Od 1 stycznia 2023 r. grupa LPP, produkująca odzież i zarządzająca takimi markami, jak np. Reserved, House czy Cropp, będzie przez 10 lat kupować energię od dwóch farm wiatrowych świeżo wybudowanych przez giełdową spółkę Figene Capital. Wiatrowa inwestycja to sfinansowana przez mBank jedna z największych w Polsce umów PPA (power purchase agreement). Wartości umowy nie ujawniono, ale branża szacuje, że przy zakontraktowanym wolumenie na poziomie 380 tys. MWh strony umówiły się cenę 500-600 zł zł/MWh, co daje 179-214 mln zł.
LPP potrzebowała zielonego prądu, a Figene finansowania. Największym wyzwaniem wydawało się przekonanie banku do udzielenia finansowania. Jak się udało? Oto dobre rady dla przedsiębiorców zainteresowanych PPA.
PPA, czyli power purchase agreement, to umowa bezpośrednio łącząca wytwórcę energii z jej odbiorcą. Może obejmować każde źródło: węglowe, gazowe lub odnawialne, ale w Europie furorę robią obecnie zielone. To długoterminowe umowy ze stałą ceną, które umożliwiają spółce budującej instalację uzyskać finansowanie bankowe. Dla odbiorcy, poza ceną, PPA ma tę zaletę, że pozwala mu odegrać realną rolę w rozwoju zielonej energetyki.
Trudne jak prognoza
— Głównym wyzwaniem było zapewnienie projektowi bankowalności — przyznaje Robert Koński, wiceprezes Figene, dewelopera farm wiatrowych.
Z doświadczenia Figene wynika, że banki nie przepadają za bardzo długimi umowami, tymczasem w tym przypadku chodziło o kontrakt na co najmniej 10 lat. Ostatecznie umowę z LPP Figene zawarł właśnie na taki okres, z opcją przedłużenia o pięć lat.
— Poza tym analizy długoterminowych trendów cen energii, po które sięgają banki, zakładają, że będą one rosły przez co najmniej pięć lat, a potem spadną. My natomiast mamy własne oceny rynku i know-how. Ostatecznie mBank zgodził się z naszymi argumentami i zaakceptował potencjalne ryzyko — tłumaczy Robert Koński.

Na szerszym rynku Figene oferuje pięcioletnie kontrakty PPA.
— To okres akceptowalny dla klientów, banków i ułatwiający prognozowanie cen energii. Prognozy w tym okresie są wzrostowe, co oznacza, że nasza inwestycja ma szanse w takim okresie spłacić dług i zacząć zarabiać. Po spłaceniu długu możemy sprzedawać energię na rynku spot lub w nowym kontrakcie PPA — tłumaczy Robert Koński.
Trudne wspomnienia
Adam Pers, wiceprezes mBanku ds. bankowości korporacyjnej i inwestycyjnej, przyznaje, że branża bankowa wciąż ma w pamięci zmiany legislacyjne, które w 2016 r. wpłynęły na stabilność długoterminowych umów na zakup zielonych certyfikatów zawieranych przez farmy wiatrowe ze spółkami dystrybucyjnymi.
— To wspomnienie ma nadal wpływ na postrzeganie ryzyka publiczno-prawnego w kraju — uważa Adam Pers.
W 2015 r. PiS oparło kampanię wyborczą m.in. na krytyce branży wiatrowej. Na fali antywiatrakowych protestów popularność zbudowała np. Anna Zalewska, była minister edukacji, dziś europosłanka PiS. Po wygranych wyborach rząd Zjednoczonej Prawicy przeforsował kilka zmian w prawie, uderzających bezpośrednio w inwestorów wiatrowych. Była to m.in. nowelizacja dotycząca tzw. opłaty zastępczej, która zmieniła warunki kontraktów terminowych zawieranych z wiatrakami, a ponadto ustawa odległościowa, blokująca de facto rozwój nowych projektów, oraz nowe regulacje podatkowe nakładające na wiatraki wyższą daninę od nieruchomości.
Zasada 10h obowiązuje do dziś, mimo że już od kilku lat rząd deklaruje wolę jej zniesienia i umożliwienia rozwoju wiatraków, najtańszego źródła zielonej energii.
Sponsor ma znaczenie
Nie znaczy to jednak, że banki stronią od umów długoterminowych w sektorze OZE.
— Bardzo dokładnie przyglądamy się sponsorom, czyli podmiotom, od których zależy spłacanie zobowiązań — precyzuje Adam Pers.
Podkreśla, że w przedsięwzięciu Figene i LPP bank miał do czynienia z jednej strony z deweloperem, który ma doświadczenie w budowie farm wiatrowych, a z drugiej z odbiorcą energii, którym jest jedna z największych polskich firm wchodzącym w skład indeksu WIG20.
— Ponadto Figene zapewniło wysoki wkład własny, miało umowę przyłączeniową, a umowa PPA została zawarta na 10 lat. To sprawia, że z perspektywy mBanku projekt jest bezpieczny i atrakcyjny — twierdzi Adam Pers.
Nie wszystkie projekty PPA, które wpływają do banku, wyglądają tak dobrze.
— Często brakuje wkładu własnego, często deweloper nie ma doświadczenia, czasem odbiorca energii sprawia wrażenie, że długoterminowe umowy ze stałą ceną nie są dla niego, a czasem proponowany okres obowiązywania PPA jest zbyt krótki. Dla nas idealna długość takiej umowy to 5-10 lat. Przy krótszym terminie wzrasta ryzyko udzielenia takiego finansowania. Zwykle kredyt na budowę źródła OZE udzielany jest na około 15 lat — tłumaczy Adam Pers.

