem produkcji energii, a filarem ma być węgiel. Problem w tym, że OZE i import energii destabilizują źródła konwencjonalne, które najlepiej zarabiają wtedy, gdy pracują równomiernie. Dlatego Piotr Naimski zapowiedział kilka dni temu na kongresie Energi@21 w Poznaniu, że nie przewiduje budowy nowych połączeń transgranicznych. Do tego energetyka ma dostać tzw. rynek mocy, czyli dostawać pieniądze nie tylko za produkcje energii, ale też za gotowość do jej produkowania. Jeśli to się sprawdzi, opłacalne staną się nie tylko istniejące bloki węglowe, ale również projekty zakładające ich budowę. Polskę czeka wyłączanie bloków starych, a nowych na razie brakuje. PGE chętnie by coś zbudowała.
— Uważnie się przypatrujemy wszystkim nowym projektom. Jest ich kilka w fazie „ready to build” — anonsuje Henryk Baranowski. © Ⓟ