Zegarkowy skok handlowy

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2017-01-25 22:00

Uwaga! Dziennikarz na tropie dziko rosnącego handlu zegarkami. To nie branża na tym zyskuje. Zatem kto?

Nieodkryte polskie specjalności eksportowe — wdzięczny temat na tekst. Jak je odkryć? Bardzo prosto — przeglądając dane GUS. I tak dochodzimy do zegarków. Ich import regularnie i stabilnie rośnie od lat, ale eksport miał lepsze i gorsze czasy — do 2014 r., gdy z jakiegoś powodu złapał wiatr w żagle. W 2015 r. zwiększył się o ponad 120 proc., a trzy kwartały zeszłego roku (brakuje danych za cały rok) pokazują, że nie był to jednorazowy skok. Główny ruch, i to w obie strony, widać na rynku niemieckim.

Od naszych zachodnich sąsiadów kupowaliśmy i sprzedawaliśmy przez lata czasomierze za kwotę około 20-30 mln zł, zaś największe zakupy robiliśmy u Chińczyków i Szwajcarów, gdzie nasze wydatki rosły w tempie dwucyfrowym. Naszymi największymi odbiorcami stawali się natomiast przez lata Szwajcarzy, a także Brytyjczycy i właśnie Niemcy, którzy nagle przyjęli w 2015 r. towar z Polski o 3,5-krotnie większej wartości niż rok wcześniej — za 124 mln zł. Import tej samej grupy produktów z Niemiec urósł w tym czasie 2,2-krotnie — do 132 mln zł. Wyniki po trzech kwartałach zeszłego roku to odpowiednio 98 i 85 mln zł. Ciekawe. Pytamy sprzedawców zegarków, co czy kto za tym stoi.

— Zwiększamy eksport w różnych kierunkach, ale to niemożliwe, by taki wynik zrobił któryś z polskich jubilerów ani oni wszyscy razem. Nie mogą to być zegarki z metalami szlachetnymi. Może to kwestia rozwoju polskich sieci odzieżowych za granicą, które w swoim asortymencie mają także zegarki — mówi jeden z krajowych przedsiębiorców z branży jubilerskiej.

Wypowiedź pod nazwiskiem? Nie, dane są zaskakujące, nie chce się przestrzelić w szukaniu wyjaśnień, jak okaże się kiedyś, o co naprawdę chodziło. W Niemczech sklepy pod szyldem Reserved ma LPP. Trudno jednak uznać, żeby w kilkunastu sklepach mógł nagle zwiększyć sprzedaż zegarków o kilkadziesiąt milionów złotych (gdy kosztują one do 20 EUR za sztukę).

— To nie zegarki modowe z wyższych półek cenowych. Tu rośnie import, bo Polacy faktycznie kupują coraz więcej, ale to nie takie kwoty i nie taka dynamika. O eksporcie natomiast w ogóle trudno mówić, bo to my przecież jesteśmy kupującym,a nie sprzedającym. Może to jakiś przekręt, podobnie jak z elektroniką, i chodzi o smartwatche — dodaje jeden ze znawców branży.

Pod podobnymi spekulacjami oczywiście oficjalnie się nie podpisze. Głośnym echem odbiła się poniedziałkowa wypowiedź wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Mówił o odkrytym fikcyjnym eksporcie elektroniki użytkowej, telefonów komórkowych, twardych dysków itp., na 20 mld zł (w ciągu 2,5 roku). Jednak smartwatche nie są klasyfikowane w kategorii zegarków, nie ma ich więc w zegarkowym eksporcie i imporcie. Co zatem dalej? Mamy coraz większe grono artystów rękodzielników mających w ofercie zegarki, szeroko dostępne poprzez e-commerce w całym świecie. Również oni nie są w stanie zwiększyć w ciągu roku eksportu ze 130 do 289 mln zł.

Może zatem, jak w wielu innych dziedzinach, tak i w zegarkach, jesteśmy mocni w reeksporcie? Skoro jesteśmy całkiem dużym eksporterem kawy czy herbaty, możemy także zegarków. Ciężko jednak wytłumaczyć tutaj sukces efektem skali uzyskiwanym przez kraj, który dużo kupuje i z tego powodu może korzystnie sprzedawać mniejszym krajom (m.in. tym eksperci tłumaczą sukcesy w sprzedaży żywności do Czech czy Słowacji). Żaden z naszych rozmówców (rozmawialiśmy jeszcze z dwoma osobami specjalizującymi się w eksporcie i imporcie) nie potrafił też wytłumaczyć tych nagłych dużych zmian. Czytelnicy, prosimy zatem o pomoc.

PS W swojej dziennikarskiej historii mam na koncie podobny temat. Swego czasu gwałtownie wzrósł eksport naszych słodyczy do Chin. Czołowe spółki zastanawiały się, kto za tym stoi i dlaczego nie one… Były różne domysły — firma X/Y/Z podpisała gigantyczny kontrakt i milczy, GUS źle policzył, wszyscy zwiększyli sprzedaż po trochu i to dało taki skok. Okazał się jednak jednorazowy. W kolejnych kwartałach sprzedaż wróciła do poprzedniego, niskiego poziomu. Wyjaśnienie przyszło dużo później — polska fabryka światowego koncernu jednorazowo zrobiła dużą produkcję dla Chińczyków, bo lokalny zakład był w remoncie.