W euro też można
Zainteresowanie PPA jest tak duże, że Adam Pers uważa, że można dziś mówić o rynku sprzedającego.
— Wynika to z dwóch przyczyn. Po pierwsze — finansowych, bo w ramach umów PPA można kupić energię za 500-700 zł/MWh, podczas gdy na giełdzie cena dochodzi do 2 tys. zł. Po drugie — wizerunkowych, bo firmy muszą korzystać z OZE, by nie tracić kontrahentów, którzy chcą dbać o środowisko — uważa Adam Pers.
Wśród trendów widzi m.in. umowy PPA w euro.
— To dobre rozwiązanie dla firm, które mają przychody w tej walucie. Jeśli jednak mają przychody w złotym, to odmawiamy — mówi wiceprezes mBanku.
W przyszłości spodziewa się zaś np. umów PPA zakładających, że instalacja OZE sprzedaje energię w całości w bieżących cenach rynkowych.
— Na razie jednak nie jesteśmy na to gotowi — mówi Adam Pers.
Pojawią się też zapewne bardziej zaawansowane modele umów PPA, w ramach których np. cztery farmy wiatrowe podpiszą z odbiorcami sześć umów o różnych parametrach.
Nadchodzi energetyczny deficyt
Sławomir Łoboda, wiceprezes LPP, które ochronę klimatu i środowiska oraz zrównoważony rozwój wpisało sobie do strategii, nad współpracą z Figene długo się nie zastanawiał.
— Spotkaliśmy się przypadkiem i — jak to często bywa w biznesie — postanowiliśmy wykorzystać nadarzającą się okazję. Wiadomo było, że chcemy kupować zielony prąd, pytanie dotyczyło tylko tego, w jaki sposób to robić — mówi Sławomir Łoboda.
Włożył jednak dużą pracę w zrozumienie rynku energetycznego i zatrudnił dodatkowo dwóch doradców, by mieć wsparcie w skomplikowanym procesie. Konkluzje okazały się ważkie.
— Zrozumiałem, że w perspektywie kilkunastu lat rynek energetyczny będzie w Polsce nieprzewidywalny. Nieprzewidywalność dotyczy zarówno ceny, jak też dostępności prądu w przyszłości. Nie chodzi o Unię Europejską i Zielony Ład. Nie ma po prostu pewności, czy Polska zdoła samodzielnie zaspokoić swoje potrzeby energetyczne. Prawdopodobnie nie zdoła, a deficyt energii będzie duży — uważa Sławomir Łoboda.

Lepiej się pomylić, ale mieć
W obliczu niepewności, czy w ogóle będzie mieć prąd, jesienią 2021 r. spółka LPP podpisała umowę z Figene.
— Priorytetem było zmniejszenie niepewności. Uznaliśmy, że lepiej pomylić się w prognozach cen, ale mieć tę energię. Zwłaszcza że zgodnie z naszą strategią będzie to energia zielona — tłumaczy Sławomir Łoboda.
Opłaciło się.
— Kiedy podpisywaliśmy umowę, energia na rynku spot kosztowała poniżej 500 zł za MWh, a dziś kosztuje ponad 2 tys. zł. Oczywiście, nikt nie przewidział wojny — mówi Sławomir Łoboda.
Długość umowy nie odstraszała.
— W LPP przyjmujemy, że perspektywa trzech lat to jutro. Z tego punktu widzenia 10-letni kontrakt PPA nie wydaje się zbyt długi — przyznaje wiceprezes odzieżowej firmy.
Na rynkach zagranicznych LPP inwestuje na razie w fotowoltaikę, ale nie wyklucza zawierania także wiatrowych umów PPA, być może również z Figene.
Czas na inwestora
Robert Koński nie kryje, że rynek sprzyja dziś inwestorom i deweloperom OZE.
— Wzrost cen energii przekracza najśmielsze oczekiwania, co daje możliwość sprzedaży energii na podstawie cen rynkowych, a nie tylko opartych na długoterminowych kontraktach PPA — mówi Robert Koński.
Figene, które do końca III kw. 2024 r. chce zbudować i uruchomić instalacje wiatrowe o mocy 120 MW i fotowoltaiczne o mocy 20 MW, rozgląda się za inwestorem. Na inwestycje potrzebuje 900 mln zł.
— Proces wyboru partnera planujemy zamknąć przed końcem roku — mówi Robert Koński.
Barierą dla branży jest wciąż obowiązująca ustawa odległościowa oraz trudności w uzyskaniu warunków przyłączeniowych do sieci dla nowych projektów. Kryzys barierą nie jest.
— Dobieramy silnych i wiarygodnych partnerów — zapewnia Robert Koński.