Zmieniła się tylko ministerialna czapa

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-07-27 20:00

Zrestrukturyzowana Rada Ministrów (RM) w piątek, 25 lipca wystartowała z przytupem, chociaż na razie jedynie proceduralno-medialnym.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Premier Donald Tusk rozpoczął od dyscyplinującej zapowiedzi, że każde ewentualne głosowanie ministra w Sejmie przeciwko projektowi rządowemu automatycznie spowoduje jego wyrzucenie. Pił do postawy posłów Polski 2050, którzy ostatnio kilka razy trzymali sztamę z opozycją. Powiedział dosłownie „przeciwko”, zatem nie jest jasne, czy dyscyplinarka obejmuje również wstrzymywanie się oraz nieuczestniczenie w głosowaniu. Ta ostatnia ułomność regularnie dotyka posła… Donalda Tuska. Notabene w 22-osobowej obecnie konstytucyjnej RM proporcja posłów do nieposłów wynosi 16:6, zatem szóstka spoza Sejmu ma specyficzny komfort – jeśli ktoś wyleci, to nie za głosowanie.

Po restrukturyzacji propaganda rządowa zabetonowała się w pewnym kłamstwie liczbowym. Ze względów wizerunkowych powiela fałszywkę, że rząd zredukowany został z 26 do 21 ministrów konstytucyjnych, gdy naprawdę z 27 do 22. Moduł się zgadza, ale sztuczne zaniżanie wielkości o jedną osobę poprzez niewliczanie premiera to chwyt niezgodny z prawem. Konstytucyjny pierwszy minister nie tylko w III RP, lecz również w II RP oraz epoce PRL zawsze był, jest i będzie automatycznie wliczany do danego rządu. Tym bardziej, że dodatkowo może zajmować także stanowisko szeregowego ministra, co epizodycznie – chociaż tylko przez krótkie okresy – się przydarza. Na portalu KPRM pod tytułem „Skład Rady Ministrów” od czwartku widnieją oczywiście 22 portrety z opisowymi metryczkami, ale propaganda brnie w oczko 21. Niby wizerunkowy drobiazg, ale czemu oni w ogóle to robią?

Również w piątek RM przyjęła i opublikowała rozporządzenia zmieniające jej strukturę. Tak na szybko Donald Tusk restrukturyzację musiał ograniczyć do zestawienia na nowo niektórych klocków, tzw. działów administracji rządowej, które można zmieniać tylko ustawowo. Andrzej Domański, minister finansów i gospodarki, stał się panem na dwóch włościach odległych wzdłuż stołecznego Traktu Królewskiego o 900 metrów. Jego dotychczasowe Ministerstwo Finansów prowadzi trzy działy (budżet; finanse publiczne; instytucje finansowe), natomiast dwa przejęte (gospodarka; budownictwo, planowanie i zagospodarowanie przestrzenne oraz mieszkalnictwo) prowadzi bez zmiany… Ministerstwo Rozwoju i Technologii! To absurd w stosunku do tytułu konstytucyjnego ministra, ale chodziło o pewną stabilizację w nieuchronnym chaosie. Czerwona tabliczka na tzw. mincówce przy placu Trzech Krzyży na razie się nie zmieni na Ministerstwo Gospodarki (z dawnej epoki takowa czeka w magazynie), podobnie jak nazwy departamentów, pieczątki, firmówki etc. Ciekawie zapowiadają się natomiast ruchy kadrowe. Sczyszczonym ministrem był Krzysztof Paszyk z PSL, natomiast trzech jego wice delegowali udziałowcy konsorcjum – PO, SLD i Polska 2050. Czy będzie tutaj miejsce dla ludowca? Wiele stanowisk w portfolio ministerstwa szef obsadzał osobiście, dlatego naturalne jest pytanie o głębokość depaszykizacji. Od pierwszych godzin najgłośniej słychać o BGK, natomiast mnie interesuje pewna funkcja z drugiej linii powierzona przez Krzysztofa Paszyka koledze z PSL, na razie nie chcę zapeszać czy sugerować, ale będę jej losy monitorował.

Rekompensatą kadrową dla PSL stało się powołanie na ministra energii Miłosza Motyki. Objął on nie tylko dwa potężne działy, lecz również… dwa ministerstwa o niezmienionych nazwach. Powód jest ten sam, co w przypadku utrzymania tabliczki na wspomnianej mincówce. Nowy minister energii rządzi Ministerstwem Klimatu i Środowiska z działem – energia, oraz Ministerstwem Przemysłu z także jedynym działem – gospodarka surowcami energetycznymi. Pytanie retoryczne – jak w dziwacznej restrukturyzacji, obejmującej na razie wyłącznie kadrową czapę, polska gospodarka ma się w ogóle połapać?