Teoretycznie plan jest, bo premier Donald Tusk powiedział podczas konwencji Platformy Obywatelskiej, że ma plan „rozpisany na miesiące”. Wymachiwał przy tym jakimiś dokumentami, które już kilka dni później dziennikarze rozszyfrowali jako ogólne plany wypełnienia zaleceń UE. Nie ma to nic wspólnego z planem „rozpisanym na miesiące”. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, po co premier wystawił się na odstrzał opowiadając o tym swoim planie. Wystarczyło powiedzieć, że przedstawi go w pierwszym kwartale 2014 roku.
Spójrzmy na ogólne założenia. Premier mówił o rozwoju małej i średniej przedsiębiorczości, wzroście płac, kontynuacji budowy infrastruktury o wydatkach na prace badawczo rozwojowe. Minister Mateusz Szczurek mówił o tym, że chce stworzyć kodeks podatkowy, który zastąpi skomplikowana ordynację podatkową.
Czego brakowało mi nawet w tym szkicu programu? Tego, co stanowi jeden z największych problemów Polski, czyli zapowiedzi reformy systemu ochrony zdrowia. Tak jak chyba większość obserwatorów sceny politycznej, zauważyłem brak dymisji ministra zdrowia, co według mnie jest koszmarnym błędem.
Ochrona zdrowia działała źle, będzie działała coraz gorzej, bo od mieszania herbata nie robi się słodsza, a w systemie jest po prostu za mało pieniędzy. Owszem, system jest też nieszczelny, więc nawet to, co jest teraz prowadzi do marnotrawstwa. Żadnym wyjściem nie jest poszerzenie prywatnej ochrony zdrowia. Mam w tej sprawie doświadczenia. Jestem przez pracodawcę ubezpieczony u jednego z dużych operatorów na tym rynku.
Z każdym rokiem kolejki do specjalistów wydłużają się. Do wielu z nich nie można się zapisać nawet z sześciotygodniowym wyprzedzeniem. Tak, wiem, że sześć tygodni to niewiele jak na publiczną ochronę zdrowia, ale im więcej będzie ludzi w systemie prywatnym tym dłuższe będą kolejki. Wynikiem będzie wzrost kosztów, co pięknie można prześledzić na amerykańskiej ochronie zdrowia. Dla jasności – nie mądrzę się, bo to nie moja poletko, ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego w tak ważnej sprawie nie sięga się po prawdziwych fachowców.
A przecież sprawa ochrony zdrowia będzie coraz bardziej istotna. Przede wszystkim dlatego, że przybywać będzie ludzi starych. Moje pokolenie, powojennego wyżu demograficznego, wchodzi w okres starości. Będzie wymagało innej, za to zdecydowanie bardziej intensywnej opieki zdrowotnej. Będzie też wymagało innych usług. W innych krajach dbanie o seniorów staje się powoli bardzo ważną gałęzią usług. Doskonały artykuł pt. „Starość. Nie lubię tego” opublikowany został w weekendowym wydaniu „Dziennika Gazety Prawnej”. Nawiasem mówiąc weekendowe wydanie „DGP” pod redakcja Rafała Wosia stało się doskonałym tygodnikiem z lekko lewicowym przechyłem.
W innych krajach o starszych obywateli nie tylko się dba w kontekście ochrony zdrowia. Państwo stara się też zachęcić przedsiębiorców licznymi, poważnymi, ulgami do zatrudniania starszych pracowników. Zmienia się formy zatrudnienia tak, żeby mniej wydajny człowiek dobrze się w nich znalazł. U nas? U nas wydłuża się wiek emerytalny do 67 roku wiedząc, że po 60. tce 90 procent ludzi jest bez pracy. Obejrzyjcie się wokół. Ilu starszych pracowników jest w firmie? U mnie może 2-3 procent.
Wydłużenie wieku emerytalnego po prostu spowoduje, że większa liczba ludzi będzie czekała na emeryturę będąc na zasiłku dla bezrobotnych (albo i bez niego). Niemcy wydłużając wiek emerytalny swoich seniorów po sześćdziesiątce oszczędzili. Niemcy zresztą w umowie CDU/CSU – SPD zgodzili się, że ludzie, którzy mają 45 lat składkowych będą mieli zmniejszony z 67 do 63 lat wiek przejścia na emeryturę. My jesteśmy bardziej ambitni.
Politycy jakoś nie widzą tego, że powojenny wyż to potężny elektorat. Elektorat z coraz bardziej jednolitymi potrzebami. Nie twierdzę, że ludzie w moim wieku stworzą partię (zresztą było już coś takiego i przepadło). Twierdzę, że jest to populacja bardzo podatna na obietnice. Łatwy żer. Warto o tym pamiętać.
Wróćmy do rekonstrukcji. Najprostsza jest sprawa z awansem na wicepremiera Elżbiety Bieńkowskiej i połączenie ministerstw rozwoju regionalnego i transportu w jedno ministerstwo rozwoju i infrastruktury. Uważam, że jest to decyzja sensowna i pozostaje trzymać kciuki za to, żeby nie okazało się, że w przypadku wicepremier sprawdziła się zasada Petera „W organizacji hierarchicznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji”. W interesie Polski leży, żeby dała sobie radę z olbrzymimi stojącymi przed nią zadaniami.
Pani wicepremier zapowiedziała, że będzie dużo środków przekazywała na badania rozwój (9 mld euro w ciągu 7 lat). Czy to dużo czy mało to kwestia do dyskusji. Według mnie niewiele. Nie to jest jednak najważniejsze. Najważniejsze jest to, żeby nie były finansowane aqua-patenty. To nieco prześmiewcze nawiązanie do masowo budowanych za unijne środki aqua parków. W nauce bardzo łatwo jest pieniądze źle wydać. Nie da się też wydawać ich w Polsce w sposób niestandardowy.
Czy możemy sobie w Polsce wyobrazić taki twór, jakim jest w USA DARPA (Defense Advanced Projects Agency)? Ta agencja rządowa umieszczona w pionie wojskowym ma za zadanie finansowanie niezwykłych projektów znacznie wybiegających przed obowiązującą wiedzą. Między innymi finansowała projekt budowy zdecentralizowanej sieci komputerowej (ARPANET), która zapoczątkowała rozwój Internetu.
DARPA wydaje potężne pieniądze na różne projekty, z których jedynie niewielka liczba zakończy się praktycznym wykorzystaniem. Twierdzi się, że gdyby z sukcesem zakończyło się więcej niż kilkanaście procent projektów to szefostwo Agencji powędrowałoby na zieloną trawkę. Sygnalizowałoby to bowiem, że pieniądze są wydawane bardzo konserwatywnie na projekty, które nie rokują osiągnięcia prawdziwego postępu. Można więc powiedzieć, że DARPA marnotrawi miliardy dolarów. Retoryczne pytanie: czy można sobie cos takiego wyobrazić w Polsce?
Zostawmy wicepremier, którą media (na nieszczęście dla niej) pokochały. Na nieszczęście, bo od miłości do nienawiści jest tylko mały kroczek… Zastąpienie Jacka Rostowskiego przez młodego, ale bardzo doświadczonego i doskonale wykształconego doktora Mateusza Szczurka było oczywiście zaskoczeniem. Pierwsze wywiady nowego ministra nie pokazały różnić w stosunku do poglądów ministra Rostowskiego, który według mnie był jednym z najlepszych ministrów finansów w trakcie ostatnich 24 lat.
Zapowiedź nowego ministra stworzenia kodeksu podatnika jest oczywiście cenna, ale jest mało prawdopodobne, żeby mu się to udało zrobić. Ma według mnie maksimum dwa lata, bo nie przyszedł przecież po to, żeby być długo ministrem. W wieku 38 lat minister przed nazwiskiem to doskonały dopalacz do późniejszej kariery w sektorze finansowym. Nie wiem tylko, czy minister zdaje sobie sprawę z tego, że w okresie wyborczym (a w taki dwuletni okres wkraczamy) nikt mu nie powoli na ograniczanie wydatków. Nawet bardzo oszczędna pani kanclerz Angela Merkel sypnęła groszem przed wyborami. Może się więc okazać, że uznania rynków finansowych minister nie zdobędzie.
To już jednak jego zmartwienie. Nasze, obywateli, jest takie, że co prawda mamy 80,5 mld euro do wydania w latach 2014 – 2020, ale nadal nie wiemy jak ma wyglądać Polska w 2020 roku, kiedy skończy się europejska kroplówka. Czasu jest mało, a jeśli dwa lata ciągłych wyborów doprowadzi do zmarnowania również tego czasu to w 2020 roku obudzimy się w Polsce z infrastrukturą, ale bez świetlanej przyszłości.
t.pl/pl/blog/wpis/zmiany-nie-oswietlily-drogi-do-2020-roku
Popieram kampanię, o której niżej:
https://www.youtube.com/watch?v=hXMzCv0Uksk&feature=player_embedded
Fundacje „Promyk Słońca“ (www.promykslonca.pl) i „Też chcemy być“ (www.tezchcemybyc.com.pl)
Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl
